czwartek, 30 kwietnia 2015

Największe z seksualnych doznań to zaskoczenie!

Od niespodziewanego prawie-wypadku na placu budowy minęło już kilka dni, a ja wciąż nie przestałam myśleć o tym, co wydarzyło się podczas obiecanego spotkania. Do teraz, kiedy przypominam sobie tę noc… mam dreszcze. Piekielnie podniecające dreszcze. I apetyt na więcej.

Ale zacznijmy od początku.

Wszelkie sprawy związane z działalnością firmy udało mi się streścić do zaledwie godzinnej pracy, tak więc jeszcze przed południem mogłam spokojnie opuścić biuro. Wracając taksówką do domu, wciąż myślałam o tym, w jaki sposób będzie przebiegało nasze spotkanie… zwłaszcza, ze zaproponowana przez niego nazwa restauracji nie kojarzyła mi się z żadnym eleganckim lokalem w centrum, w których przecież tak często bywam. Cokolwiek zaplanował dla nas dwojga, mogło być zarówno bardzo dobre, jak i wyjątkowo słabe i nieinteresujące. Dlaczego w ogóle zgodziłam się na randkę z nieznajomym facetem, który absolutnie nie jest w moim typie? Do końca nie byłam pewna swoich przemyśleń i reakcji. Czasem mój mózg płata mi całkiem dziwaczne figle.

Mała czarna? A może jeansy i sweter? Po raz pierwszy w życiu tak naprawdę nie wiedziałam, jak przygotować się na spotkanie. Ostatecznie, po długim rozważaniu wszelkich „za” i „przeciw” w wannie pełnej gorącej wody doszłam do wniosku, że bardziej przystoi mi pokazać się w niszowej knajpce, ubranej w elegancką sukienkę, niż luksusową restaurację odwiedzić w spodniach i dzianinowym kardiganie. A jeśli stylizować się elegancko, to tylko w pełnym tego słowa znaczeniu. Czarna mini, gustowny, lecz nieco wyzywający dekolt, krwiście czerwone szpilki, podobnie jak usta, modny żakiet oversize, złoty zegarek, złote dodatki, mała, lakierowana kopertówka. Gotowe! Wsiadając do zamówionej wieczorem taksówki, poczułam się lekko spięta i zdenerwowana. Do tej pory, gdy udawałam się na „potajemne” randki, towarzyszyły mi raczej podniecenie i ekscytacja. Wtedy również czułam pewien rodzaj emocjonalnej ekscytacji, jednak podszyta ona była strachem i niepewnością. Dlaczego tego dnia zdecydowałam się również na wybór czerwonej bielizny? Koronkowego, prześwitującego biustonosza i niemal półprzezroczystych stringów? Przecież nie planowałam nic więcej, ponad dobrą kolacją i kilkoma lampkami wina… o żadnej łóżkowej relacji zwyczajnie nie mogło być mowy. Więc skąd to dziwne mrowienie w podbrzuszu?

Zatrzymaliśmy się około 3, może 4 km od centrum.
„To tutaj – rzucił w moją stronę wąsaty taksówkarz – a tą ulicę to znajdzie Pani bez problemu. Do końca tej alejki i w prawo.”
„Dziękuję Panu.” – odparłam uprzejmie, wręczając mu odpowiedni banknot. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi ruszył z piskiem opon, jak gdyby w obawie, że zechcę upomnieć się o resztę. Powędrowałam więc spokojnie przez zaciemnioną alejkę, mijając po drodze kilka niszowych barów. Moje nerwy znów dały o sobie znać. Niewiele myśląc przekroczyłam próg pierwszej lepszej pijalni i zamówiłam 2 szklanki czystej whisky z lodem. Na koniec jeszcze spory kieliszek wódki. Kiedy po moim ciele rozpłynęła się fala ciepła poczułam, że jestem już gotowa stawić czoła wyzwaniu. Nawet mój humor poprawił się nieco… choć chyba przesadziłam z ilością spożytych tego dnia trunków. Chwiejnym krokiem dotarłam do umówionej restauracji. Kątem oka dostrzegłam przez szybę, jak czeka na mnie z bukietem różowych frezji (moich ulubionych!). Pewnym krokiem weszłam do środka i… ogarnęło mnie zdumienie. Lokal, choć nie należał do ekskluzywnych, z pewnością nie był również tani. Lecz klimat, który w nim panował, warty był każdej złotówki! Przytulnie, ciepło, cicho i intymnie… a wystrój – jakiż on był piękny i wysublimowany. Mój gust, mój smak, moje wymagania spełnione w 100%. Nim jeszcze zdążyłam dotrzeć do stolika, mężczyzna wstał i odsunął mi krzesło, zachowując się w ten sposób jak na prawdziwego gentlemana przystało.
„Dziękuję Ci…” – zająknęłam się. Przecież nie znałam jego imienia.
„Michał.” – odparł łagodnie. „A więc na co masz ochotę, Weroniko? Zamówiłem wspaniałe wino. Spróbuj!”

Jeszcze nigdy nie słyszałam, by ktokolwiek mówił w tak ciekawy i interesujący sposób. Każde jego słowo chłonęłam niczym gąbka, podobnie jak wyborne wino, którym wciąż nie przestawał mnie raczyć. W pewnym momencie zwyczajnie zdałam sobie sprawę, że w nim jest coś wspaniałego, prostego i szczerego, co sprawia, że zwyczajnie chce się cały czas przebywać w jego towarzystwie. Pomyślałam, że mogłabym rozmawiać z nim przez całą noc, jak gdybym po latach wreszcie odnalazła pokrewną mi duszę. Lecz godziny płynęły jak wartki strumień i nieubłaganie nadszedł czas rozstania. Wychodząc na zewnątrz chwyciłam za telefon, by zamówić dla siebie taksówkę. On jednak miał znacznie lepszy pomysł:
„Wiesz, nie chciałbym, żebyś się przestraszyła mojej propozycji, ale myślę, że fajnie byłoby przedłużyć nieco to spotkanie. Mam w mieszkaniu butelkę 30-letniej whisky… wspominałaś, że lubisz… myślę, że to bardzo dobra okazja, by ją otworzyć.”
Mnie jednak nie interesował alkohol, a jedynie jego wspaniałe towarzystwo. Bez większego namysłu zgodziłam się. Przecież nie wyglądał na psychopatycznego mordercę. Wsiedliśmy do jego czarnego SUV’a i zaczęliśmy przemieszczać się poza miasto, w otoczeniu doskonałej muzyki, płynącej z dobrze-brzmiących głośników. Muszę przyznać, że ma znakomity gust. Pomruczęliśmy razem popularny kawałek Johna Mayera, a potem… najzwyczajniej w świecie zasnęłam.

Pamiętam, jak przez mgłę, że te silne i męskie ramiona odpięły moje pasy i uniosły mnie, niczym piórko. Zapach klatki schodowej, dźwięk windy… nie pamiętam, które było to piętro. Szczęk klucza i zapach drewna w przedpokoju. Ułożył mnie delikatnie na łóżku w sypialni, a potem jedna po drugiej, zdjął ze mnie szpilki, żakiet i biżuterię. Na moment znów straciłam świadomość. Zbyt duża ilość alkoholu uderzyła moją świadomość obuchem, tak więc świadomość odzyskiwałam jedynie na krótkie momenty. Jego ciepłe i drżące palce przeciągały teraz suwakiem po plecach… zsunęły z ramiączka… a cała sukienka w kilka sekund znalazła się poza zasięgiem mojego ciała. Wodząc ciepłymi ustami po moich udach, delikatnie zsunął z nich pończochy. Dopiero gdy pozostałam w samej bieliźnie okrył mnie puszystą i pachnącą kołderką… a wówczas odpłynęłam już zupełnie w krainę nieświadomości…

Kiedy ocknęłam się ponownie, wstawał już nowy dzień. Słońce nieśmiało wdzierało się przez zaciągnięte rolety, rozpościerając po jasnym pokoju złotą i ciepłą smugę. Nim otworzyłam swe powieki odpowiednio szeroko, poczułam na swoich piersiach te same, spracowane dłonie i usta okolone obfitą, lecz cudownie miękką brodą, pachnącą drogocennymi olejkami…
„Księżniczko…” – wymruczał do mojego ucha – „Cieszę się, że już się obudziłaś. Masz na coś ochotę? Może śniadanko? Soczek?”
Podniosłam się zszokowana, rozglądając się nerwowo za swoim odzieniem.
„Hej, Skarbie, nie wstawaj… Powiedz tylko na co masz ochotę – ja wszystkim się zajmę.”
„Czy my… tej nocy…”
„Jeszcze nie, moja Pani. Jeszcze nie… Chociaż Twoje rączki nie były tak grzeczne. Rozebrałaś mnie… i dotykałaś… nie pamiętasz?”
„Nie…”
„Przypomnij sobie…” – wymruczał, kładąc moją dłoń na swojej zdumiewającej erekcji. A ja znów poczułam nagły przypływ podniecenia.
„Przypomniałaś sobie?” – zapytał, wsuwając swoją dłoń pod bieliznę… – „Oh tak… czuję, jaka jesteś wilgotna… Co z tym zrobimy?”
„Wykorzystamy okazję?”
„Jak sobie życzysz, Skarbku.”
Rzucił się na mnie i całą swoją siłą przycisnął do materaca. W pośpiechu odchylał moje stringi i zanurzając swoją głowę pomiędzy moje rozedrgane uda, dał popis swoim umiejętnościom. Nie wyglądał na faceta, który w swoim życiu zadowolił wiele kobiet, a jednak to nie przeszkodziło mu w mistrzowski sposób doprowadzić mnie do zupełnej ekstazy. Kwiliłam, by zechciał wypełnić mnie swoją męskością aż po brzegi, lecz on niewzruszenie kontynuował lubieżny taniec języka dokoła mojej łechtaczki. Dopiero gdy nasycił się słodyczą mojej soczystej i słodkiej brzoskwinki wreszcie nasunął się na mnie i wpijając się w moje usta z niewyobrażalną siłą natarł na moją kobiecość. Był tak olbrzymi i sztywny, że mogłam pomieścić w swoim wnętrzu jedynie niewiele ponad połowę z jego obfitości. Przesunął się we mnie powoli kilka razy, a widząc, jak niesamowitą przyjemność mi to sprawia, nabrał szaleńczego tempa. Pragnęliśmy siebie nieustanie od momentu, gdy przekroczyliśmy barierę cielesnej bliskości, a zwieńczeniem tej dzikiej żądzy mógł stać się jedynie wyjątkowy orgazm, wokół którego teraz skupiały się moje myśli. Czułam rozkosz, która wzbierała we mnie jak rzeka po sowitej burzy… chłonęłam zapach jego skóry i drżące dłonie ściskające moje piersi. Odwrócił mnie na brzuch i ponownie ze spokojem wypełnił moją ciasną szczelinkę w pozycji na pieska. Oddychał coraz szybciej i głośniej, wtórując nieokiełznanym jękom dobywającym się z mojego gardła. Czułam, że był już bardzo blisko, gdy delikatnie wysunął się ze mnie i nie pytając o pozwolenie… tak po prostu przecisnął się w głąb mojej drugiej szczelinki i złożył w niej swój nektar męskości, jednocześnie stymulując mój punkt G za pomocą grubego i twardego, lecz niesamowicie delikatnego palca. Dochodziliśmy w idealnym rytmie, synchronicznie i powoli, delektując się każdą sekundą perfekcyjnego dopasowania naszych ciał. Wreszcie wysunął się ze mnie i ułożył obok mnie, próbując złapać oddech.
„Nie wiem jak dobrym kochankiem jestem… Ale zdaje się, że było Ci całkiem dobrze.”
„Tylko dobrze? Było tak, że aż mam nadzieję na kolejne spotkanie.”
Pogładził mnie otwartą dłonią po policzku.
„Co tylko sobie życzysz, Skarbie… Czego tylko chcesz…”

Weronika

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Wypadek przy pracy…

Tego dnia – dla odmiany – pracy miałam więcej, niż zwykle. Humor nie dopisywał mi więc szczególnie, zwłaszcza, że poprzednią noc spędziłam z kubkiem kawy nad poprawą dokumentów, których uzupełnianie nieopatrznie powierzono pewnej niezbyt zorientowanej praktykantce. Nie zmrużyłam oka od ponad 30 godzin, a mimo to wybrałam się o 6:30 do biura. Całe szczęście, poza jedną konferencją online (de facto nieobowiązkową), tego poranka nie czekały na mnie żadne inne obowiązki. Za to nieprzewidziane wypadki? Jak najbardziej…

Brzmi to niczym historia z kiepskiego filmu o banalnej historii miłosnej. Sytuacja prawie tak absurdalna, jak remont parkingu pod biurowcem. Ze względu na prowadzone prace budowlane w budynku naprzeciwko, które całkowicie wyłączyły z użyteczności również całe tereny dokoła mojej firmy, taksówkę opuściłam zupełnie po drugiej stronie, co zmusiło mnie do przebrnięcia z kubkiem kawy i w szpilkach (!!!) przez plac budowy. Po świeżo wyłożonej kostce brukowej szło się w miarę gładko, ale gdy przyszło mi przeprawić się przez nieco bardziej problematyczną nawierzchnię, pojawiły się problemy. Pomimo wzmożonej ostrożności, mój zmysł równowagi ograniczało niesamowite zmęczenie. Stawiając niepewny krok na piasku i kamieniach, nagle zachwiałam się, a moje ciało natychmiast pochyliło się ku upadkowi. W ułamku sekundy pogodziłam się z myślą bolesnego upadku na twardy grunt. Zacisnęłam powieki… Ku mojemu zaskoczeniu, zamiast ostrego gruzu na mojej skórze poczułam miękkość i ciepło. I delikatny aromat męskich perfum, zmieszany z zapachem cementu, potu i pracy. Otworzyłam oczy… Spoczywałam właśnie w silnych, robotniczych ramionach jednego z pracowników placu budowy. Bardzo szybko zerwałam się na równe nogi. Zauważyłam też, że zawartość mojego kubka wylądowała na jego niebieskim uniformie i kraciastej koszuli, a że była to jeszcze gorąca, niemal wrząca kawa, musiałam go mocno poparzyć. Widziałam, jak trzymał się za ramiona i klatkę piersiową. Przez zaciśnięte z bólu zęby wycedził:
„Nic Pani nie jest?”
„Wszystko w porządku. Dziękuję. Ale Pan… poparzyłam Pana… Bardzo przepraszam…”
Wtedy też zdałam sobie sprawę, że właśnie mam do czynienia z moim „podglądaczem”. Poczułam się co najmniej dziwnie.
„Nic nie szkodzi. To przejdzie.” – syknął, rozcierając swoje popiersie.
„Nie zostawię tak tego. Proszę za mną.”
Instynktownie pociągnęłam go za rękaw. Choć początkowo opierał się moim naleganiom, ostatecznie udał się za mną do firmy.

Szefowa wyjeżdżająca windą na najwyższe piętro w towarzystwie umorusanego od stóp do głów pracownika budowy w kasku musiała stanowić nie lada atrakcję i pretekst do plotek. Widziałam, jak mój bodyguard czuł się zakłopotany tą sytuacją, a przynajmniej takie wrażenie sprawiał. Nie zważałam na to. Obiecałam mu pomoc i słowa dotrzymać zamierzałam. Dotarliśmy wreszcie do mojego gabinetu, w którym znajduje się także moja prywatna łazienka z prysznicem. Poleciłam mu, aby rozebrał się i schłodził poparzenie, a ja w tym czasie załatwię mu świeżą koszulę.
„Ależ nie trzeba… ja czuję się całkiem dobrze…” – jąkał zaczerwieniony.
„Znacząco nalegam. Taka pomoc to nic, w porównaniu z Pana poświęceniem i uratowaniem mnie przed złamaniem ręki… a może i nawet pokiereszowaniem twarzy.”
Zaczerwienił się jeszcze bardziej. Zdjął kask i położył go na moim biurku… powoli… jak gdyby przypominał sobie, co na tym blacie działo się jeszcze kilka dni temu. Bez słowa pochwycił ręcznik i udał się do toalety. Prysznic zaszumiał, a w tym momencie do gabinetu wpadła moja serdeczna, choć nieco wścibska asystentka.
„O co tutaj chodzi? Co robi tu ten budowlaniec?” – szeptała z szeroko otwartymi oczami.
Wtedy w skrócie opowiedziałam jej o całej sytuacji, która przed chwilą zaszła. Dopiero wtedy pojęła motywy mojego postępowania. Zanim jeszcze wyszła, poprosiłam, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Oczywiście obiecała o to zadbać. Zamknęłam za nią drzwi na klucz.

W tym czasie mężczyzna opuścił łazienkę. Pachniał nieco zabawnie, moim truskawkowym żelem pod prysznic. Niebieskie ogrodniczki naciągnął jedynie powyżej bioder. Podałam mu więc jedyną koszulę jaką miałam, czyli pozostawioną niegdyś przez Wiktora, elegancką i zdaje się dość drogą – w niebiesko czerwoną kratkę.
„Nie nie, to zbędne.” – wybąkał zaczerwieniony. Przypuszczał, że ten designerski wyrób pod pod robotniczymi spodenkami będzie wyglądał dość komicznie. Nie ustępowałam jednak w swoich naleganiach. Zanim jednak mężczyzna posłusznie odział się w podane mu przeze mnie ubranie, poprosiłam go, by usiadł na kanapie. Wyciągnęłam z szuflady krem z alantoiną i pantenolem (którym niegdyś koiłam swoje poparzenia po zbyt długiej wizycie w solarium) – zaczęłam nacierać nim czerwone plamy na jego skórze… dużych przedramionach, gęsto zarośniętej klatce piersiowej. Zadrżał, gdy moje palce musnęły jego skórę, a serce biło mu jak oszalałe. Ani razu nie podniósł na mnie oczu, jak gdyby już sam mój widok peszył go bardziej, aniżeli wizyta sam-na-sam z tancerką karnawału w Rio de Janeiro. Za to ja przyglądałam się mu bez ograniczeń. Nie był moim ideałem. Ba – nawet nie uważałam, aby był wystarczająco przystojny i oczytany, choć nie wyglądał również na głupca. Był nieco niski, dobrze zbudowany, lecz niezbyt umięśniony – jak na prawdziwego mężczyznę na jego stanowisku, posiadał niewielki brzuszek piwny. Niedbałe, nieprzycięte włosy, długie prawie do ramion, a przy tym stroszące się i gęste jak lwia grzywa, w kolorze wrześniowych kasztanów. Do tego całkiem pokaźny zarost na twarzy, porysowane od pyłu okulary, spracowane, twarde dłonie… Do teraz nie potrafię wytłumaczyć, co takiego urzekło mnie w tym mężczyźnie, że zwyczajnie zapragnęłam go tu i teraz, że i ja zadrżałam, czując pod opuszkami ciepło jego ciała, że z każdym kolistym ruchem, wykonanym na jego gęsto zarośniętej klatce piersiowej, robiłam się coraz bardziej wilgotna… Moje myśli eksplodowały, a ja poddałam się im bez reszty…

(…) Pochwycił moje pośladki i mocno przyciągnął do siebie. Dopiero wtedy zauważyłam, jak potężna erekcja przebija się przez jego odzienie. Chciałam zaprotestować – jednak on był silniejszy – i nim zdążyłam otworzyć usta, już zamknął je brutalnym i mocnym pocałunkiem. Nie silił się na delikatność i subtelne pieszczoty. Prawie zrywał ze mnie każą część garderoby, sapiąc przy tym i obcałowując każdy odsłonięty fragment mojego ciała. Wiedziałam, że jest to co najmniej niedorzeczne, by tak łatwo oddawać się pierwszemu lepszemu pracownikowi fizycznemu i że to zwyczajnie nie przystoi kobiecie na moim stanowisku. Nie potrafiłam tego powstrzymać i ostatecznie, zamiast odepchnąć go od siebie, pochwyciłam w dłonie jego gęstą czuprynę i szepnęłam mu do ucha:
„Weź mnie. Jestem Twoja.”
Podziałało, niczym płachta na byka. A ja niczym torreador wzbudzałam w nim seksualną agresję za pomocą krwisto czerwonej bielizny. Nie mocował się z nią długą i pozbawił mnie wszelkiego odzienia w mgnieniu oka. Przy okazji sam doprowadził się do kompletnej nagości. Był coraz bardziej seksowny w moich oczach. Używając całej swojej siły pchnął mnie na kanapę i ustami zgłębił się pomiędzy moje uda… Ach! Jakiego demona we mnie zbudził! Oszalałam z podniecenia i żądzy zaspokojenia! A on niewzruszenie kontynuował namiętne pląsy swojego języka po łechtaczce i obu szczelinkach. Dość było tych nastoletnich pieszczotek! Chciałam więcej, bardziej i mocniej… i wreszcie poczuć go w sobie. Zmusiłam go, by położył się na wznak, pieszcząc w dłoni jego monstrualnie napięte klejnoty i sterczącą męskość. Nie przerywając pocałunków, uklękłam nad nim i powoli nasunęłam się na muskający mój wilgotny otworek sztywny pal. Aż zacisnął zęby z rozkoszy… Rozłożyłam paznokcie na jego piesiach i zaczęłam ujeżdżać go, niczym napalona kowbojka na rodeo. Mocno i szybko. Głęboko i z należytą stymulacją. Z trudem powstrzymywaliśmy głośne jęki i drżące oddechy. Wreszcie, wciąż trzymając jego atrybut głęboko w swoim łonie, wygięłam się ku tyłowi, układając cały korpus i głowę pomiędzy jego lekko rozwartymi nogami, chwytając go dłońmi za kostki. To pozycja węża, której od niedawna chciałam spróbować. Czysta poezja… ON, mając wolne ręce, natychmiast przeniósł je na łechtaczkę, delikatnie drażniąc jej wrażliwy guziczek i doprowadzając mnie tym samym do zupełnej ekstazy! Przejmowałam kontrolę nad zbliżeniem, z każdym obfitym centymetrem, który gładko wsuwał się i niechętnie opuszczał moje ciasne i przytulne ciało. Nie chciałam, by to uczucie kiedykolwiek się skończyło. Chwilo trwaj – jesteś nie tylko piękna, ale i pełna nieokiełznanej rozkoszy.

„Już wystarczy, dziękuję. Poparzenie nie jest groźne. Trochę się na tym znam.”
Otworzyłam oczy. Zszokowana dostrzegłam, że wtarłam w niego ponad pół tubki specyfiku.
„Oczywiście, jasne….” – wyszeptałam zdezorientowana.
Mężczyzna ubrał się i skierował do wyjścia, wciąż rumieniąc się niczym mały chłopiec.
„Jestem Pana dłużniczka.” – szepnęłam jeszcze, nim opuścił mój gabinet – „Jeśli ma Pan ochotę, zapraszam Pana do naszego bufetu na obiad. Z kolegami. Na koszt firmy.”
„Po tak kompleksowej pierwszej pomocy, to ja jestem Pani dłużnikiem. Proszę pozwolić mi w ramach rekompensaty zaprosić się na kolację dziś wieczorem.”
„Oczywiście, bardzo chętnie!” – rzuciłam z uśmiechem, nim tak naprawdę zdążyłam się zastanowić. Czy ja właśnie umówiłam się z pracownikiem budowlanym?
Wow. To może być zupełnie odmienne doświadczenie…

Weronika
008 - sex snake

czwartek, 23 kwietnia 2015

Obserwator na spektaklu naszych ciał…

Typowy nudny dzień spędzony w pracy. Już o 11 odrobiłam całą swoją „pracę biurową” i właściwie mogłam wybrać się do domu, albo na zakupy. Niestety o 16 czekało na mnie jeszcze ważne spotkanie, gdyż lot mojego kontrahenta z UK odbył się z opóźnieniem, o czym zostałam wcześniej poinformowana. Tak więc nie pozostało mi nic innego ponad przeglądanie internetu, układanie długopisów w równy rządek i objadanie się owsianymi ciasteczkami. Ciepłe i względnie świeże na tej wysokości powietrze wpadało do mojego gabinetu i łagodnie rozpływało się po oblanym słońcem biurku. Postanowiłam zaczerpnąć go jeszcze więcej i w tym celu udałam się na niewielki balkon. Przeciągnęłam się z gracją zbudzonej wczesnym rankiem kocicy i zamknęłam oczy, wsłuchując się w szum miasta, samochodów, rozmawiających ludzi przechodzących poniżej, aż po dźwięki budowlańców pracujących przy kolejnym biurowcu, wznoszącym się dokładnie na wprost. Nagle zauważyłam, że na moich lakierowanych czarnych szpilkach osiadł paskudny pył. Schyliłam się nieco aby strząsnąć go z czółenek. I wtedy usłyszałam charakterystyczne gwizdy i niewybredny rechot. Cóż. Nie mogło to skończyć się inaczej, gdyś właśnie zaprezentowałam swoją pupę w krótkiej spódniczce panom robotnikom popijającym kawę na równoległym piętrze sąsiedniego budynku. Posłałam im spojrzenie pełne zgrozy.
„Ej, mała, nie za kusa ta spódniczka? Może podciągnij ją jeszcze wyżej. Chętnie popatrzymy…”
Ponownie zaśmiali się, lubieżnie pogwizdując. Nie zamierzałam wdawać się w dyskusję z tymi typami i dlatego pospiesznie opuściłam balkon. Kątem oka dostrzegłam, że i oni zmyli się ze swoich pozycji.

Niespodziewanie do moich drzwi zapukał gość. Byłam tym bardzo zdziwiona, bowiem o wszelkich wizytach moja asystentka powiadamia mnie telefonicznie lub osobiście. Musiał być to więc ktoś bliski… Oczywiście – Wiktor.
„Witaj Kochanie” – rzuciłam od progu, próbując pocałować go w policzek. Ku mojemu zaskoczeniu Wiktor rzucił się na mnie, przypierając do ściany.
„Skarbie, co Ci się stało?” – zapytałam zaskoczona, przerywając na chwilę gąszcz pocałunków, którym mnie obsypał.
„A czy coś musiało się stać?” – wysapał mi nad uchem – „Po prostu mam na Ciebie ochotę… Jestem strasznie podniecony… Wera… zrób coś z tym. Ty wiesz, jak mi dogodzić…”
„Wiktorze! Przywołuję Cię do porządku” – zaśmiałam się. – „ Nie pomyśl sobie czasem, że będziesz przychodził tu jak do agencji towarzyskiej i zaspokajał swoje potrze…”
Nie dokończyłam zdania – zasłonił moje usta ręką.
„Miiiiiilcz…” – wysapał. W jego oczach dostrzegłam seksualną agresję, którą przecież tak uwielbiam. Nie zawsze lubię dominować. Czasem dla odmiany wolę poczuć się zdominowaną, uległą, podporządkowaną wszelkim zachciankom. I taką właśnie stałam się w tej chwili. Wciąż tkwiliśmy pod ścianą, gdy w pośpiechu zadzierał moją spódniczkę w górę i drapiąc paznokciami po pośladkach zrywał ze mnie stringi. Nie była to jednak najwygodniejsza pozycja do zaspokojenia męskich żądzy i dlatego przeniósł mnie na biurko, kładąc na drewnianym blacie plecami. Sam zaś z szybkością odrzutowca zanurkował między moimi udami i pchnął… bardzo mocno. Mebel zatrząsł się pod natłokiem naszych wyuzdanych ruchów, a równo ułożone długopisy sturlały się na podłogę.
„Mocniej, Kochanie, och, taaaaaak!” – mruczałam, dostarczając mu dodatkowej dawki stymulacji. Im głośniej pojękiwałam i wzdychałam, tym mocniej penetrował moje rozedrgane z rozkoszy łono. Wreszcie odwrócił mnie na brzuch, i przytrzymując dłońmi oba pośladki wtargnął we mnie aż po same klejnoty męskości. Tym razem mój krzyk ekstazy słychać było w całym departamencie. Jestem tego niemal pewna. Zacisnęłam mięśnie w oczekiwaniu na przyjęcie jego rozkoszy… I wreszcie odgiął głowę w tył, a jego pulsująca męskość wypełniła całe moje wnętrze przyjemnie ciepłym nektarem rozkoszy… I wtedy go zauważyłam – przez niezaciągnięte rolety przyglądał się tej sytuacji pracownik budowlany w żółtym kasku. Z szeroko otwartymi oczami i wypiekami na twarzy chłonął każdy obraz, jaki zaprezentowaliśmy przed chwilą ja i Wiktor. Jednocześnie zawstydziła mnie obecność podglądacza, a z drugiej strony…. było to całkiem podniecające. Nie wspomniałam o tym fakcie Wiktorowi, nawet gdy podciągał spodnie.

„Biegnę na spotkanie, Kochanie. Widzimy się wieczorem.”
„Jak to?” – zapytałam zaskoczona – „Wpadłeś tu tylko po to, żeby mnie przelecieć?”
„Dokładnie tak. I wiem, że uwielbiasz takie akcje. Znam Cię nie od dziś…”
Zaśmiałam się, a on ponownie ucałował moje czoło.
„Do wieczora.”
„Powodzenia.”
Zamknął drzwi. Momentalnie podbiegłam do okna w poszukiwaniu owego podglądacza. Nie było go tam. Może zorientował się, że został zauważony? A jeśli zajął się pracą?

To już nie ważne. Do spotkania zostało jeszcze kilka godzin. Zajęłam się przygotowywaniem dokumentacji i zapomniałam o całej sprawie.

Weronika

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Gorąca linia…

Leniwy, sobotni wieczór. Wiktor, jak zwykle o tej porze spędzał czas z dawno niewidzianymi kolegami, przy szklaneczce bourbona, w klubie dla gentlemanów. Ja zaś zażywałam relaksu w kąpieli, kładąc na twarz doskonałej jakości maseczkę z alg morskich, a potem starannie nacierając całe ciało olejkiem arganowym. W całym domu panowała bardzo ciepła, niemal letnia aura, toteż łazienkę opuściłam odziana jedynie w białe, koronkowe stringi. Radośnie i lekko zbiegając po schodach, podtrzymywałam w dłoniach mocno podskakujące, obfite piersi, uwalniając je z własnych objęć dopiero w momencie, gdy dotarłam do zlokalizowanego w jadalni barku z alkoholami. Własnoręcznie przyrządziłam solidną porcję ukochanego przeze mnie Sex on the beach i ponownie udałam się do salonu, rozkładając się z wdziękiem młodej kotki na obszernej, skórzanej kanapie, wyścielonej wówczas mięciutkim kocem.

I byłby to jeden z typowych, relaksujących wieczorów, gdyby mój telefon z uporem maniaka nie wydzwaniał już od ponad 15 minut! Wreszcie zdecydowałam się podnieść z kanapy i odebrać nadchodzące połączenie.
„Tak słucham?” – odezwałam się lekko zdenerwowana.
„Dobry wieczór… moja pani…” – wyszeptał cichy i łagodny męski głos.
Na moment zapadła nieręczna cisza. Moja dezorientacja ustąpiła dopiero po kilkunastu sekundach.
„Z kim mam przyjemność?” – zapytałam zaciekawiona.
„Przyjemność, Skarbie, to Ty dopiero będziesz mieć… no chyba, że już coś czujesz…” – zaśmiał się.
„A co takiego powinnam czuć? Powiesz mi?” – powoli wkręcałam się w jego grę, traktując to oczywiście jako niewinny żart.
„Powinnaś czuć, jak moje dłonie wędrują po Twoim nagim ciele, prześlizgując się po jej oleiście gładkiej tafli…”
To z pewnością był przypadek. Nie mógł wiedzieć, że przed chwilą natarłam olejkiem całe ciało.
„I tylko tyle?” – podpuszczałam nieznajomego mężczyznę, jednocześnie nakręcając się delikatnymi muśnięciami sterczących sutków. Uczciwie przyznam się, że ta sytuacja nie tylko dostarczała mi zabawy, ale i… była źródłem całkiem silnego podniecenia. A ono szybowało w górę sekunda po sekundzie…
„Oczywiście, że nie!” – żachnął się mężczyzna – „To tylko początek. Teraz moje usta przejmują pieczę na Twoimi piersiami, otulając ich obfitość i boski kształt wilgotnymi muśnięciami języka, ciepłą paletą pocałunków… Przygryzam lekko Twoje sutki, a Ty wijesz się, jak gdybyś nie mogła się doczekać, aż Te wargi zajmą się innymi partiami Twojego ciała…”
Jego oddech, podobnie jak mój, przyspieszał. Od czasu do czasu udawało mi się wysłyszeć charakterystyczny, śliski dźwięk lubrykantu, którego mój telefoniczny kochanek zapewne używał do zaspokajania swoich palących potrzeb. Musiał wtedy wyobrażać sobie, że to nie jego ręce, lecz moje uda tak ciasno obejmują jego spragnioną męskość.
„Oh… jesteś w tym dobry…” – jęknęłam do telefonu, jednocześnie zsuwając z siebie stringi i wsuwając zwinny paluszek pomiędzy nabrzmiałe z podniecenia, wilgotne wargi.
„Moje usta przesuwają się niżej… i niżej… całują Twój pępek, a potem łono… a potem ten giętki język wypełnia od środka Twoją kobiecą jamkę. Jesteś już bliska rozkoszy…”
Rzeczywiście, było już blisko. Ze spokojem, odprężona i upojona znakomitym alkoholem pieściłam swoją łechtaczkę, aż to utraty tchu. Im bliżej wznosiłam się szczytu, tym mniej rozumiałam z plątaniny literackich opowieści mojego rozmówcy. Ostatkiem świadomości łapałam pojedyncze wyrazy. Zdaje się, że kilka razy nazwał mnie księżniczką, a zaraz potem wyuzdaną dziwką. Ale to równie dobrze moja wyobraźnia mogła płatać mi takie figle. Wreszcie znakomity orgazm wstrząsnął moim ciałem, co zademonstrowałam spazmatycznym i długim krzykiem.
„Och, tak! Uwielbiasz to… Teraz to ja przejmuję kontrolę. Podporządkuj mi się, nastoletnia lolitko. Zrobię z Tobą co zechcę. Zapłaciłem za każdy centymetr Twojego ciała…”
„Zmieniłeś ton rozmowy. Co z Twoją delikatną aparycją?” – wyszeptałam zaskoczona.
„Przecież pisałaś mi, Aniu, że właśnie tego chcesz…” – wydukał wreszcie.
Natychmiast zorientowałam się w tej koszmarnej pomyłce z jego strony. Ze śmiechem na ustach powiadomiłam go o niej. Był w tak olbrzymim szoku, że zawstydzony wybąkał coś pod nosem i natychmiast rozłączył się. Bez pożegnania.

A wydawał się z niego taki śmiałek… przynajmniej, jeśli chodzi o seksualne gusta ;)

Weronika

piątek, 17 kwietnia 2015

Hipnotycznie, erotycznie – ostrzej, niż zwykle…

Tyk… tyk… tyk…
Miarowe postukiwanie drewnianego metronomu znów dobiegło do moich uszu, wypełniając absolutną ciszę, która jeszcze przed chwilą panowała dokoła mnie. Powieki, jak gdyby ciężkie i ołowian,e z trudem otworzyły się. Obrazy docierały do mnie w zwolnionym tempie – zastanawiałam się gdzie właściwie jestem i jak się tam znalazłam, lecz mój mózg przetwarzał zaledwie drobne strzępki poprzednich informacji. Niespodziewaną dezorientację podniecała także prawie całkowita ciemność, poprzerywana gdzieniegdzie ciepłymi smugami żółtego światła lampy. Im bardziej moje źrenice adaptowały się do niekorzystnych warunków widzenia, tym więcej detali dostrzegałam w swoim otoczeniu. Zamrugałam kilkukrotnie, z niedowierzania otwierając powieki jeszcze szerzej – przed moją twarzą zamajaczył naszkicowany na suficie wizerunek Ewy w rajskim Edenie. Jej krągłe, lecz zgrabne ciało oplatały tłuste węże, kąsając ją po szyi, piersiach i zaciśniętym łonie. Oczy miała otwarte, podobnie jak usta, a głowę odchyloną do tyłu. I uwierzcie mi, że nie była to poza pełna lęku i bólu. Ta kobieta przeżywała kompletną seksualną ekstazę!

Cóż za chory i niedorzeczny obrazek! Przez chwile przeszło mi przez myśl, że to tylko niezamierzony efekt hipnozy, senny trans, z którego zaraz się wybudzę. Postanowiłam podnieść się z łóżka i rozejrzeć, jednak moje ruchy były tak nieskładne i nieprecyzyjne, że omal nie upadłam na twarz przy pierwszej próbie postawienia na nogi. Obraz przed oczami wciąż zasłaniała mi gęsta i drżąca mgła, której nie sposób było się pozbyć. Ale nawet pomimo jej obecności zorientowałam się, że jestem kompletnie naga. Dlaczego?
„Widzę, że obudziłaś się, Weroniko. Czy drzemka była udana?” – odezwał się głos nieopodal lampy. W oddali znów zamajaczyła mi postać doktora.
„Co się stało? Gdzie jestem? Dlaczego…” – wyjąkałam, osłaniając się rękoma.
„Ciii…” – tym razem męski głos wyczułam na sobie równocześnie z oddechem na szyi – „To tylko Twoja podświadomość, Twoje pierwotne Id. Pozwól mu przejąć kontrolę…”
Delikatnie ujął mnie za biodra i zaczął prowadzić w stronę fotela, na którym przed chwilą siedział. To było wyjątkowo dziwne uczucie. Przy zachowaniu niemal pełnej świadomości nie mogłam i nie chciałam zrobić nic, by powstrzymać tą całą sytuację. Jak gdyby część mózgu sterująca moim ciałem i wolą była posłuszna tylko jego poleceniom, nie moim. Panika wkradła się pomiędzy moje myśli, a całe ciało w krótkiej chwili zaczęło drżeć. Wtedy mężczyzna podał mi coś do picia, po czym znacząco się uspokoiłam. Być może nawet poczułam lekką euforię.
„Powiedz mi, dlaczego już się nie osłaniasz. Czyż nie czujesz się zawstydzona wobec mnie?”
Jego brutalnie brzmiący głos wdzierał się pomiędzy moje uda i rozpalał w nich tak silną seksualną żądzę, której nie czułam jeszcze w życiu.
„Nie czuję wstydu – odparłam – czuję podniecenie”
Doktor zaśmiał się łagodnie. Przesunął ręką po moich piersiach i łonie, wsuwając wskazujący palec nieco głębiej, niżby wymagała tego medyczna etykieta. Potem oblizał go ze smakiem, jak gdyby przed konsumpcją samego ciastka pragnął skosztować nieco lukru. Ponownie zadrżałam. Widząc to przyciągnął mnie do siebie i ustami zaczął delikatnie muskać moje łono. Rozpalał je figlarnie sprawnymi ruchami języka, oscylując wokół łechtaczki i ujścia mojej szczelinki. Doskonale znał się na seksualnej anatomii kobiecego ciała. Kiedy z moich ust wyrwał się pierwszy jęk rozkoszy, przerwał zabawę i ponownie zadał mi pytanie:
„Czy jest Ci dobrze i przyjemnie? Czy chcesz, żebym przestał? To nie musi się stać…”
„Nie przestawaj, proszę…” – zakwiliłam jak mała dziewczynka. Widocznie ucieszyła go moja odpowiedź, ale mimo tego nie zamierzał wrócić do poprzedniej czynności. Powoli i spokojnie ujął moją głowę i pociągnął mocno w dół. Instynktownie pochyliłam ją… a wtedy w moje usta niespodziewanie wypełniły się gorącą i sztywną męskością. Znów poczułam to ukłucie seksualnej ekstazy, która wręcz zmusiła mnie do wzięcia sprawy w swoje ręce… i wargi. Zabawiałam się z nim z przyjemnością. Za każdym razem, gdy dotykał miękkim szczytem moich migdałków, rozkoszne impulsacje przenosiły się w samo epicentrum punktu G. Wyjątkowo mi smakował, uwodził zapachem i strukturą… dlatego mój zachwyt przenosił się na każdy centymetr jego ciała. Nie przymuszał mnie do niczego, a jedynie gładził po policzku i cierpliwie przeczesywał włosy.
„Powiedz, czy teraz mi ufasz?”
„Ufam Ci.” – odpowiedziałam bez zastanowienia.
„Połóż się na leżance. Zapraszam. Nie musisz się obawiać.”
Posłusznie wykonałam jego polecenie, a moim oczom ponownie ukazał się ten okropny obrazek. Mężczyzna w skupieniu unosił moje ręce i przywiązywał je do metalowych poręczy. To samo robił z nogami.
„Widzisz te węże?”
„Widzę…”
Doktor pogładził mnie ponownie po policzku i sprawdzając mocowanie więzów dodał:
„Wiesz dlaczego jest ich więcej niż jeden?”
„Nie wiem…”
„Bo wy, kobiety, w swojej złożoności potrzebujecie mnóstwa bodźców, by uzyskać zaspokojenie. Do tej pory, tylko myślałaś, że jesteś spełniona. Nie wiesz co znaczy to słowo, dopóki nie pozwolisz mi pokazać swoich umiejętności… A jestem w stanie dać Ci całkiem dużo. Ale nie całkiem sam.”
Pocałował mnie głęboko i namiętnie, a potem bez słowa opuścił pomieszczenie.

Powrócił do mnie po kilku minutach, mając na sobie jedynie ciemną maskę, zakrywającą górną połowę twarzy. W jednej dłoni trzymał osobliwy pejcz, a w drugiej posrebrzane kulki na drobnym łańcuszku. Domyśliłam się, do czego mu posłużą. Nie zważając na moje przerażone spojrzenie uniósł moje nogi ku górze, mocno uderzając biczem o pośladki. Był to dziwny rodzaj bólu. Jednocześnie przyjemny i przeszywający. Podniecający i znienawidzony. Krzyknęłam głośno, a wtedy uderzył mnie po raz drugi, tym razem nieco lżej.
„Mam dość osobliwy gust…” wyszeptał mi do ucha – „Ale poza bólem i szokiem, potrafię dawać też rozkosz.”
Przełknęłam ślinę i zamknęłam oczy. Wtedy on powoli i łagodnie przyssał się do moich sutków, jak gdyby nigdy nie smakował kobiecych piersi. Gładził je wilgotnym językiem i ciepłymi wargami, pragnąc nacieszyć się ich słodyczą i rosnącą objętością. Poszybowały w górę. A wtedy on przypiął do nich dziwaczne klipsy, których nigdy wcześniej nie widziałam. Pierwszą z 3 srebrnych kulek subtelnie oblizał, a potem nakazał mi zrobić to samo. Dysząc ciężko z narastającej w nim żądzy, wyciągnął gadżet z moich ust, a potem łagodnie wsunął między pośladki… Z każdą kuleczką stymulował mnie coraz głębiej, wypełniając od wewnątrz ich ciepłą, metaliczną powierzchnią. Teraz czekało nas już tylko jedno – wyuzdany i ostry seks, w blasku przestarzałej lampy, wśród dźwięku trzaskającego drewna parkietowej podłogi. Mocno ujął moje ramiona, wślizgując się powoli pomiędzy uda. Po raz pierwszy w życiu czułam jakiegokolwiek mężczyznę tak dokładnie i pełnie. Był szybki i mocny, prawie jak seksualny oprawca. Potrafił przy tym w taki sposób zająć się resztą mojego ciała, że odpływałam sekunda po sekundzie, wznosząc się na wyżyny seksualnej orbity. Za każdym razem, gdy zechciałam wydać z siebie drapieżny okrzyk, przytrzymywał moje usta, lub zamykał je pocałunkiem. Coraz szybciej, coraz bardziej intensywnie. Nie pamiętam, ile razy szczytowałam podczas tamtej niecodziennej przygody. Pamiętam tylko, że gdy on był już bliski swojej wytrzymałości, szarpnął moje włosy, odchylając ciało ku tyłowi. Wtedy też w ostatniej sekundzie opuścił moje ciało i zabawiając się swoją męskością przy użyciu własnej dłoni, drugą ręką przesunął po moich rozwartych wargach. I je, i policzki, i całą moją twarz niedługo potem pokrył ciepłą obfitością swojej rozkoszy. Białe kropelki spłynęły stróżką między piersiami, wzdłuż pępka, a nawet pomiędzy uda. Czułam się spełniona – rzeczywiście, po raz pierwszy w życiu poznałam smak swoich wybujałych potrzeb seksualnych. Patrzyłam uważnie w jego twarz, dostrzegając w niej oczy Wiktora, i zawadiacki uśmiech Górala… Świat ponownie zawirował w mojej głowie.

„Proszę się obudzić! Pani Weroniko! Halo!”
Nie chcę się obudzić… wcale nie chcę się obudzić!
„Wracamy już do pełnej świadomości – proszę otworzyć oczy!” – jego męski głos przywołał mnie z otchłani wybujałego id. Tym razem byłam jednak ubrana.
„I jaki jest wynik badania pod wpływem hipnozy?”
Wcześniej spokojny specjalista, teraz z niestosowną zawziętością upewniał się, że nie wierzę w prawdziwość tamtych „pozornych wyobrażeń”.
„Wyniki muszę opracować z literaturą. Poza tym, jedna sesja to zbyt mało na wydanie tak znaczących osądów o Pani psychice… Zapraszam na ponowny seans za jakiś czas.”
Opuszczając gabinet zauważyłam też, że na suficie nad leżanką nie znajduje się nawet najmniejszy fragment owego fresku z wężami i kobietą. Ale czy to był tylko niecodzienny wynik hipnozy? Niezupełnie…
Na jego szyi wciąż widniały wyraźne ślady czerwonej szminki. Mojej szminki.

Weronika

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

W erotycznym transie…

Błoga cisza, upragniony spokój. Siedziałam na tarasie sącząc popołudniową kawę i słuchając wyciszającej muzyki. Wiktor miał wrócić ze spotkania za niecałą godzinę, tak więc resztkę wolnego czasu postanowiłam wykorzystać na wspaniały relaks na świeżym powietrzu. Niespodziewanie moją ucztę muzyczną przerwał telefon od… Leny! Wyjątkowo długo jej nie słyszałam. A przecież to moja wieloletnia przyjaciółka.
„Weronika… ja mam do Ciebie ogromną prośbę. Musisz mi pomóc. Jesteś przecież spokojniejsza w tych sprawach niż Marcela i dlatego to właśnie Ciebie chciałabym prosić o tą przysługę.” – szczebiotała do telefonu przejętym głosem.
„Lena, powoli. Wytłumacz mi, o co chodzi? Na pewno Ci pomogę, jeśli tylko będę mogła.”
„Widzisz, chodzi o to, że na portalu randkowym poznałam fantastycznego doktora… Ale on nie ma żadnego zdjęcia. I do tego jest psychiatrą! Zaproponował mi spotkanie, ale obawiam się, że przypadkowo umówię się z kompletnym wariatem. Do tego niezbyt przystojnym… Bo wiesz, gdybyś poszła do niego na prywatną wizytę, dowiedziałabyś się, jaki jest i czy warto przenosić tą znajomość na realną płaszczyznę.” – recytowała niestrudzenie.
Nie ukrywałam przed Leną swojego rozbawienia i zaskoczenia.
„Kochana, oczywiście – z przyjemnością Ci pomogę! Spotkam się z nim kiedy tylko zechcesz. Może to być nawet dzisiaj.”
„To świetnie!” – wykrzyknęła uradowana – „W takim razie umówię Cię dziś na 21:00! Adres prześlę SMSem. Ciao!”
I rozłączyła się pospiesznie, jak gdyby bała się, że nagle zmienię zdanie. Cóż, prawda jest taka, że tylko zażartowałam z tym „dziś”. Ale każdej obietnicy należy dotrzymywać i tej zasady będę się kurczowo trzymać.

W recepcji przed gabinetem doktora X pojawiłam się jakieś 5 minut po umówionej godzinie. Niestety, ale zrobienie się na bóstwo zajmuje nieco czasu. Pragnąc wybadać stosunek owego Pana do obcych pacjentek założyłam na siebie wysokie, lakierowane, czerwone szpilki na platformie i obcisłą, grafitową sukienkę z wyrazistym dekoltem. Odpowiednia fryzura i makijaż również dodawały uroku mojej stylizacji. Wiedziałam, że jeśli jest on typem bezwzględnego bawidamka, to nie będzie w stanie mi się oprzeć i cała prawda o jego podstępnych, uwodzicielskich zamiarach zwyczajnie wyjdzie na jaw.
„Pani Jowska?” – grubawa recepcjonistka zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów.
„Tak, to ja.” – odparłam nieco speszona.
„Doktor X już na panią czeka. Jest pani ostatnią pacjentką, a ja już kończę pracę, więc jeśli doktor wypisze pani jakiekolwiek dokumenty medyczne, proszę zostawić ja na moim biurku. Do widzenia.”
Skinęłam twierdząco głową i udałam się za ciężkie, drewniane drzwi.

Znalazłam się w nieco zaciemnionym gabinecie, pełnym klasycznych mebli – drewnianych regałów z setkami książek, rzeźbionych ręcznie etażerek, kredensów i przeszklonych szaf z preparatami ludzkich mózgów. Pomimo tak upiornego pierwszego wrażenia pomieszczenie miało swój wyjątkowy klimat – niepowtarzalną duszę, która intrygowała i zachęcała swoją tajemniczością. Pośrodku obszernego pokoju z antresolą znajdowało się ciężkie, dębowe biurko. Tuż przed nim ustawiono stylową „leżankę”, dwa wygodne fotele oraz niewielki stolik – a na nim karafka z wyborną zapewne whisky i dwie kryształowe szklanki. Innymi słowy – poczułam się jak w amerykańskim filmie, który niewiele miał wspólnego z polską rzeczywistością. Na pokrytych ciemnoczerwoną farbą ścianach powieszone zostały prawdziwe obrazy w złotych, lekko poczerniałych ramach, wyprawiona skóra czegoś, co przypominało srebrnego wilka, do tego imponujące poroże w centrum, pod którym umieszczono pokaźną kolekcję dyplomów, certyfikatów i wyróżnień. Zapowiadało się na to, że wizyta ta nie będzie aż tak nudna i przewidywalna, jak początkowo przypuszczałam. Zdając sobie sprawę, że już od kilku minut samotnie krążę po gabinecie, otulona żółtym i ciepłym, lecz słabym światłem wolno stojącej lampy, poczułam się nieco dziwnie i niepewnie. Może doktor również opuścił swoje miejsce pracy? Rozważając możliwe scenariusze zbliżyłam się do wspaniałej repliki Venus z Milo, która jako jedyna nie pasowała do tego bardzo wydumanego stylistycznie wnętrza. Dotykałam jej gładkiego i chłodnego ciała z kamienia, fascynując się jak nigdy wcześniej.
„Jest piękna, nieprawdaż?”
Kto to powiedział? Przerażona rozejrzałam się dokoła i nie dostrzegłam żywej duszy. Wtedy uniosłam oczy ku górze…
Na ciężkim balkonie drewnianej antresoli stał Pan X. Zapewne obserwował mnie od dłuższego czasu. Dlaczego nie odezwał się wcześniej? Spodziewałam się psychologicznych zagrywek z jego strony… W mroku półpiętra nie mogłam dostrzec niczego więcej ponad jego elegancką koszulę w kolorze écru z poluzowanym guzikiem pod szyją, a także dobrze dopasowane spodnie i pasujące do nich czarne buty. Widząc, że nie mogę wydusić z siebie żadnej odpowiedzi, powoli zszedł po schodach i zbliżył się do mnie, podając mi nalaną wcześniej porcję trunku.
„Usiądź proszę.”
Posłusznie zajęłam miejsce na fotelu, dokładnie naprzeciwko i bardzo blisko. Nasze kolana praktycznie stykały się ze sobą. Doktor wciąż milczał, świdrując mnie swoimi czarnymi jak węgle oczami, uśmiechając się łagodnie i spokojnie. Czy był przystojny? Gładko ogolony, ciemne włosy ułożone na pomadzie, niczym w latach 60, mocne rysy twarzy, wydatne kości policzkowe i rumiane usta. Choć wiele kobiet widziałoby w nim ideał mężczyzny, dla mnie nie był on wymarzonym fenotypem, zwyczajnie odbiegającym od ulubionych cech męskich. Miał jednak w sobie coś, co przyciągało jak magnes, zawstydzało i krępowało, a jednocześnie sprawiało, że chciałoby mu się opowiedzieć całą historię swojego życia, z najdrobniejszymi szczegółami – nawet tymi najbardziej intymnymi.
„Ma pani wyjątkowe perfumy. Róża, frezja, piwonia i liczi. To wiele mówi o Pani. Nie wyczuwam tu nuty strachu – lubi Pani podejmować ryzyko i czerpie z życia garściami. Klasa i wdzięk. Kobiecość i łagodność…. a jednak dusza nie taka niewinna.” – wyrecytował z powagą.
Zaskoczona wzięłam głęboki łyk palącej whisky.
„Więc z jakim problemem Pani do mnie przychodzi?” – zapytał wreszcie.
„Ja… nie mam problemów. Po prostu chciałabym poznać siebie bardziej i głębiej. Zanalizować swoją osobowość i pragnienia. Dowiedzieć się, kim jestem…”
Mój monolog przerwała mi szczupła dłoń nasuwająca się na moje kolano i masująca skórę coraz wyżej i głębiej ku wnętrzu ud. Przeszyły mnie dreszcze, a kolejne słowo stanęło w gardle niczym rybia ość. Nie mogłam opanować drżenia całego ciała, co oczywiście nie uszło jego uwadze.
„Proszę nie bać się i nie denerwować. Muszę poznać rzeczywistość taką, jaka jest naprawdę. Ja znam już odpowiedzi na każde Pani pytanie. Chcę teraz wszystko wyjaśnić i pokazać, Pani Weroniko. Proszę położyć się wygodnie…
Dźwięk metronomu, rytmiczne stukanie metalu o drewno, jego oczy utkwione w moich piersiach i chłodne dłonie muskające moje drżące uda.
Odpłynęłam daleko. W nieznaną mi rzeczywistość.
(ciąg dalszy nastąpi niebawem…)

Weronika

piątek, 10 kwietnia 2015

Erotyczny aperitif.

Było już późne popołudnie, gdy kończyłam przygotowywać obiad dla drzemiącego na kanapie Wiktora. Soczysty kawałek mięsa już rumienił się w piekarniku, a cała kuchnia wypełniła się wspaniałymi aromatami świeżych warzyw i ziół prowansalskich. Taki sielski klimat, który od kilku dni przejął stery w naszym domu, działa na mnie zdecydowanie lepiej, niż relaksacyjna wizyta w najdroższym spa. Odprężona, spokojna, zasłuchana w rytmiczne postukiwanie wskazówek zegara, rozmyślałam o możliwościach spędzenia nadchodzących wakacji…

Niespodziewanie w kuchni zjawił się półnagi Wiktor i zakradając się do mnie od tyłu złożył na moich ustach najczulszy pocałunek.
„Och, Kochanie! Myślałam, że jeszcze śpisz.” – uśmiechnęłam się serdecznie ku jego zaspanej twarzy.
„Obudziły mnie dobiegające z kuchni aromaty… Co przygotowujesz?” – wymruczał tuż przy mojej szyi, nie wypuszczając mnie z objęć.
„Zobaczysz! To taki mały eksperyment kulinarny. Mam nadzieję, że będzie Ci smakować.”
„Skarbie… i tak najsmaczniejszym kąskiem w jadalni zawsze będziesz Ty…” – szepnął mi do ucha, figlarnie łaskocząc skórę powyżej bioder. Zaśmiałam się i odwróciłam w jego stronę.
„A nie myślałeś już o rezerwacji urlopu w Hiszpanii? Marcela mówiła mi, że są teraz świetne oferty wypoczynkowe na Teneryfie. Co Ty na to?”
Wiktor nieco zamyślił się i utkwił swoje mądre oczy w wiszącym tuż nad nami żyrandolu. Na moment spoważniał, ale potem jego mina znów zrobiła się wesoła. Posyłając w moją stronę ten dobrze znany mi lubieżny uśmieszek, ponownie pochylił się nade mną i odrzekł:
„Wolę Tajlandię.”
Cóż. Zaskoczyła mnie jego propozycja.
„Tajlandia? A może Korea Północna?” – zaśmiałam się życzliwie – „Przecież wiem, że od niedawna nie przepadasz za tymi klimatami…”
„Masz rację… Nie przepadam.” – przyznał szczerze – „Ale nie interesuje mnie plaża, woda i picie drinków przy hotelowym basenie. Chciałbym spróbować czegoś innego, świeżego…”
„Co masz na myśli?”
„Rozmawiałem ze znajomym, który wrócił stamtąd kilka tygodni temu. Podobno na całym świecie nie ma tak atrakcyjnych kobiet, jak rasowe Tajki. Zadbane, wypielęgnowane i zawsze chętne.”
„I większość z nich to prostytutki…” – wtrąciłam z przekąsem.
Wiktor znowu zaśmiał się perliście, przyciskając się do mnie szerokimi biodrami.
„A jakie to ma znaczenie… Mam ochotę na niezobowiązującą przygodę z jakąś śliczną Azjatką. I nie mów mi, że jesteś zazdrosna!”
Milczałam, a on rozciągnął palcami moje powieki, układając je na kształt skośnookiej piękności.
„Podobno potrafią doprowadzić faceta do orgazmu w dwie minuty… i tylko ustami.” – rozmarzył się.
„Myślisz, że Europejki tego nie potrafią?” – odparłam z udawanym oburzeniem.
„Ciężko stwierdzić. Musiałbym mieć porównanie…”
Mówiąc to lubieżnie wsunął swój palec pomiędzy moje wargi, a ja zassałam go i oblizałam delikatnie. Wiedziałam już, że od początku tylko prowokował mnie tą historyjką, aby tylko dostać to, czego bezsprzecznie pragnął w tej chwili.
„Masz ochotę na deser przed obiadem? Sprytnie to rozegrałeś…” – wymruczałam schylając się i opuszczając w dół jego bokserki.
„Jaki tam deser… Przecież to zaledwie przystawka.”
Jeśli marzył wtedy o szybkim zaspokojeniu swoich żądzy, to mógł jednocześnie rozczarować się i słodko zaskoczyć. Doświadczenie z mężczyznami nauczyło mnie, że zabawę z ich niezwykle czułymi i delikatnymi klejnotami należy zaczynać od wszelkich innych okolic… aby wyzwolić apetyt na więcej. W kwestiach apetytu, mój Wiktor jest strasznym głodomorkiem, bowiem już po minucie subtelnych muśnięć dłońmi po udach, seksownego drapania podbrzusza i składania soczystych pocałunków tuż przy jego nabrzmiałym przyjacielu, za wszelką cenę próbował sprowokować mnie do wypełnienia ust całą jego objętością. Pozostawałam obojętna na te wyraźne sygnały, stopniowo przechodząc do oralnych pieszczot jego męskich klejnotów. Wilgotnym i ciepłym językiem wodziłam po całej pokaźnej objętości moszny, zwracając szczególną uwagę na wyjątkowo czuły szew znajdujący się pośrodku. Wargami łagodnie szczypałam napiętą skórę, aby zaraz potem rozmasować to miejsce precyzyjną opuszką palca. Druga dłoń powędrowała w okolice jego prostaty, masując ją przez lekko rozchylone krocze. Teraz Wiktor nawet nie próbował ukryć wstrząsających nim dreszczy. Był już gotowy na zanurzenie się w głębokości mojego gardła, toteż powoli wsunęłam czubek jego penisa pomiędzy puszyste wargi. Zasysając szczelnie przestrzeń wokół niego, wprowadzałam go coraz głębiej i głębiej, wolną dłonią przesuwając po sztywnym i twardym czole. I choć był już maksymalnie pobudzony, to wciąż czułam, jak pęcznieje w moich ustach. Wreszcie Wiktora ogarnęła tak niesamowita i nieokiełznana żądza rozkoszy, że wplótł swoje dłonie pomiędzy moje włosy i gwałtownie przymusił do zasmakowania prawie całych jego wymiarów. Wystarczyło kilka takich mocnych ruchów, a moje gardło obficie wypełniło się jego słodkim nektarem, który spijałam z niego do ostatniej kropli, do ostatniego orgazmicznego pulsu…

Wiktor spojrzał na mnie z góry, gdy jeszcze posłusznie klęczałam u jego stóp.
„Wiesz co? Nie mogę uwierzyć, że po tylu latach potrafisz robić to jeszcze z taką pasją…”
„Miałem wiele kobiet…” – dodał po chwili – „…ale ty jesteś wyjątkowa.”
Uśmiechnęłam się do niego, posyłając mu serdeczne spojrzenie. Chyba jeszcze nie wie, że istnieją na świecie kobiety, które pasjonują się fizyczną namiętnością i obdarowywaniem nią innych.

Weronika

wtorek, 7 kwietnia 2015

Swingersi z przypadku ;)

„Weroniko, Kochanie, wracam!”
No wreszcie! Sądziłam, że te święta znów spędzę sama jak palec, ewentualnie w towarzystwie podstarzałego spaniela. Na rodziców oczywiście nie mogłam liczyć, bowiem zaraz po ustaleniu jednoznacznej prognozy wielkanocnej pogody, zarezerwowali tygodniowy lot na Wyspy Kanaryjskie. Co prawda zaproponowali mi udział w ich wyprawie, ale ja, spodziewając się przyjazdu Wiktora, z oczywistych przyczyn odmówiłam. Nie sądziłam jednak, że mój ukochany wiezie w taksówce z lotniska… prawdziwą niespodziankę!
„Nie zgadniesz, Skarbie, kto właśnie jedzie nas odwiedzić!”
„Oczywiście, nie mam pojęcia. O kim mowa?” – zaciekawiłam się.
„Pamiętasz mojego kuzyna Roberta? Wyobraź sobie, że on i jego narzeczona Jenn przylecieli ze Stanów, aby spędzić z święta w Polsce! Zaprosiłem ich do nas, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko…”
Oczywiście, że nie miałam! Cały dom lśnił już czystością, a ostatnie smakołyki rumieniły się w piekarniku. Swoimi specjałami i zawartością lodówki mogłam wyżywić cały garnizon wojska. A to przecież tylko dwoje niespodziewanych gości…

Inicjatywa Wiktora okazała się być wspaniałym pomysłem. Jego kuzyn – Robert, nie tylko wyprzystojniał, przeistaczając się w prawdziwą gwiazdę, rodem z hollywoodzkich produkcji, ale także nabył nieprawdopodobnego poczucia humoru. Jennifer – słodka, szczebiotliwa, milutka, chichocząca, łatwo popadająca w zachwyt, zapatrzona w Roberta niczym Angelina Jolie w Brada Pitta. Szczęśliwie wszystkich rozmów nie musieliśmy przeprowadzać po angielsku, bowiem babka Jenn była rodowitą Polką – dzięki temu znała ona nasz język ojczysty na całkiem satysfakcjonującym poziomie. Przez całe popołudnie śmialiśmy się i plotkowaliśmy o każdym, nawet najdrobniejszym aspekcie życia i pracy, przeglądając sterty zdjęć, nagrań i wspaniałych notatek. Nawet nie zauważyliśmy, gdy za oknem nastał mrok, a wskazówki zegara niechętnie wskazały godzinę odpowiednią do zanurzenia się w odprężającym śnie. Moi goście (wliczając tu także Wiktora) wcale nie mieli ochoty na spoczynek po podróży, nie przerywając swoich ekscytujących opowiastek nawet na sekundę. Mi, jako gospodyni, nie wypadało zwyczajnie zostawić gości na pastwę losu i iść spać, choć miałam za sobą cały dzień sprzątania i gotowania. Dotrzymywanie towarzystwa tej rozentuzjazmowanej trójce było jednak trudniejsze niż myślałam. Powieki zamykały się ociężale, a trzeźwe myśli przez moment osnuła senna mgła. Postanowiłam więc, że wezmę szybki, chłodny prysznic. Dopiero on przyniósł mi upragnione orzeźwienie.

Schodząc na dół w szlafroku spodziewałam się raczej zastać gości pokładających się do snu w salonie… Pobożne życzenie. Nie dość, że ich „impreza” przybrała na spontaniczności, to na domiar złego na stole pojawiły się karafki z nalewkami i kilka butelek whisky. Moje ponowne pojawienie się w salonie oczywiście powitano ogromnymi salwami okrzyków zadowolenia i zaproszeniem do zabawy. I choć nie miałam większej ochoty na spożywanie jakiegokolwiek alkoholu, to ostatecznie zgodziłam się na jednego… góra dwa drinki… możliwe, że było ich trzy… lub cztery… Im więcej trunków pochłanialiśmy, tym bardziej odważne i śmiałe stawały się nasze rozmowy. Jak to bywa w gronie dorosłych par, tematyka bardzo szybko zeszła na sprawy seksu. Wiktor chwalił się przez Robertem, że nie ma na świecie drugiej, tak doskonałej w sztuce miłosnej kobiety. Wyzwolonej, zawsze chętnej i nieposkromionej w swoich erotycznych fantazjach. A wtedy jego kuzyn zapierał się, że to jego Jennifer jest prawdziwą sexy lady, mistrzynią seksu oralnego i posiadaczką najlepszego tyłeczka na świecie. Oh, omal nie pobili się podczas tego przekrzykiwania, na zmianę przytulając się z braterską czułością i kłótliwie podważając własne przekonania. Sącząc „nie-wiem-którego-z-kolei” drinka, wreszcie poczułam bardzo silne zawroty głowy, które uniemożliwiały mi utrzymanie prawidłowej postawy ciała, nie mówiąc już o dalszym uczestniczeniu w tej seksualnej debacie. Jen już dawno zasnęła pijana na rogu kanapy, tracąc kontakt z otaczającą rzeczywistością. Rozmytym głosem poprosiłam chłopców o przetransportowanie narzeczonej kuzyna do pokoju dla gości, a sama udałam się do własnej sypialni. Nie czekając dłużej na upojonego Wiktora, zapadłam w głęboki sen.
Nie potrwał on jednak długo. Gdy tylko zdołałam zapaść w swobodny stan półsennych wyobrażeń, przy moim boku pojawił się potężny, pachnący jeszcze świeżo wypitym whisky, postawny mężczyzna. Układając obie dłonie na nagich piersiach, aż jęknął z zachwytu. Wysapał jeszcze nad moim uchem coś między „mam na Ciebie ochotę” a „wezmę Cię mocno i głęboko, jak na najbardziej wyuzdanym porno”.
„Wiiiiktor….” – mruczałam pijana i nieświadoma – „Daj spokój… Kręci mi się w głowie.”
Ale Wiktor nie słuchał. Ogarnięty pijackim amokiem i spowity kompletną ciemnością, z lubością dobierał się do mojego nagiego ciała. Przytrzymał mocno ręką moje usta w taki sposób, bym nie mogła wyrzucić z siebie kolejnej prośby o pozostawienie mnie w spokoju. Poza tym, czując na plecach „rozmiary” pożądania mojego partnera byłoby to co najmniej bezcelowe i nieskuteczne. Napalony kochanek, gdy tylko poczuł moją uległość, natychmiast przycisnął mnie ciężarem swego ciała, zwróconą twarzą do materaca. Ustami, które były gorące, miękkie i chciwe, rozprzestrzeniał na mojej szyi dziesiątki wilgotnych pocałunków… Wtedy ja delektowałam się zapachem jego perfum, które tej nocy wydawały mi się nieco mocniejsze i bardziej wyraziste niż zwykle. Również dłonie uległy znaczącej przemianie – miały nie tylko więcej energii do zabawiania się z moją wyjątkowo czułą łechtaczką, ale także zauważalnie głębiej i celniej dotykały mojego epicentrum rozkoszy, zwanego również punktem g. Odpływałam powoli w tym morzu uniesień, spieniającym we mnie fale nadchodzących dreszczy. Było mi tak dobrze i błogo, choć momentami traciłam zupełny kontakt z rzeczywistością. Wreszcie czując, że „tam na dole” jestem już gotowa na przyjęcie swojego mężczyzny, wtargnął we mnie mocno i zdecydowanie, zaciskając jednocześnie dłonie wokół mojej szyi. Utrudniając mi ruchy i możliwość oddechu, delektował się widokiem mojej bezradności i alkoholowego niedowładu mięśni. Nie potrafiłam obronić się przed taką koleją rzeczy, zwłaszcza gdy moje podniecenie stale rosło w siłę. Z każdą sekundą przesuwał się w moim wnętrzu mocniej i pewniej, prześlizgując się i uderzając miękkim czubkiem w okolice sprawiające mi największą przyjemność. Bardzo szybko doprowadził mnie na szczyt, mimo iż alkohol w nadmiarze znieczula i utrudnia odczuwanie satysfakcji seksualnej. Zatrzymał się na chwilę, chłonąc wewnętrzne pulsacje moich intymnych mięśni. W tym czasie masował i ugniatał w dłoniach moje krągłe pośladki i nabrzmiałe piersi, domagające się bardziej wyrafinowanych pieszczot. Ale Wiktorowi nie w głowie były takie zabawy i gdy tylko skurcze ustały, wysunął się, a potem nieznacznie naparł swoim wilgotnym i śliskim członkiem na drugą, znacznie ciaśniejszą dziurkę.
„Nie…” – jęknęłam zawstydzona, ale jego męskość wbijała się już w ciepłe zakamarki moich pośladków, wreszcie chowając się w nich w całości. Silnymi dłońmi uniósł moje pośladki, przesunął się w nich kilkukrotnie, aż wreszcie dokończył swojego dzieła, tryskając we mnie fontanną słodkiego nektaru rozkoszy…

Szok i niedowierzanie. Oczy szeroko otwarte ze zdziwienia. Być może zabrzmi to idiotycznie, ale następnego poranka obudziłam się w ramionach Roberta! Jak oparzona wybiegłam z sypialni na korytarz, zastając tak równie zszokowanych Wiktora i Jess!

Nigdy nie widziałam, żeby któraś para opuszczała nasze mieszkanie szybciej, niż Robert i Jessica. Patrząc na odjeżdżającą w dali taksówkę, Wiktor objął mnie ramieniem i szepnął:
„Chyba nie było aż tak źle…?”
„Nie, Skarbie, było bardzo dobrze. Ale następnym razem wolę swingować świadomie.”

Weronika

czwartek, 2 kwietnia 2015

Magia subtelnych pieszczot piersi…

My kobiety uwielbiamy zakupy! Oczywiście nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Po prostu kochamy wyglądać modnie, seksownie i zwracać na siebie pożądliwe spojrzenia mężczyzn, ewentualnie wywoływać zazdrość mniej dbających o siebie przedstawicielek płci pięknej. W tym miejscu nasuwa mi się pewna refleksja. Wiele z nas twierdzi, że piękny, zdrowy i rześki wygląd jest jedynie zasługą zasobnego portfela. Otóż taki pogląd wcale nie jest prawdziwy! O kondycję skóry i ciała najlepiej zadbać od wewnątrz, odżywiając się zdrowo i uprawiając sport – ten na świeżym powietrzu jest tak samo efektywny, co ten, pod okiem trenerki fitness-clubu! A ubrania? Modna galanteria? Biżuteria, buty i inne dodatki? Nawet w sklepach z używaną odzieżą lub centrach wyprzedażowych można złapać naprawdę wyjątkowe kąski! I choć nieskromnie przyznam, że stać mnie na najnowsze projekty, prosto z Mediolanu, to rzadko kiedy zaopatruję się w produkty tak wysokiej klasy. Nie ma sensu przepłacać za markę, najważniejsza jest jakość i wygląd. Drogie panie – czas skończyć zazdrosnymi spojrzeniami na celebrytki z pierwszych stron gazet. Wystarczy dokonywać rozsądnych wyborów, planować swój budżet i cieszyć się urokami kobiecego życia. A uśmiech to podobno najsilniejsze z narzędzi sekretnego, damskiego seksapilu ;)

Dość już dobrych rad – w końcu żadna ze mnie blogerka modowa, ani też ciocia dobra rada. Jednak ten wstęp może skutecznie wam uświadomić, dlaczego na zakupy wybrałam się do zwykłego centrum handlowego, zamiast do Paryża lub Londynu, jak zwykło to robić wiele ze znajomych mi kobiet. Cel miałam tylko jeden – bielizna. Nie dalej niż wczoraj otrzymałam na maila ze znanej mi sieci bon rabatowy -50%. Postanowiłam go wykorzystać na zakup nowego biustonosza w kolorze płomiennej czerwieni. Dziarskim krokiem przekroczyłam więc próg eleganckiego butku. Już od wejścia zaatakowała mnie nadgorliwa ekspedientka, proponując przymiarki połowy sklepu naraz. Nie miałam jednak najmniejszej ochoty na spędzenie tam całego popołudnia i dlatego grzecznie podziękowałam, uciekając między regały i setki wieszaków. Po niecałych 10 minutach rozczytywania tabel rozmiarów i dobierania odpowiednich fasonów miałam zupełny mętlik w głowie. Poczułam ogromną pokusę opuszczenia butiku i udania się do najbliżej kawiarni… ale wtedy pojawił się on… Wspaniale zbudowany, gładki, wypielęgnowany, jak gdyby kilka minut temu opuścił salon fryzjersko-kosmetyczny. Pachniał drogo i luksusowo, tak ulubionym przeze mnie drzewem aloesowym i piżmem. Patrząc jego idealnie proporcjonalną twarz odnosiłam wrażenie, że świetnie sprawdziłby się jako model w Akademii Sztuk Pięknych.
„Witam! Mam na imię Paweł i jestem brafitterem. Pomogę Ci w doborze idealnego biustonosza! Powiedz mi, czego oczekujesz?” – wyrecytował głębokim, męskim głosem.
„Cóż… zależy mi na czymś, co podkreśli mój spory biust, ale jednocześnie nie wywoła zbytecznego efektu push-up.”
Uważnie przyjrzał się mojemu głębokiemu dekoltowi, a na jego twarzy wymalował się lubieżny uśmieszek.
„Zapraszam do przymierzalni. Muszę zdjąć miarę z Twojego biustu.”
Nigdy nie korzystałam z usług profesjonalnego znawcy biustonoszy, a mimo to jego propozycja wydała mi się nieco… odważna i nietypowa! Posłusznie jednak udałam się do wyznaczonej przez niego, ustronnie położonej kabiny na zapleczu. Zamknął się w niej razem ze mną, przynosząc ze sobą kilka pokazowych modeli.
„No no, rozbieraj się. Czy mam Cię do tego zachęcić?” – zaśmiał się ze stosowną dla siebie pewnością w głosie.
Był arogancki i zbyt bezpośredni, co jednocześnie denerwowało mnie… i podniecało. Patrząc głęboko w jego niebieskie oczy powoli zdjęłam z siebie bluzkę. Na widok moich piersi, aż zawył z zachwytu, przesuwając delikatnie opuszkami paców po mojej szyi.
„Imponujące…” – wymruczał, a wtedy ja sprawnym ruchem zrzuciłam z siebie biustonosz. Jego ręce natychmiastowo powędrowały na moje piersi, gładząc je delikatnie opuszkami palców. Na delikatnej skórze wystąpiły rozkoszne dreszcze, rozpływające się w głąb ciała i wędrujące nawet pomiędzy moje uda…
„Cudowne… takie kształtne i jędrne…” – wymruczał do mojego ucha, a ja rozpłynęłam się w wirze tej przyjemności. Lekko dysząc wciąż pieścił skórę subtelnym i ciepłym dotykiem, raz po raz drażniąc sterczące z podniecenia sutki. Wreszcie postanowił nie tylko poczuć ich obfitości, ale także posmakować. A dotyk jego miękkich i pełnych ust sprawiał mi niebotyczną przyjemność! Na początku tylko muskał je drobnymi pocałunkami, delektując się widokiem mojej ekstazy. Nagle przyssał się do pęczniejących sutków, lubieżnie przygryzając je zębami i zataczając wokół nich językiem wilgotne kółeczka. Całował je, oblizywał i pieścił coraz szybciej, aż wreszcie z mojego gardła wyrwał się pierwszy krzyk…
„Paweł, wszystko w porządku?” – do drzwi zapukała jedna z ekspedientek sklepu.
„Oczywiście! Przez przypadek ukłułem klientkę zapięciem.”

Ze sklepu wymknęłam się ukradkiem, wprawdzie bez biustonosza, ale bogatsza w tą sekretną wiedzę: kobiece piersi najlepiej prezentują się jedynie w czułych dłoniach znawcy wyrafinowanych pieszczot… O tak!

Weronika