czwartek, 8 stycznia 2015

Zakazany owoc smakuje najlepiej...

To była jedna z nielicznych nocy, kiedy po wymuszonym zbliżeniu Wiktor głośno chrapał w naszym łóżku. Za dnia elegancki, pachnący, szarmancki, w nocy przypominał bardziej ogra z bagien niż księcia z bajki. Z resztą, taki sam był w łóżku – powolny, ociężały, za-sapany i za-szybki. Tkwię w tej farsie od wielu lat i nie mogę się z niej wyplątać – a co mnie wiąże? Mój ojciec, który poprzez plan rychłych zaślubin chce realizować swoje biznesowe plany, również korzystne dla mnie i mojego stanowiska. Już dawno doszłam do wniosku, że uczucia nie są mi potrzebne, więc układ pomiędzy mną a Wiktorem, polegający na seksie i biznesie, przez długi czas wydawał mi się idealnym rozwiązaniem.

Było już dawno po północy, a ja przewracałam się z boku na bok, próbując uspokoić myśli. Nagle mój telefon wydał cichy, krótki dźwięk, który (całe szczęście) nie zbudził Wiktora z kamiennego snu. Gdy sięgałam po telefon myślałam raczej o północnych raportach finansowych, niż o … SMS’ie? Do tego numer nieznany. Zaintrygowana odczytałam wiadomość.
„Jestem w altanie. Cały nagi, cały Twój… Adam”
Serce biło mi jak oszalałe, a uda drżały z podniecenia. Skąd miał mój numer? Musiał wykraść ojcu. Albo mi, kiedy pod prysznicem…. To wszystko nie ważne. Liczyło się tylko to, że czekał na moje ciało, że pragnął mojego dotyku i pieszczot bardziej niż jakikolwiek znany mi mężczyzna.
Cicho wymknęłam się z sypialni, korytarza, domu…
W ogrodzie było ciemno i dość chłodno, zwłaszcza, że podążałam do altany odkryta jedynie męską koszulą pachnącą Armani Code. Kiedy drżącymi z zimna i podniecenia dłońmi uchyliłam drewniane drzwi, moim oczom ukazał się Adam, w całej okazałości, w blasku czerwonych (jak zakazany owoc) świec. Uśmiechał się zalotnie, a dłonią pieścił swoje nabrzmiałe z podniecenia klejnoty. Nieśmiało zbliżyłam się do niego, a niewinny, w moim mniemaniu, chłopiec rzucił się na mnie niczym wygłodniały tygrys na drobną gazelę. Rozdarł koszulę do wysokości mojego pępka i z nieskrywaną przyjemnością przyssał się do moich sterczących sutków. Znów odpłynęłam w krainę nieświadomości, a kiedy schodził coraz niżej, czułam już tylko przechodzące fale gorąca. Niewiele czasu poświęcił na pieszczoty – nie musiał. Byłam już gotowa kilka chwil po przeczytaniu SMS’a. Opierając nasze ciała na drewnianej ścianie drażnił mnie swoją męskością, aby wreszcie wbić się w moje nienasycone łono i posiąść je zupełnie. Mocno przytrzymywał moje usta, aby jęki, których nie potrafiłam pohamować, nie wydostały się poza jego silną dłoń. Kochaliśmy się powoli, łagodnie, sensualnie, chwilami mocno i zdecydowanie. Rozkosz napływała we mnie jak rwąca rzeka, która niebawem przerwie tamę. Wreszcie mój Adam doprowadził mnie do raju. Wiłam się niczym opętana przez demona, ale on nie przestawał. Delektował się moim obłędem, gdy doświadczałam orgazmu minuta po minucie. Wreszcie i on dotarł do finału, pulsując w rytm swojego szybkiego ze zmęczenia oddechu. Jeszcze chwilę trwaliśmy w tej pozycji, złączeni ciałami i myślami. Tylko chwilę. Ale chciałam tam pozostać na zawsze.

Weronika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz