czwartek, 29 stycznia 2015

Podwójne zaskoczenie = podwójna rozkosz

Święta to prawdziwie piękny czas… Na ten jeden moment w roku zwykle zapominam o pracy, stresie oraz wszystkich przykrych sytuacjach, których doświadczyłam przez ostatnie miesiące. Już sam zapach choinki, świeży, leśny i żywiczny, z łatwością ukoił skołatane nerwy, wprowadzając w moim otoczeniu błogi nastrój niekończącego się relaksu. W tym roku, wyjątkowo, wigilijną kolację spożywaliśmy tylko ja i Wiktor, w naszym domu, gdyż moi rodzice postanowili spędzić ten wyjątkowy czas gdzieś na wyspie w Tajlandii. Brzmi niecodziennie? Owszem, był to najgorszy z możliwych pomysłów, na jaki była w stanie wpaść moja mama. Zakładam, że w tym roku wolała poławiać ostrygi niż lepić pierogi. Niestety, wszystkie jej dotychczasowe obowiązki, polegające na gotowaniu, smażeniu i pieczeniu spadły na mnie…
Wigilijna kolacja od zawsze kojarzyła mi się z gwarem rozmów, serdecznym śmiechem mojego taty, pastorałkami nuconymi przez mamę przy serwowaniu posiłków… toteż gdy tylko we dwoje zasiedliśmy do wieczerzy, poczułam się nieco osamotniona. Nawet wspólne kolędowanie straciło swoją magię i sens. Wszystko odbywało się niejako „ku tradycji” i „pro forma”, a właściwie tylko po to, by wdzięcznym krokiem przejść do zdecydowanie najciekawszej części tego wieczora, czyli… prezentów! Ogarnięci radosnym amokiem rzuciliśmy się w pościg do salonu, aby w blasku migoczących lampek obdarować się wzajemnie najwspanialszymi podarkami! W moim elegancko przewiązanym, satynowym pudełeczku znajdował się komplet cudownej biżuterii, z białego złota, topazów i akwamarynów. Mój Mikołaj w tym roku okazał się niezwykle szczodry ;) Ja z kolei postawiłam na klasykę i praktyczność, wręczając ukochanemu ręcznie wykonany, skórzany portfel, który, zamiast grosika na szczęście, w swoim wnętrzu skrywał bilet na najbliższą Formułę 1 w Melbourne. Aż zapiszczał z radości. Tegoroczne niespodzianki naprawdę się udały, ale to jeszcze nie był koniec zaskakujących wydarzeń, lecz dopiero ich początek.
 Było już dawno po północy, gdy po namiętnym seksie drzemałam wtulona w ciepłe ramiona mojego Wiktora. Już docierały do mnie senne marzenia o wyjątkowych wakacjach we dwoje, gdy z błogostanu brutalnie wyrwał mnie głośny dzwonek do drzwi. Całe szczęście, nie zbudził on drzemiącego obok mężczyzny. „Kto do licha miałby mnie odwiedzać o tej porze… no przecież nie kolędnicy!” Sfrustrowana zbiegłam po schodach i pospiesznie otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazała się wąska ścieżka usypana z setek czerwonych róż! Nie mogąc otrząsnąć się z zaskoczenia, zarzuciłam płaszcz na niemal nagie ciało i w samych pantoflach udałam się trasą wyznaczoną przez purpurowe płatki. Prowadziła ona wprost do mojej… altany. Jakim cudem ktokolwiek mógłby mieć do niej dostęp? Przecież stoi zamknięta, a klucz do niej znajduje się w posiadaniu tylko mojego ogrodnika, który oczywiście zimą nas nie odwiedza, oraz… (otworzyłam drzwi)… jego syna! W zupełnym osłupieniu wpatrywałam się właśnie w pozbawionego ubrań Adama, który w blasku świec bawił się swoją męskością w obecności innego, nieznanego mi dotąd mężczyzny, który z całą pewnością był równie młody i równie nagi. W mojej głowie złość zmieszała się z podnieceniem i zakłopotaniem, a nogi ugięły się jak u szmacianej lalki. Po prostu stałam nieruchomo pośrodku tej scenerii, nie mogąc wydusić z siebie żadnego pojedynczego dania, które miałoby jakikolwiek sens. Chłopcy bez trudu zdali sobie sprawę z mojego stanu ograniczonej świadomości i natychmiast zabrali się do rzeczy… Gdy tylko zrzucili ze mnie płaszcz, natychmiast przewiązali moje oczy czarną apaszką. Tak zdezorientowaną, rozpaloną do granic możliwości, łagodnie ułożyli na stole. Przez chwilę czułam na sobie wyłącznie ich dłonie, zachłannie penetrujące wszystkie zakamarki mojego ciała. Potem do tej rozkosznej tortury dołączyły również ich usta. W czasie, gdy jedne z nich pokrywały moje piersi miękkimi pocałunkami, drugie wiodły niezbadane ścieżki dokoła mojego najbardziej czułego punktu… Jestem pewna, że należały one do Adama. Nikt, tak doskonale, nie potrafił dostarczyć kobiecie nieziemskiej przyjemności za pomocą samego języka. Wystarczyło kilka minut, aby moje usta mimowolnie rozpoczęły sensualną piosenkę, złożoną z przyspieszonych oddechów, głośnych jęków i cichutkich westchnień. Bez niezbędnego uprzedzenia, jeden z mężczyzn nagle brutalnie wtargnął w moje ciało, wypełniając je po brzegi. Krzyknęłam głośno, wbijając swoje paznokcie w chłodny, drewniany blat. Ktoś szybko szepnął „Ucisz ją” i natychmiast moje usta wypełniły się sztywną męskością seksualnego oprawcy. Nie jestem w stanie opisać, jak deprawujące i zarazem podniecające było to doświadczenie! Całkowicie ociemniała i niema, słyszałam wyłącznie ich zdecydowane ruchy, a jedyne, na co mogłam sobie pozwolić to dotyk… czuć ich twarde ciała, które z taką młodzieńczą pasją posiadały moje oba wilgotne otworki w tym samym czasie. Doprowadzenie mnie do szczytu rozkoszy nie zajęło im szczególnie dużo czasu, a widok mojej orgazmicznej pozy niedługo później zabrał obu ponętnych panów w krainę niekończącej się rozkoszy. Choć potraktowali mnie jak zwykłą zabawkę, dmuchaną lakę, postanowili pożegnać jak damę, ozdabiając moją szyję i biust sznurami białych pereł…
 Nie pamiętam w jaki sposób znalazłam się pod prysznicem, i ile czasu spędziłam w objęciach gorącej wody. Na myśl przychodziło mi tylko jedno zdanie: Chcę więcej, więcej i więcej! Satysfakcja, której ostatnio doświadczam, jest wprost obezwładniająca. Odkryłam swoją pasję na nowo i dopóki jestem piękna i młoda, zamierzam korzystać z niej więcej niż w standardowych stu procentach!
Weronika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz