poniedziałek, 30 marca 2015

Przyłapana na „gorącym uczynku”…

Wolne weekendy dobrze jest spędzać aktywnie – jeszcze lepiej, robiąc to w asyście swojej najlepszej przyjaciółki. Towarzystwo Marceli wyjątkowo służyło mi bez większych zastrzeżeń, biorąc pod uwagę nawet nieustępujące gadulstwo i niegasnący entuzjazm, czyli nieodłączne elementy jej osobowości. Jakkolwiek naszym sobotnim celem pierwotnie był aquafitness, pływanie i bicze wodne, to w ostatecznym rozrachunku większość czasu spędziłyśmy w saunie lub jacuzzi, śmiejąc się, plotkując i zawieszając pożądliwe spojrzenia na pewnych swoich atutów, męskich kąskach. A trzeba przyznać, że tego dnia było ich całkiem sporo. Oczywiście, nasze wdzięki również nie uszły uwadze facetów, którzy z uwielbieniem wlepiali w nas rozmarzone oczy, od czasu do czasu zagadując lub komplementując. I choć z początku wydawało się to całkiem miłym, niezobowiązującym układem, to po dłuższym czasie odpierania takowych zalotów poczułam się potwornie zmęczona.
„Marcela, może chodźmy na jakiś masaż… mam już dość tkwienia w wodzie.” – marudziłam z miną małej, obrażonej dziewczynki.
„Daj spokój, Wera! Przecież jest świetnie! Spójrz – tamten facet, wylegujący się na leżaku przy oknie wyraźnie ma na mnie ochotę! Rób co chcesz, ja tu zostaję! To czysta kopalnia romansów.” – dodała po chwili. No tak. Priorytety życiowe Marceli są bardzo jasne i klarowne. Nie ukrywa swojego zamiłowania do dobrej zabawy i łamania męskich serc. A muszę przyznać, że jest jedyną w swoim rodzaju mistrzynią uwodzenia i często „moje sekretne podboje” to wynik jej umiejętnego podejścia do facetów. Do dziś zachodzę w głowę, jak ona to robi…
„W takim razie, ja wracam do sauny. Jeśli znudzi Ci się rola basenowej atrakcji, możesz do mnie dołączyć.” – rzuciłam w stronę koleżanki, powoli wynurzając swoje ciało z bulgoczącej, gorącej wody. Nie jestem pewna, czy w ogóle zrozumiała moje słowa, bowiem jej rozkoszne spojrzenie wciąż utkwione było na majestatycznych mięśniach pewnego przystojniaka.

Tym razem – zamiast sauny parowej – fińska. O dziwo, cała dla mnie. Mogłam wybrać sobie dowolne miejsce i dowolny poziom, rozkładając się na bielutkim i przyjemnie miękkim ręczniku. Fala gorąca od razu uderzyła w moje ciało, powodując wystąpienie na całej jego powierzchni drobnych kropelek. Taka przyjemna kąpiel temperaturowa rozpaliła nie tylko wszystkie zmysły, ale także bezpruderyjną wyobraźnię, budzącą się we mnie w najmniej oczekiwanych momentach… na przykład – takich, jak ten. Podjęłam więc żmudną próbę walki z narastającym podnieceniem i butną wyobraźnią, jednak nie przyniosły one zamierzonego skutku. Rozejrzałam się dokoła i z entuzjazmem stwierdziłam, że wciąż jestem sama w tym cudownym, relaksującym otoczeniu. Nic nie stało więc na przeszkodzie, abym wzięła sprawy w swoje ręce… i to dosłownie! Sensualną grę rozpoczęłam od zabawy ze swoimi piersiami. Już przy pierwszym dotyku moje sutki stwardniały i wystrzeliły w górę, niczym młode pędy bambusa. Drażniąc je opuszkami palców, jednocześnie przesuwałam drugą dłonią po aksamitnej skórze twarzy i szyi, wyobrażając sobie wszystkich tych mężczyzn spotkanych dzisiejszego dnia, z których każdy, jeden po drugim, zanurza się w mojej kobiecości, pozostawiając w niej cząstkę siebie… Och! To było silniejsze ode mnie. Niemal zapomniałam o otaczającym świecie oraz możliwości potencjalnego przyłapania mnie na „gorącym uczynku” przez innego użytkownika saunarium. Chciałam zatrzymać tę falę nagłego podniecenia na biuście, jednak powoli przenosiła się ona w nieco niższe rejony, pociągając za sobą jednocześnie obie dłonie. I tak przez talię, brzuch, okolice pępka, wzgórek łonowy i uda, wreszcie dotarłam do centrum mojej kobiecości. Łechtaczka, już dobrze ukrwiona i wrażliwa, na dodatek obficie wilgotna od wypływających z mojego wnętrza soczków, była gotowa na przyjęcie sowitej porcji soczystych pieszczot. Na początek nagrodziłam się jedynie delikatnymi muśnięciami dłoni, a temperatura moich wyobrażeń bardzo szybko stała się prawie tak samo gorąca, jak źródło ciepła sauny. Im bardziej perwersyjne fantazje snułam, tym mocniejsze i intensywniejsze stawały się moje ruchy, aż wreszcie bez skrępowania moje paluszki ruszyły na poszukiwanie mitycznego punktu G… i trafiły na niego bez większych problemów. Wsuwałam je i wysuwałam, uciskając pulsacyjnie tą wyjątkową strefę. Jednocześnie druga dłoń zataczała doskonałe w swej geometrii okręgi i owale, obejmując swoim zasięgiem nie tylko czuły guziczek rozkoszy, ale każdy centymetr skóry dokoła niego. Moje serce biło jak oszalałe, właściwie nie mogłam złapać tchu. Ilekroć wypuszczałam rozgrzane powietrze z płuc, z mojej krtani wydobywał się całkiem głośny jęk nadchodzącego szczytu. Kroczek po kroczku nadawałam sobie tempa i zwiększałam intensywność doznań. Marzyłam o tej cudownej chwili, która jak na złość narastała we mnie wyjątkowo leniwie i spokojnie. Wijąc się na drewnianej półce najwyższego poziomu sauny, myślałam tylko o jednym – o nadchodzącej rozkoszy. Nic nie było w stanie wyrwać mnie z tego ogromnego transu… oczywiście poza ekstazą. Wyginając całe swoje ciało w orgazmiczny łuk, wykrzyknęłam głośno całą litanię ochów i achów. A gdy erotyczny dreszcz opuścił mnie i ponownie otworzyłam zaciśnięte powieki… Chciałam zapaść się pod ziemię. Na naprzeciwległej ławeczce siedział sobie spokojnie ów przystojniak, na którego ochotę miała sama Marcela. Zarumieniony, nie tylko od gorąca, utkwił swoje oczy pomiędzy moimi jeszcze rozwartymi udami. Co więcej, jego również krępowała stercząca erekcja. Szybko zdołał ją jednak opanować i powrócić do stanu względnie normalnego. Dopiero wtedy oboje mogliśmy opuścić gorący pokój.
„Będę tu jutro. Spotkajmy się… Oszalałem na Twoim punkcie!” – szepnął mi jeszcze przy wyjściu, blokując grube drzwi z matowego szkła. Delikatnie naparł na moje pośladki swoją miednicą, powodując wystąpienie na całym ciele kolejnej porcji dreszczy.
„Chętnie zrobiłbym TO już teraz, ale to zbyt ryzykowne. Chciałbym móc cieszyć się tym, co przed chwilą widziałem bez zbytecznej ostrożności….”
Instynktownie namierzyliśmy swoje usta, które natychmiast złączyły się w szybkim i chciwym pocałunku.
„Jutro o dwudziestej, w hotelu na górze?” – zapytał odrywając się od mojej twarzy i wplatając palce pomiędzy kosmyki wilgotnych włosów. Skinęłam głową, bowiem przez zaciśnięte gardło nie było w stanie przejść ani jedno słowo. Wyplątując się z jego objęć jako pierwsza opuściłam pomieszczenie. Jeszcze długo wodził wzrokiem za moim ciałem, gdy wchodziłam pod lodowaty prysznic, ale ostatecznie zamiast niego dopadła mnie Marcela!
„Słuchaj! Ja mam dość! Ten przystojniak już prawie na pewno był mój i – nie uwierzysz – nagle zniknął! Nie natknęłaś się na niego może przypadkiem?”
„Nie mam pojęcia… Być może mignął mi tu gdzieś przed oczami…” – skłamałam, lecz tylko w dobrej wierze, nie chcąc ranić wybujałego ego przyjaciółki. I wtedy jak na zawołanie pojawił się on, w oddali, zbierając się do wyjścia z kompleksu. Uwodzicielsko spojrzał się w naszą stronę i posłał ku mojej postaci kokieteryjny uśmieszek.
„Ach!” – zapiszczała Marcela – „Widziałaś, jak on na mnie patrzył?”
Tak. Widziałam jak patrzył… jak mężczyzna głodny rozkoszy, którą ja potrafię mu dać.

Całe szczęście moje wyrzuty sumienia odeszły w niepamięć równie szybko, co zainteresowanie przyjaciółki tamtym obiektem westchnień. Nie mogło być inaczej, jeśli 15 minut później w oko wpadł jej kolejny kąsek. Oto cała Marcela :)

Weronika

niedziela, 29 marca 2015

Pozycj@ ;)

Moja przyjaciółka Marcela to doprawdy przedziwna, choć najbliższa mojemu sercu, bratnia dusza. Jej spontaniczność i otwartość w kontaktach międzyludzkich sprawia, że ktokolwiek znajdzie się w zasięgu jej sympatycznej aury, po prostu MUSI ją pokochać! A jeśli dodać do tego doskonałe zdolności kulinarne, których nie powstydziłby się nawet szef Amaro, nieprzeciętną urodę, grację i styl… Właściwie niewiele można jej zarzucić, poza tym, że czasami ciężko za nią nadążyć.
„Organizuję imprezę! Tak, u mnie! O 19… może 20 albo 21… Wpadniesz? Musisz być!” – wykrzykiwała radośnie przez telefon.
„Marcela, po kolei… o jaką imprezę chodzi?” – próbowałam ostudzić jej emocje. Oczywiście z mizernym skutkiem.
„No przecież mówiłam Ci [nie przypominam sobie], że wczoraj przyjechał do mnie mój kuzyn z Kanady.”
O wspomnianym kuzynie słyszałam niejednokrotnie z ust przyjaciółki. Traktowała go jak brata, bowiem wychowywali się jednym domu przez wiele lat po tym, jak rodzice Antka zginęli w tragicznym wypadku samochodowym. Z resztą, to bardzo smutna historia i nieszczególnie wypada mi rozpisywać się o tym w blogowej historyjce. Wiedziałam też, że chłopak studiował przez pewien czas w Warszawie, ale kiedy nadarzyła mu się okazja wyjazdu do Kanady, nie wahał się ani minuty. Po dłuższej rozmowie z Marcelą wyciągnęłam wreszcie od niej stosowne informacje. Podobno zastanawia się nad powrotem do kraju, chciałby znaleźć żonę i założyć wreszcie rodzinę (ach tak, 30 lat na karku). Pomysłowa i pomocna Marcela postanowiła pomóc mu w znalezieniu wybranki serca – ale nie byle jakiej! O ile sama była zdania, że najlepsze kąski można wyhaczyć tylko w najbardziej zatłoczonych klubach, o tyle swojemu „braciszkowi” chciała zagwarantować spotkanie z „przetestowaną” kobietką. Zaprosiła więc wszystkie swoje koleżanki wolnego stanu, a ja miałam pomóc jej w doborze odpowiedniej kandydatki. Innymi słowy, miałam wesprzeć Marcelę w przebiegłym planie swatania kuzyna. Cóż innego mogłam uczyć… oczywiście zgodziłam się. W końcu to moja najlepsza przyjaciółka.

Impreza była nudna jak przysłowiowe „flaki z olejem”, a atmosfera wytworzona przez szczebiotliwe blondyneczki o taliach osy – słodka i mdląca jak syrop z lukrecji. Antoni, a właściwie już Tony (zażyczył sobie, by w ten sposób właśnie do niego mówiono), zjawił się nieco później i – jak się okazało – był zupełnie zaskoczony faktem zorganizowania dla niego imprezy. Marcela oczywiście oczarowała swoje piękne koleżanki opowieściami o urodzie i manierach swojego kuzyna, czyniąc z jego osoby niemal hollywoodzkie celebrity. Na jego widok, wesołe blondyneczki nie kryły rozczarowania. Niestety nie wyglądał on jak młody Colin Farrell, a amerykańskie dolary nie wystawały mu z kieszeni. Taki ot, zwykły 30-latek. Skromny, cichy… ale dla mnie, jak najbardziej przystojny. Schrupałabym go ze smakiem, gdyby tylko nie był kuzynem mojej przyjaciółki… Nie był przeznaczony dla mnie. To pewne. Speszony całą sytuacją Tony usiadł w rogu kanapy i wbił swoje błękitne oczy we wzorzysty dywanik na podłodze.
„Więc… Antoni, czy też Tony, opowiedz nam coś o sobie. Co robisz, czym się zajmujesz, gdzie pracujesz?” – zapytała wreszcie jedna z blondynek.
„Nie ma tu zbyt wiele do opowiadania…” – odparł ściszonym głosem. – „Od 10 lat mieszkam i pracuję w Toronto. Jestem zootechnikiem.”
Jedna z cukierkowych lalek prawie zachłysnęła się swoim drinkiem.
„Czym???”
No tak, zapewne spodziewała się maklera giełdowego lub opływającego w pieniądze dewelopera.
„Nooo… pracuję w takiej klinice zwierząt egzotycznych. Zajmujemy się głównie leczeniem lemurów, małp i goryli.” W jego oczach zapaliła się iskierka pasji, która jednak szybko została zgaszona przez wymowne uśmieszki blondynek.
„Hahaha! Małpy! Hahaha!…”
Albo uznały tę wiadomość za żart, albo w bezpośredni sposób z niego drwiły. Zdegustowany i nieskory do dalszej rozmowy Tony po prostu wyszedł z pokoju, udając się na piętro, gdzie znajdowała się jego sypialnia.
„Ale wtopa…” – jęknęła Marcela. „Idź za nim, a ja postaram się przemówić im do rozsądku.”
Oczywiście, że było mi bardzo żal Tony’ego, dlatego postanowiłam rzeczywiście sprawdzić, czy wszystko u niego w porządku. Delikatnie zastukałam w przeszklone drzwi.
„Wejdź.” – usłyszałam.
Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, kuzyn Marceli miał na sobie jedynie obcisłe, grafitowe bokserki. A uwagi od jej obfitej zawartości zwyczajnie nie dało się oderwać. Znieruchomiałam przez chwilę, po czym bardzo szybko zwróciłam się do wyjścia.
„Weronika, spokojnie! Nie uciekaj, przecież nie jestem nagi.”
Racja, nagi nie był. Jednak widok jego ciała zwyczajnie budził we mnie odczucia, których nawet nie powinnam sobie wyobrażać. Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie i niejako przymusił, abym usiadła blisko niego.
„Przyszłam sprawdzić, czy wszystko z Tobą w porządku. Marcela się niepokoi… może uraziły Cię docinki tych blondyneczek. W każdym razie, nie przejmuj się nimi,”
„Naprawdę myślisz, że obchodzą mnie ich brednie i chichoty? Otóż nie!”
„Cóż wyglądałeś na przejętego…” – przyznałam szczerze.
„Teraz to dopiero jestem przejęty…” – wyszeptał tuż nad moim uchem.
„Czym?”
„Twoją obecnością…”
Otworzyłam usta, a on wpił się w nie z delikatnością niedźwiedzia polarnego. Nie przewidziałam, że może zachować się w ten sposób i dlatego nie zareagowałam, zupełnie poddając się jego łapczywym pocałunkom… W chwilę później jego ciepłe i delikatne dłonie już pozbawiały mnie sukienki, biustonosza i reszty złudzeń, że jednak zdołam się oprzeć urokowi tego młodzieńca… Sposób, w jaki dotykał moje ciało i pieścił gładką jak jedwab skórę, był wprost nie do opisania. Tyle gracji, wdzięku i uczuć emanowało z jego skromnej osoby, że zupełnie nie podejrzewałam go… o tak wyrafinowany gust seksualny.
„Pewnie o tym nie wiesz…” – szeptał z dłońmi utkwionymi pomiędzy moimi udami – „..ale jestem mistrzem kamasutry.”
„Jednocześnie kręcisz mnie i ciekawisz.. to całkiem niezwykłe połączenie…” – przyznałam przed samą sobą.
„Jeśli chcesz… pokażę Ci swoją ulubioną pozycję…” – wymruczał, jednocześnie zanurzając swoje słodkie usta w mojej wilgotnej, soczystej kobiecości.
„Ohhh… tak! Pokaż mi…” – tłumiłam krzyk, aby żadna ze znajdujących się w pokoju pod nami kobiet nie odkryła naszej potajemnej schadzki.
Tony jeszcze przed chwilę podnosił moje erotyczne ciśnienie, świdrując językiem moją ciasną szczelinkę i koncentrując całą siłę swojej stymulacji dokładnie w epicentrum rozkoszy, znanym również jako punkt G. Po chwili oderwał się od mojego ciała i położył się na podłodze, na plecach, unosząc swoje nogi do góry. Jego ciało przypominało wówczas „ludzki tron”… w miejscu siedziska zaś, wznosił się dumnie sterczący i twardy jak skała penis, gotowy zagłębić się w zakamarkach dosiadającej go księżniczki. Od razu pojęłam konwencję tej pozycji i usiadłam na „tronie”, opierając się plecami o jego stopy i pozwalając mu utonąć w moim ciele. A trzeba przyznać, że takie ułożenie, choć nieco dziwaczne, nie dość, że pozwalało mi przejąć całkowitą kontrolę nad przebiegiem sytuacji, to jeszcze zapewniało bardzo głęboką i intensywną penetrację… Podnieceni, zaskoczeni dopasowaniem swoich ciał, spragnieni siebie bardziej niż kiedykolwiek, przeświadczeni o niepoprawności swoich działań, powoli wznosiliśmy się na szczyt, dopóki jego twarzy nie przeszył grymas rozkoszy, a wówczas i moje wnętrze poczuło się pełnym jego spełnienia…

Po wielu dniach poszukiwań wreszcie odkryłam jego tajemnicę… Pozycja na małpkę. Mało znana, lubiana przez koneserów mocnej i głębokiej stymulacji. To zabawne, że chłopak zajmujący się zwierzętami egzotycznymi kocha się ze mną właśnie w taki sposób! Jeśli chciał sprawić, że nie zapomnę tego zbliżenia, to może być pewny – nie zapomnę ani jego, ani tej rozkosznej małpki!

Weronika

sobota, 28 marca 2015

Kolejny, przyjemny, nagi, napalony… prezent od wielbiciela!

Potencjał pogodowy utrzymuje się na stałym, satysfakcjonującym poziomie. Nie ukrywam, że taka postać rzeczy zwyczajnie napawa mnie radością, bowiem wreszcie mogę zrzucić z siebie ciężkie futro na korzyść lżejszego i bardziej kobiecego trenczu. Kozaki również schowałam do szafy – teraz bardziej odpowiednie obuwie to szpilki i botki na wysokim obcasie. Krótsze spódniczki, większe dekolty… Cóż… Krótko mówiąc, mężczyźni również powinni czuć się zadowoleni. I zdaje się, że wraz z zapadnięciem kalendarzowej wiosny, odżywają w nich również głęboko skrywane uczucia, fantazje i pragnienia, o czym miałam okazję przekonać się właśnie tej nocy…

Pamiętacie jeszcze historię z zamówioną do mojego gabinetu męską prostytutką? Neemar, bo tak nazywa się mój czarnoskóry kochanek-niespodzianka, był prezentem, bardzo trafionym zresztą, którego nadawcy jak do tej pory nie udało mi się poznać. Sądziłam, że był to tylko jednorazowy wybryk, albo przynajmniej pomyłka… A tu – proszę – takie zaskoczenie. Kolejna niespodzianka od nieznanego nadawcy! Ale zacznijmy po kolei…

Był to wieczór, niezbyt późny, przyjemny i pełen relaksu. Właśnie dopijałam trzeciego już drinka, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek, a późna godzina upewniła mnie tylko w przekonaniu, że o tej porze mogłabym otworzyć drzwi jedynie mojej mamie i Wiktorowi. Albo policji. No i ratownikom medycznym… ale to tylko w nagłych wypadkach. Nie zwracając uwagi na ponawiające się stukanie, opróżniłam szklankę wybornego cuba libre i przeciągnęłam się leniwie na kanapie w salonie. A wtedy nieznany przybysz odnalazł także dzwonek do drzwi. Zdenerwowana natarczywością, postanowiłam otworzyć drzwi jedynie w celu poczęstowania go wiązanką co najmniej niewybrednych słów, pełnych arogancji i kipiącej ze mnie irytacji. Przekręciłam klucz, nacisnęłam klamkę. I kiedy chciałam już wyrzucić z siebie poemat o narastającej we mnie z każdą sekundą frustracji, moje usta rozwarły się, niczym usteczka małej dziewczynki na widok oryginalnej Barbie, a kolana zmiękły, jak gdyby ktoś zamienił moje kości na gibkie żelki. Otóż, w moim progu ukazał się ekscytująco przystojny młodzieniec, na oko niespełna 30-letni. Był dokładnie w moim typie – kilkudniowy zarost, długawe włosy w artystycznym nieładzie, muskularna, niemal atletyczna budowa…
„Wpuści mnie pani, to wszystko wyjaśnię…” – rzucił beznamiętnie. Właściwie bez słowa sprzeciwu wpuściłam go do środka. Zdjął buty i kurtkę, a wtedy zauważyłam, że wyglądał on nieco inaczej… Nie przejmowałam się tym. Wobec jego urody było mi zupełnie obojętne, w jakim celu tu przyszedł, a więc tym bardziej, w co jest ubrany. Zanim zdążył wyjaśnić mi cel swoich odwiedzin, poczułam się rozpalona do granic wytrzymałości. Zdaje się, że alkohol już wtedy zaszumiał mi mocno w głowie.
„Jestem pani prezentem od… M…a może W….” – próbował odczytać z kartki.
Już to przecież słyszałam! Co jak co, ale pamięć mam jeszcze znakomitą.
„Nie ważne od kogo…” – rzuciłam w jego stronę. „Jest tchórzem, który nie chce się ujawnić. Kimkolwiek on jest.”
Skołowała go moja odpowiedź. Zdobył się jednak na odwagę i wreszcie zaprosił mnie do własnego salonu (cóż za miły paradoks…) Na moim odtwarzaczu sam wyszukał odpowiednią piosenkę, a potem stojąc przede mną, kroczek po kroczku, sekunda po sekundzie, zaczął pozbawiać się kolejnych warstw ubrań, wijąc się przy tym, jak tancerka go-go przy niewidzialnej rurze. Rękoma gładził swój muskularny tors, dotykał szyi i bicepsów, seksownie uciskał krocze… Wreszcie został już tylko w męskich stringach i czarnej muszce na szyi. Zbliżył się do mnie… i przystawiając swoje klejnoty prosto w kierunku moich ust, zaczął potrząsać nimi, eksponując tym samym ukrytą pod ciasnym materiałem erekcję.
„Do czego jeszcze wynajął Cię tajemniczy M lub W, przystojniaku….?” – wyszeptałam podniecona, przeciągając palcem wzdłuż jego nabrzmiałej męskości.
„Do tego, Skarbie, do tego!”
Mówiąc to pochwycił moje włosy i ramiona, mocno rzucając o dywanik przy sofie, twarzą do podłogi. Oczywiście moje ręce mocno wykręcił do tyłu. Nie jestem pewna, czy bardziej oszałamiał mnie alkohol, czy ta wyjątkowo absurdalna sytuacja, bowiem nawet przygwożdżona do podłogi, wobec narastającego strachu odczuwałam całkiem wyraźną przyjemność i satysfakcję…Mogłam udawać wtedy, że to niegodny napad, a ja wcale nie chciałam, by w pośpiechu zdzierał ze mnie bieliznę. A prawda niestety była taka, że pragnęłam tego prawie tak mocno, jak kolejnego łyka alkoholu. Upajałam się jego brutalnością i zapachem, a on z uwielbieniem dobierał się do moich pośladków, całując je, masując i okładając klapsami naprzemiennie. Wreszcie wyszeptał mi do ucha kilka niewybrednych epitetów (które tylko podkręciły moją temperaturę), a potem bez pytania o pozwolenie posiadł moje ciało… lecz dość niestandardowo, interesowała go wyłącznie „ta druga szczelinka”, którą wcześniej przygotował na przyjęcie sztywnego gościa całkiem sporą dawką lubrykantu.
„Wiem, że to lubisz.” – syczał do mojego ucha. „Wiem, że jesteś stale nienasycona i żądna rozkoszy. Dam Ci ją… zaspokoję Twoje żądze.”
Właściwie odpływałam już ku górze, gdy jego ręka powędrowała na moją łechtaczkę, pieszcząc ją intensywnie i szybko, lecz z odpowiednim wyczuciem. Nie sądziłam, że sama stymulacja analna może być tak niesamowicie przyjemna. W połączeniu z wirującymi palcami, zabawiającymi mnie „od przodu” i pulsującą we mnie męskością, wypełniającą mnie „od tyłu”, dało to całkiem nieprzewidywalny efekt w postaci najszybszego i najgłośniejszego ze wszystkich orgazmów, których doświadczyłam w całym swoim życiu.

Po wszystkim zostawił tylko swoją wizytówkę na stoliku i czule całując mój czubek głowy, dodał:
„Chętnie umówiłbym się z Tobą raz jeszcze, jeśli zechcesz… możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy.” Najpierw Neemar, teraz on… ile jeszcze takich wizytówek przyjdzie mi umieścić w swojej kolekcji? Na wszelki wypadek zaopatrzę się w klaser… ;)

Weronika

piątek, 27 marca 2015

Masaż bardzo erotyczny!

Kolejny cudowny dzień – słoneczny, miły i pachnący wiosenną rześkością. Z taką przykrością spoglądałam przez szerokie okno swojego gabinetu na uśmiechnięte twarze spacerujących staruszek, radosne podskoki dzieci wracających ze szkół, snujących się z kubkiem markowej kawy i naręczem pełnym kserówek – typowych, niewyspanych studentów. Wszystkich ich otaczała pewna aura spokoju i błogości, zwłaszcza, gdy leniwie wyciągali swoje blade głowy ku słońcu, niczym dorodne pąki narcyzów i żonkili. Jaka szkoda, że ja nie mogłam cieszyć się marcową pogodą razem z nimi… Niestety, tkwiłam zamknięta w 4 ścianach swojego biura, zasypana stertami dokumentów i cała gamą bardzo ważnej korespondencji, zarówno tej papierowej, jak i elektronicznej. Ilość pracy, jaka czekała na mnie tego dnia dawała mi dość jasno do zrozumienia, że nie rozstanę się ze swoim biurkiem i komputerem, dopóki nie zapadnie chłodny zmierzch. Uwierzcie, że takie spojrzenie na całokształt zjawisk, zamiast dodawać skrzydeł mojej pracy, zwyczajnie je podcina…

Dokładnie tak, jak przewidywałam, w domu znalazłam się dopiero po godzinie 19, gdy na dworze panowała już zupełna ciemność. Czułam się wyjątkowo zmęczona, sfrustrowana i spięta, a moich skołatanych nerwów nie był w stanie ukoić nawet najszlachetniejszy bourbon. I wtedy do głowy przyszła mi zupełnie niecodzienna myśl… Nie tak dawno Marcela obdarowała mnie wizytówką masażysty, którego często odwiedza w pobliskim salonie SPA. Od niedawna świadczy on również usługi bezpośrednio w domach swoich klientek. Być może pora była już nieco późna, ale przecież nic nie stało na przeszkodzie, aby spróbować umówić się na spotkanie. Telefon odebrał sympatyczny mężczyzna i bardzo przyjaznym głosem zapytał o interesujące mnie terminy. Nieco zdziwiła go wiadomość, że potrzebuję masażu właściwie „na teraz”. Zastanowił się więc przez chwilę, po czym oznajmił:Zazwyczaj nie praktykuję takich wezwań na żądanie, jednak jest pani nową klientką, a dodatkowo wyczuwam w pani głosie bardzo wyraźną nutkę irytacji. Jeśli rzeczywiście potrzebuje pani rozluźnienia, powinienem tam być i służyć swoimi umiejętnościami. Wobec tego – zgoda. Będę za około godzinę.”
Świetnie się złożyło, bowiem w tym czasie zdążyłam zażyć krótkiej kąpieli i starannie przygotować swoje ciało do masażu. Nim zadzwonił dzwonek do drzwi, założyłam na siebie nowiutkie stringi-brazyliany ze śnieżnobiałej koronki, a resztę półnagiego ciała okryłam puszystym szlafrokiem w kolorze jasnej mięty. I wreszcie przemiły pan-masażysta zagościł w moim salonie. Nie był to może mój ideał mężczyzny, ale w jego ruchach było coś fascynującego – płynnego, subtelnego i podniecającego. Poza tym jego błękitne oczy, takie mądre i wyrozumiałe, sprawiały, że już po kilku minutach znajomości zwyczajnie zwierzałam się mu ze wszystkich kobiecych trosk – niczym najlepszej przyjaciółce na popołudniowej kawie. A trzeba przyznać, że słuchać potrafił jak mało który mężczyzna na tym świecie. Kiedy przygotował już stanowisko do masażu oraz całą gamę pachnących olejków polecił mi rozebrać się i położyć na dość twardym łóżku. Zrzucając z siebie okrycie, próbowałam dostrzec w masażyście chociaż drobny przebłysk podniecenia. Niestety – bezskutecznie. Jego twarz zachowała stoicki spokój, a potem zniknął z mojego pola widzenia. Pojawiły się za to jego ciepłe, gładkie i wyjątkowo delikatne dłonie. Rozcierając na moich plecach i barkach ciepły olejek, czułam się lepiej niż podczas najdroższej sesji SPA! Nikt przedtem nie dotykał mnie w tak wyrafinowany i profesjonalny sposób. Był czuły, namiętny i naprawdę zaangażowany w każdy swój ruch. W jego łagodnych gestach czuć było radość i prawdziwą fascynację kobiecym ciałem, nawet gdy jego masaż objął już uda, łydki oraz stopy. Muzyka w tle robiła się coraz spokojniejsza i hipnotyczna, a miły pan właśnie zabierał się do delikatnej stymulacji mięśni moich pośladków. Moje myśli instynktownie skierowały się na ten niepoprawny i wyjątkowo bezpruderyjny tor wyobrażeń…
Proszę odwrócić się na drugą stronę, pani Weroniko.” – zakomunikował mi, łagodnie szepcząc do ucha. Leniwie przekręciłam się na plecy, ułatwiając mu dostęp do swoich krągłych piersi i sterczących sutków, które już bardzo stęskniły się za dotykiem męskich dłoni. Mężczyzna, na przekór rozpoczął masaż od stóp, powoli przemieszczając się ku górze. Ach! Nie mogłam doczekać się, kiedy dobierze się do sedna sprawy! Im bardziej zbliżał się do moich piersi, tym częściej zerkał w ich kierunku. Niby zupełnie ukradkiem, licząc, że nie podglądam jego poczynań przez zamknięte powieki. Aż wreszcie przestał mieć wybór i skórę moich piersi obficie skropił cieplutkim olejkiem zapachowym, układając na niej swoje delikatnie drżące dłonie… Nie wyglądał na nowicjusza w dziedzinie masażu. Miał około 40 lat, więc z pewnością nie robił tego po raz pierwszy, a mimo to na jego policzkach gościł wstydliwy rumieniec i delikatny uśmieszek zadowolenia. Oczywiście, oboje byliśmy zadowoleni z takiego układu. Mężczyzna po raz pierwszy pokazał mi, jaką niesamowitą przyjemność może sprawić umiejętna pieszczota sporego biustu, który na co dzień uciskają fiszbinowe biustonosze. Z każdym muśnięciem opuszek jego palców, zwyczajnie odpływałam w krainę własnych wyobrażeń, w której całkiem przeciętny masażysta staje się wymarzonym królem każdej z nasuwających się fantazji…Czy życzy sobie pani wykonanie usługi specjalnej?” – zapytał wprost nad moim uchem, muskając jego płatek łagodnym ruchem swoich ciepłych warg.Cokolwiek… byleby pan nie przestawał. Jest tak cudownie.” – wymruczałam rozmarzona.Zobaczy pani… będzie znacznie lepiej. Proszę mi zaufać…”
Wodząc palcami wzdłuż mojej talii i bioder, z gracją zsunął ze mnie bieliznę. Zaraz potem, jego śliskie od olejku dłonie wślizgnęły się pomiędzy moje uda. Z gardła wyrwał się niespodziewany jęk rozkoszy, za który natychmiast gorąco go przeprosiłam.
„Nie szkodzi…” – odparł z uśmiechem – „To zdarza się bardzo często. Proszę się nie ograniczać. Proszę pozwolić, by energia swobodnie przepływała przez pani ciało, by uszły z niego wszystkie złe emocje i stres.”
Posłusznie rozluźniłam więc napięte dotąd uda i pozwoliłam mu dokładnie zająć się moimi kobiecymi skarbami. Miewałam mężczyzn, którzy potrafili robić to lepiej lub gorzej. Brak jest tu jednak stosownego punktu odniesienia, bowiem ON robił to doskonale. Nie interesowało go nic więcej, poza sprawieniem mi wyjątkowej przyjemności, która ponownie rozbudzi we mnie prawdziwą dzikość, wolność i poczucie lekkości. Każde z przesunięć jego ciepłych i wilgotnych palców sprawiało, że moje wnętrze wypełniała olbrzymia kula energetycznej rozkoszy, która przygotowywała się do prawdziwej eksplozji – niczym tykająca w moim ciele orgazmiczna bomba. Wreszcie pozwolił sobie na więcej… Tylko jedna z jego dłoni pozostała wierna pieszczotom łechtaczki, druga zaś powędrowała w okolice mojej mocno wilgotnej już szczelinki. Bardzo gładko i pewnie wsunął do niej swoje palce, celując je z precyzją snajpera dokładnie w centrum mojego punktu G. Cóż za zniewalające doznanie! Jednoczesny masaż od wewnątrz i z zewnątrz to zdecydowanie najprzyjemniejsze doznanie na świecie! Podczas gdy on zwalniał i łagodził swoje początkowo intensywne pieszczoty, ja co raz szybciej wspinałam się na szczyt… Aż wreszcie rozkosz, podobnie jak jego palce, wypełniła mnie po brzegi. Po raz pierwszy w życiu przeżyłam kilka orgazmów jednocześnie, jeden po drugim! Nie mogąc zapanować nad swoim ciałem, wygięłam się w seksowny łuk, krzycząc i jęcząc najgłośniej, jak tylko potrafię. A kiedy eksplozja rozkoszy ustała, w jednej chwili zakończyła się również intymna stymulacja moich najczulszych zakątków… Jeszcze 5 minut poświęcił na delikatny masaż końcowy, który skupił na okolicach moich ud i piersi. Swoje oczy otworzyłam dopiero w momencie, gdy spakował płytę, wyrywając mnie w ten sposób z magicznego transu uniesień.
Ile płacę? – zapytałam kokieteryjnie, zawiązując niedbale na sobie milutki, miętowy szlafroczek.
„Dziś nic. Pierwsza usługa jest zawsze darmowa. Jeśli spodobało się pani wystarczająco mocno, zapłaci pani za kolejne.” – wyszeptał w moją stronę.
Ja jednak czuję się stanowczo zobowiązana….” – powiedziałam, podchodząc nieco bliżej w jego kierunku.Ależ pani Weroniko, nie ma powodu…”
Niemądry. Chyba myślał, że zaoferuję mu pieniądze! Ja ułożyłam sobie w głowie jednak inny scenariusz, wynikający z mojej wdzięczności. I wiecie co? Choć masażyści erotyczni nie zgadzają się na takie ekscesy, to gdy rozsunęłam jego rozporek, zwyczajnie nie potrafił mi odmówić…

Weronika

czwartek, 26 marca 2015

Naga prawda przed kamerą…

Kamera mnie uwielbia… wobec tego kochamy się z wzajemnością. W przeszłości marzyłam o zostaniu aktorką, teatralną lub filmową. Rodzice posyłali mnie nawet na prywatne lekcje, rozmaite castingi do programów dziecięcych i seriali. Niestety, nawet nawet najdrożsi nauczyciele nie potrafili wyciągnąć ze mnie choroby, która z taką zjadliwością trawiła moją niewinną dziewczęcą duszyczkę… Nieśmiałość. To właśnie przez nią przyszło mi porzucić dziecięce marzenia o sławie i zająć się prawdziwą (jak mawia mój ojciec) nauką. Ostatecznie to dzięki niej jestem teraz tym, kim jestem i szczerze mówiąc, żałowałabym teraz obrania innej drogi życiowej. Dorosłość jednak szybko pozbawiła mnie powściągliwości i milczącego usposobienia, czyniąc ze mnie prawdziwą duszę towarzystwa – odważną, energiczną, twardo stąpającą po ziemi. Nieśmiałość odeszła do lamusa, a wraz z nią – paradoksalnie – marzenia o medialnej karierze. Postała we mnie jednak pasja do teatru, sztuki i retoryki. Wszystko, czego nauczyłam się w dziecięcym kółku teatralnym, dziś definiuje mnie na nowo jako dojrzałą kobietę. Wciąż uwielbiam pozować do zdjęć i pokazywać się przed kamerą. I chociaż nieczęsto mam do tego okazję, to jednak za każdym razem robię to co raz lepiej.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Właśnie opuszczałam poranny prysznic, a że niezapowiedzianych wizyt zwyczajnie nie przyjmuję, postanowiłam zignorować jego ostry i drażniący dźwięk. Przybysz jednak ani myślał odpuścić, ostatecznie zmuszając mnie do założenia szlafroka i udania się w kierunku przedpokoju. Kiedy uchyliłam drzwi, ogarnęło mnie niewymówione zdziwienie. Otóż, zamiast spodziewanego sprzedawcy eko-garnków za kilka tysięcy złotych i odkurzaczy dla alergików, w progu ujrzałam dwudziestokilkuletniego przystojniaka. Może był on nazbyt drobny i szczupły, jak na moje upodobania, ale twarz miał wyjątkowo uroczą, chłopięcą i niewinną. Gęste blond włosy, delikatnie zwichrzone przez wiatr, idealnie współgrały z błękitnym odcieniem jego mądrych oczu i zalotnym, sympatycznym uśmiechem na twarzy.
„Witam! Czy mam przyjemność z panią Weroniką?” – zagadnął mnie, po czym natychmiast utkwił spojrzenie w w moich osłoniętych przez cieniutki szlafroczek piersiach.
„Tak…” – odrzekłam zaskoczona – „O co chodzi?”
„Zgodziła się pani na przeprowadzenie wywiadu do naszego magazynu studenckiego. Tak więc jestem… Wpuści mnie pani?”
„Jaka tam pani… Weronka jestem.” – rzuciłam w jego stronę, gdy tylko przekroczył próg przedpokoju.
„Kacper. Zrobimy to tu czy w salonie?”
Stanęłam jak wryta. O czym myślał ten dzieciak?
„Wywiad, oczywiście…” – dodał rozbawiony, widząc moje ewidentne zakłopotanie.
„Ach tak… przejdźmy do salonu.”
Wskazałam mu miejsce na fotelu przy stoliku, a sama rozsiadłam się na kanapie. Wówczas on, ze swojego małego plecaczka wydobył niewielką kamerę i skierował ją dokładnie w moją stronę.
„Kacper, co to ma znaczyć?” – zapytałam zaskoczona.
„Muszę Panią… to znaczy muszę Cię nagrać, żeby później zmontować z tego jakiś artykuł, a że nie mam dyktafonu, to uznałem, że kamera również się przyda.”
Nonsens. Przecież nawet telefony mają funkcję dyktafonu. I zachowywał się nieco dziwnie, wciąż gapiąc się na moje piersi.
„Cóż… więc zaczynajmy.” – szepnęłam, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
„Pytanie pierwsze” – odczytał z mocno wymiętej kartki „Czy jesteś świadoma, że nie mogę przeprowadzić tego cholernego wywiadu? Nie sposób się skupić, gdy na wprost mnie siedzi istna bogini, okryta tylko skąpym szlafrokiem…”
Zszokowana otworzyłam usta ze zdziwienia. Skąd w tym młodzieniaszku tyle odwagi? Ryzykował wyrzuceniem z mojego domu w kilka sekund, a jednak odważył się na wysnucie takiej uwagi. To niebywałe! Moje rozmyślania natychmiast przerwał fakt pojawienia się chłopaka tuż obok mnie, wciąż na wprost migającej rytmicznie kamery. I nim zdążyłam zaprotestować, zwyczajnie przyciągnął mnie za ramię, składając na ustach miętowy i słodki pocałunek. W tym niespodziewanym amoku pozwoliłam mu nawet na wsunięcie dłoni pod szlafrok i delikatne dotknięcie mojej nagiej piersi. Lecz otrzeźwiona nagłym przypływem adrenaliny stanowczo go odepchnęłam.
„Co Ty sobie myślisz, chłopcze! Że wejdziesz do mojego domu, jak do agencji towarzyskiej i tak po prostu się ze mną prześpisz?” – krzyknęłam oburzona.
Nie przestraszył się, ani nie odsunął, a tylko ponownie objął mnie w pasie i wymruczał seksownie:
„Nie opieraj mi się…”
I nie oparłam, bo zwyczajnie nie potrafiłam. Chociaż mój rozum krzyczał nie, a serce biło jak oszalałe, to jednak spragnione męskiego dotyku ciało nakazywało mi kosztować tej ryzykownej gry w ramionach przystojnego studenta. Muszę przyznać, że potrafił on zająć się mną w sposób tak subtelny i delikatny, że przez moment miałam wrażenie, jakbym robiła to po raz pierwszy, a mój mężczyzna, z taką czułością i rozwagą pozbawiał mnie niewinności. To szalenie nakręcało moje trybiki w głowie, nakazując mi coraz to większą uległość wobec łagodnego języczka, który z taką czułością pieścił moją łechtaczkę i sterczące sutki. Jego dłonie wciąż błądziły po moich udach biodrach i pośladkach, aby wreszcie odnaleźć pasujące położenie. Powoli i delikatnie rozsunął moje nogi szerzej… a ja… zamknęłam oczy. Znów miałam 18 lat, a mój pierwszy chłopak, tak bardzo podobny do niego, delikatnie wsuwał swoją sztywną męskość między moje wąskie biodra, przebijając mnie niczym wątły balonik. Tym razem jednak, zamiast bólu i strachu czułam jedynie przyjemność i satysfakcję. Kacper nie szukał wyjątkowych doznań i niezbadanych sfer seksualnych przygód. Pragnął jedynie zdobywać rozkosz i nią obdarowywać każdy centymetr mojego spragnionego ciała. Powoli i łagodnie, raz po raz zagłębiał się w moim ciele, którym wstrząsały spazmatyczne dreszcze uniesień. Do tej pory wydawało mi się, że lubię ostry i zdecydowany seks. Dopiero ON zmienił mój pogląd w tym temacie. Mój boski i przystojny kochanek. Zbliżający się orgazm dostrzegłam w jego oczach… Pozwoliłam mu opaść na swoje ciało, i wtulić anielską twarz pomiędzy pukle moich wilgotnych jeszcze włosów. I kiedy jego sztywny przyjaciel coraz głębiej przesuwał się ku szczytowi, a śnieżnobiałe ząbki lubieżnie przygryzały mój płatek ucha i skórę na szyi, oplotłam udami jego biodra, zaciskając przy tym rytmicznie mięśnie Kegla. Pomimo tego, że nasz seks był powolny, łagodny i bardzo klasyczny, to jednak fala orgazmu napłynęła we mnie niespodziewanie i nagle. Kilka sekund dalej, erotyczne tsunami pochłonęło także mojego młodocianego kochanka. Jęknęliśmy, wspólnie splatając nasze dłonie, uważnie chłonąc każdą cząsteczkę niewypowiedzianej rozkoszy. Spełnieni i wolni, niegrzeczni i grzeszni, szczęśliwi i gotowi na więcej…

Film z kamery usunęłam osobiście, zaraz po zakończeniu wywiadu. Mój słodki „dziennikarz” nie przewidział jednak, że jedyna kopia nagrania powędrowała na dysk mojego komputera zupełnie nieprzypadkowo. Byłoby bardzo szkoda, gdyby tak doskonały epizod w wykonaniu naszych ciał poszedł w niepamięć. Jako niedoszła aktorka, powinnam kolekcjonować i przechowywać takie dzieła sztuki…. sztuki miłosnej, oczywiście.

Weronika

środa, 25 marca 2015

Trójkątna wyobraźnia ;)

Leniwe, słoneczne popołudnie… Czyż może istnieć wówczas coś przyjemniejszego od waniliowego latte sączonego na balkonie? Już od kilku dobrych minut, otulona milutkim kocem, łapałam ostatnie promienie zachodzącego słońca. Chyba stęskniłam się za wiosną – za jej zielenią, cudowną, życiodajną siłą i delikatnością. Na drzewach pojawiają się pierwsze liście, spośród odradzającej się murawy wyglądają niewinne główki narcyzów, przebiśniegów i krokusów. Leciutki, pachnący wiatr niesie ze sobą co raz to donośniejsze ptasie arie, splatając się poprzez wiry złocistych, słonecznych promieni. To proste! Odradza się świat, a wraz z nim rodzi się we mnie ochota na posmakowanie nowych interesujących uroków kobiecej sfery przyjemności.

Tej okazji na spełnienie nie musiałam szukać specjalnie długo. Nieskromnie przyznam, że nieobecność Wiktora w jakiś magiczny sposób przyciąga do mnie tak wyjątkowe sytuacje, jak ta, która przydarzyła mi się właśnie wczorajszego wieczoru. Tak jak zaplanowałam to sobie już znacznie wcześniej, wzięłam kąpiel – bardzo długą, gorącą i aromatyczną – aby jeszcze przed godziną 19 usadowić się wygodnie na kanapie przed telewizorem i rozpocząć wspaniały maraton filmowy! Ku ścisłości – tylko liczyłam, że będzie wspaniały. Ta komedia romantyczna polskiej produkcji (której tytułu nie będę zdradzać, aby uniknąć robienia niepotrzebnej antyreklamy) okazała porządną dawką prawdziwego reżyserskiego i aktorskiego chłamu. Trzeba mieć prawdziwy tupet, żeby tworzyć takie niskobudżetowe produkcje i jeszcze kazać ludziom płacić za ich oglądanie… Zdenerwowałam się. Bo niby jak inaczej mogłam zareagować na zniweczenie mojego planu nietrafionym wyborem filmu? Przełączyłam się szybko pomiędzy DVD a telewizją i rozpoczęłam poszukiwania czegoś bardziej odpowiedniego pomiędzy polsko- i anglojęzycznymi kanałami. Niespodziewanie dotarłam jednak w strefę kanałów przeznaczoną dla wąskiego grona odbiorców. Zdaje się, że na jednym z kanałów o jednoznacznie kojarzącej się nazwie właśnie rozpoczynał się film wiadomej treści. Pomyślałam, że skoro nie znalazłam czegoś lepszego, warto spróbować swoich sił z filmem erotycznym, który liczył więcej niż 15-20 minut! Oczywiście, jak się spodziewałam, fabuła filmu była jeszcze gorsza niż wyżej wspomnianej komedii, ale ta gra aktorska… uch. Na samo wspomnienie tych scen robi mi się gorąco! Niech no tylko wróci do mnie Wiktor! Mam teraz miliony niespotykanych dotąd pomysłów na aranżację naszych zbliżeń! Największe wrażenie wywarła na mnie finałowa scena seksu, pomiędzy filigranową brunetką, a dwoma umięśnionymi, szalenie przystojnymi mężczyznami. Moje znaczące podobieństwo do głównej bohaterki pozwoliło mi przez moment wczuć się w jej rolę…

Byłam wówczas studentką. Bardzo seksowną studentką pierwszego roku medycyny. Właśnie rozpoczął się mój egzamin usty z anatomii. Po wejściu do pustej sali seminaryjnej bardzo szybko zorientowałam się, że sytuacja jest nietypowa. Przy dębowym biurku, zamiast korpulentnego, łysiejącego prodziekana i jego wysuszonej starością asystentki, znajdowało się dwóch, całkiem młodych doktorów – dr Wilson i dr Specter. Od razu poczułam na sobie ich chciwe spojrzenia. Za pewne znudził się im widok zakrytych od kostek aż po czubek głowy okularnic i kujonek. Ja natomiast miałam na sobie króciutką czarną spódniczkę, lakierowane, czarne szpilki… oczywiście pończoszki, i starannie wyprasowana biała koszula z kołnierzykiem. Było bardzo gorąco, dlatego już na wstępie poluzowałam kilka górnych guziczków, ukazując przed komisją egzaminacyjną swój okazały, młody biust. Wyraźnie cieszyła ich obecność mojej osoby.
„Veronica Nixon” – przedstawiłam się, zajmując wskazane mi miejsce.
„Tak więc, pani Weroniko, bardzo proszę omówić mi budowę serca ….
…. świetnie! A gdyby pani jeszcze opisała mi drogę nerwową….
… Rewelacyjnie! Jeszcze tylko coś z układu kostnego…
… Jest pani wspaniale przygotowana, to widać”
Poczułam ogromną ulgę, widząc zadowolenie na ich twarzach. Wciąż wpatrywali się we mnie, a w ich spojrzeniach odnajdywałam coś więcej, poza zwyczajnym zainteresowaniem moją bogatą wiedzą. Nie przeczuwałam jednak, że zdecydują się na jakiś odważniejszy krok. W końcu znajdowaliśmy się na uniwersytecie, a za drzwiami zgromadziła się rzesza studentów, czekająca na swoją kolej egzaminu. Obaj mężczyźni z zastanowieniem wpatrywali się w mój indeks, jednak wiedziałam już, że moja ocena z pewnością nie będzie niższa niż 4. Rozluźniłam nieco swoje ściśnięte uda, rozchylając je na kilka centymetrów. I dopiero, gdy dr Wilson podniósł oczy, a potem uśmiechnął się lubieżnie, zorientowałam się, że przecież nie mam na sobie bielizny! Nieelegancko przebijałaby się ona przez materiał spódniczki, która na nagich pośladkach wyglądała zdecydowanie korzystniej. Natychmiast złączyłam nogi, a moje policzki oblały się szkarłatnym rumieńcem.
„Pani Weroniko, proszę podejść.” – rzucił dr Specter – „Proszę nam powiedzieć, do jakiej noty pani aspiruje?”
„Oczywiście do bardzo dobrej, Sir…” – odpowiedziałam, pochylając się nad stertą notatek na ich stole.
„W takim razie będziemy musieli jeszcze panią dopytać… mały test praktyczny… anatomiczny. Chcemy przecież ocenić panią jak najlepiej i przede wszystkim sprawiedliwie. Dlatego przeanalizujemy… bardzo dogłębnie… panią… to znaczy, pani odpowiedź…”
Mówiąc to, delikatnie wsunął swoją dłoń pod spódniczkę i mocno zacisnął na nagim pośladku. Przyznam, że spodziewałam się po osobach na tym stanowisku większej delikatności i finezji. Przyjęłam jednak ich zaproszenie do zabawy, natychmiast wpijając się w usta doktora Wilsona. Rozochocona wskoczyłam na stół, zrzucając z niego większość długopisów i kartek. Nie przejęli się tym zupełnie. Najważniejsze, że mogłam teraz bezkarnie zająć się naprzemiennymi pocałunkami obu mężczyzn. Na samo wyobrażenie przyjemności, której za chwilę przyjdzie mi dostąpić, bardzo szybko zrobiłam się wilgotna. Rozporki rozpięte, spodnie opuszczone. Obaj wstali ze swoich dostojnych miejsc, aby uraczyć moje wymagające kubki smakowe ich wspaniałymi, twardymi jak skała męskościami. Moje małe usta niestety mogły pomieścić jedynie jednego z nich, dlatego naprzemiennie pieściłam każdego z nich języczkiem, wargami, ciepłymi, gładkimi dłońmi. Wreszcie dr Wilson zbliżył się do tylnego krańca biurka i z uwielbieniem zanurzył się w moich kobiecych rozkoszach. Chciałam jęknąć, gdy wtargnął we mnie tak szybko i tak głęboko, jednak moje gardło wciąż jeszcze ograniczała pulsująca męskość drugiego mężczyzny. W jednej chwili pochwycili moje włosy, głowę i biodra, aby oddać się tej niepoprawnej do granic rozpuście… „Chcę więcej!” – myślałam w duchu, choć i tak dostawałam od nich całkiem sporą dawkę rozkoszy. I po tej miłej rozgrzewce wreszcie nastąpił punkt kulminacyjny.
„Skarbie… – wymruczał mi do ucha jeden z moich seksualnych mentorów – „Może masz ochotę na piątkę z plusem?…” Na moich pośladkach odbił się solidny klaps. Skinęłam tylko głową, bowiem usta i policzki wciąż miałam zajęte drugim asystentem. Specter przez chwilę pieścił moje pośladki swoimi chciwymi dłońmi miękkimi wargami, raz po raz zapuszczając swój język w coraz to bardziej intymne rejony mojego ciała. Nim minęło kilka minut, obaj rzucili się na mnie, niczym wygłodniałe tygrysy, obdzierając z udawanej niewinności, uwalniając we mnie to, o czym marzy każda prawdziwa kobieta. Dobierając się do mnie ze wszystkich stron, wreszcie stali się posiadaczami obu moich sekretnych zakamarków, tak ciepłych i ciasnych, stworzonych do podwójnie przyjemnej stymulacji. Zwolnili nieco tempa, pragnąc delektować się widokiem połączonych 3 idealnych ciał, spragnionych perwersyjnego seksu i niewyobrażalnych doznań. Rozkosz, którą przeżywałam wtedy, była wprost nie do opisania. Trudno było zachować ciszę, choć musiałam panować nad krzykiem wyrywającym się z mojego gardła. Coraz szybciej i coraz intensywniej wbijali się w moje młodziutkie i jędrne ciało, a ja szybowałam wyżej w górę… i wyżej… i wyżej… Aaaaach….

Tę rozkosz przeżywałyśmy wspólnie – ja i mój sobowtór na ekranie telewizora. Ona, zespolona pomiędzy doskonałymi ciałami dwóch przystojniaków – ja, z najczulszą uwagą pieszcząca swój wilgotny wzgórek rozkoszy. A kiedy emocje już opadły, a mój oddech ponownie przybrał miarowe tempo, nagle przypomniałam sobie Adama i jego przyjaciela… Jestem sama, spragniona, rozpalona… i chyba za nim tęsknię. Zadzwonić, nie zadzwonić? Oto jest pytanie!

Weronika

wtorek, 24 marca 2015

Poranne czułości

Nadszedł czas, o którym zwyczajnie wolałabym zapomnieć, choć – prawdę mówiąc – jeszcze się nie zakończył. Dzisiejszego poranka, niedługo po śniadaniu, pożegnałam swojego ukochanego na lotnisku… Niestety, interesy znów go wzywają. Jako dorosła kobieta powinnam mieć świadomość, że absolutnie nic nie trwa wiecznie. Ten cudowny czas kiedyś musiał się zakończyć, pozostawiając w nas jedynie fantastyczne wspomnienia, z których bez przeszkód możemy korzystać w chłodne, samotne dni. Jestem przekonana, że właśnie o mnie myśli lądując w Melbourne. Pozostawiona setki kilometrów od niego, będę wspominać jego ciepłe dłonie i słodkie jak miód, czułe usta przez całe popołudnie, cały wieczór… i całą noc.

Bez pomocy świergoczącego budzika zerwałam się tuż po wschodzie słońca. Skoro dzisiejszego dnia nie musiałam spędzać w pracy, mogłam w spokoju przygotować śniadanie – niespodziankę dla mojego śpiącego królewicza. Nim opuściłam mięciutkie i ciepłe łóżko, jeszcze przez moment wpatrywałam się w beztrosko drzemiącego Wiktora. Nawet po tylu latach bycia ze sobą, wciąż czuję się zakochana do szaleństwa. Jest prawdziwym ideałem, akceptuje wszystkie moje wady, nie ogranicza, nie kontroluje, pozwala brać z życia dokładnie tyle, ile pragnie moja dusza i pożąda moje ciało. Takiej tolerancji, jak mówią, ze świecą szukać. Znam wyjątkowo niewielu mężczyzn o podobnym charakterze. I żaden nie jest tak przystojny, jak on… Po głębokiej refleksji, z lekkością piórka zbiegłam po schodach i rzuciłam się w wir kuchennych rewolucji. Specjalnie dla mojego ukochanego przygotowałam klasyczne angielskie śniadanie – sadzone jajka, kiełbaski, fasolkę, zapiekane pomidorki, całą górę tostów i chrupiący, pachnący… BEKON! Wiktor zwyczajnie za nim szaleje, choć nieczęsto pozwala sobie na takie tłuste rarytasy, ze względu na dbałość o swoją sylwetkę. Dziś, spędzając ostatni poranek w naszym domu, mógł przecież nieco pogrzeszyć… Niemal wszystko było już gotowe. Wpatrzona w szumiące za oknem nagie konary drzew, czekałam na kawę, która właśnie parzyła się w ekspresie. Nagle jakieś ciepłe, męskie dłonie wsunęły się pod mój puszysty, różowy szlafroczek i zacisnęły z czułością na nagich piersiach. Sekundę później dobrze znane mi usta wtopiły się w moją gładką szyję, składając na niej delikatny, ciepły pocałunek. To Wiktor, który wywabiony z sypialni aromatem smażonego bekonu nie mógł powstrzymać się przed objęciem autorki takiego smakowitego śniadania.
„Dzień dobry, Kochanie” – seksownie zamruczał do ucha, prowadząc swoje dłonie pod delikatny materiał mojej bielizny.
„Daj spokój… przestań…” – skarciłam Wiktora, choć moje palce wędrowały już po jego wzniesionych bokserkach.
„Pozwól mi proszę zapamiętać Twoje ciało. Jego smak… i zapach… ”
Wobec takich argumentów pozostawałam bezradna. Rozchyliłam więc nieco swój szlafrok, pozwalając mu doznawać nie tylko dotyku mojej skóry, ale także jej widoku. Jego chciwe usta natychmiast obdarowały moje piersi milionem krótkich pocałunków, które powoli wędrowały niżej… i niżej… Na dłuższą chwilę zatrzymał się w miejscu, gdzie bardzo szybko zrobiło się ciepło i wilgotno. Swoimi cudownymi paluszkami łagodnie wślizgnął się do mojego wnętrza, wyzwalając we mnie swobodną falę przyjemności… Ekspres zapiszczał znacząco, co oznaczało tylko, że nasza poranna kawa jest już gotowa. Nie czekając ani chwili dłużej, zasiedliśmy do posiłku. Oczywiście, poza całą masą pysznych przekąsek, tego poranka Wiktor mógł liczyć na moją „kelnerską” obsługę. Podczas gdy nakładałam na jego talerz kolejne porcje jajek z bekonem, on delektował się dotykiem i widokiem moich półnagich pośladków. Uwielbiał, gdy robiłam to w samej bieliźnie, a przecież dziś jego każde życzenie było dla mnie rozkazem. Po skończonym posiłku zaoferował się, że pozmywa naczynia. Oczywiście nie mogłam pozwolić, by mój książę wykonywał jakiekolwiek prace, które leżą w gestii kobiety. Pomimo propozycji spędzenia kilkunastu minut w salonie przed telewizorem, pozostał ze mną w kuchni.
„Ach…. będzie mi tego brakowało…” – jęknął, gdy pochyliłam się wkładając ostatnie naczynia na dno zmywarki.
Ustawiając odpowiedni program na urządzeniu, szybko umyłam ręce i usiadłam na kolanach Wiktora.
„A mi będzie brakowało nie tylko Twojego widoku. Właściwie już tęsknię za Twoim ciałem, za każdą nocą spędzoną w Twoich ramionach… Nie chcę, żebyś wyjeżdżał…” – wyszeptałam do jego ucha.
„Kocham Cię.” – odparł cichutko, patrząc głęboko w moje oczy, a potem nasze usta złączył płomienny pocałunek. Każdą kolejną sekundę spędziliśmy na delikatnych i bardzo subtelnych pieszczotach, aby tak dokładnie zapamiętać piękno naszych ciał. Aż do kolejnego spotkania.

Weronika

poniedziałek, 23 marca 2015

Mała sesja fotograficzna!

Popularność… jest jak miłość. Dopada człowieka w najmniej oczekiwanym momencie życia. Jeżeli pamiętacie jeszcze mój wpis dotyczący zamieszczenia zdjęć na stronce popatrzna.pl, możecie się domyślić, o jakiej popularności może być mowa… Cóż, nie mylicie się. Nasze zdjęcia, to znaczy – moje i Wiktora – zobaczyły dziesiątki użytkowników, a komentarze, którymi uraczyli nas internetowi „podglądacze” okazały się wspaniałą zachętą do dalszej zabawy z okazywaniem naszych czułości publicznie. Wspólnie z Wiktorem podjęliśmy więc decyzję o wykonaniu kolejnej sesji, tym razem już amatorskiej. Nie tylko z powodu braku profesjonalnego sprzętu i stylisty miało być inaczej. Otóż do tego przedsięwzięcia postanowiliśmy zaangażować jeszcze jedną, żądną wrażeń osóbkę. Wybór wcale nie należał do najprostszych… Kobieta – krzyczał Wiktor. Mężczyzna – obnosiłam się niegasnącym uporem. I kwestię płci należało jak najszybciej rozstrzygnąć. Aby zapobiec dalszym kłótniom zaproponowałam mu krótką partyjkę pokera. Biedaczek… tak trudno było mu skupić się na grze, gdy półnaga, ubrana jedynie w przezroczystą haleczkę, figlarnie zabawiałam się moimi piersiami… Po bolesnej przegranej właściwie oddał mi wolną rękę co do wyboru „nowego” partnera. Całe szczęście nie domyślił się, że trzeci z rożków naszego miłosnego trójkąta został już dawno zaproszony do zabawy…

Moja „czekoladowa” niespodzianka, którą po raz pierwszy spotkałam w biurze (w charakterze seksualnego prezentu od nieznanego nadawcy) zjawiła się o czasie. Mina Wiktora mówiła sama za siebie. Był totalnie zszokowany moim wyborem.
„Weronika… No co Ty! Kręcą Cię czarnoskórzy??” – szepnął mi do ucha, gdy Neemar właśnie brał prysznic.
„Kochanie, jeszcze tak wielu rzeczy o mnie nie wiesz…” – zaśmiałam się.
„No ale.. wiesz. Nie mam nic przeciwko niemu. To fajny facet. Ale boję się, że wypadnę przy nim dość blado…” – wyjąkał zawstydzony.
„Wiktor, jak możesz być takim rasistą! To wcale nie jest zabawne…” – natychmiast wyraziłam swoje oburzenie.
„Ach! Nie o to chodzi! Miałem na myśli jego rozmiary. Podobno pod tym względem rozkładają Europejczyków na łopatki.” – zreflektował się Wiktor.
„Skarbie, nie daj się ponieść stereotypom. Powiedzmy, że nawet jako posiadacz jasnej karnacji (choć po egzotycznym wyjeździe trudno ją zauważyć) naprawdę masz powody do dumy. Nawet przy nim.”
„Pocieszyłaś mnie trochę…” – odetchnął z ulgą, gdy ja przygryzłam się w język. Całe szczęście, że niedokładnie zanalizował moją poprzednią wypowiedź…
Po chwili zjawił się Neemar całkowicie pozbawiony okrycia! Widziałam, jak Wiktor lustruje go porównawczo, choć ostatecznie odpuszcza tą chłopięcą zabawę i rzuca rzeczowe:
„No dobra, więc jaki jest plan?”
A plan był dziecinnie prosty. Ja, Wiktor i nasz gość – plus aparat, łóżko, samowyzwalacz….
Zaczęło się. Przebrana za niesforną uczennicę, rozpoczęłam swój śmiały pokaz przed obiektywem lustrzanki, która co kilka sekund utrwalała kolejny obraz. Wyginając swoje ciało w przeróżnych pozach, wolno pozbawiałam się kolejnych części garderoby: białej koszulki, biustonosza, skórzanych szpilek, podkolanówek… Zrzucając z siebie koronkowe stringi, chłopcy dołożyli wszelkich starań, aby „szklane oko” uchwyciło dokładnie TEN moment… aby cały świat mógł zobaczyć, jak bardzo byłam już wilgotna. Pozostałam więc jedynie w krótkiej, czerwonej, kraciastej spódniczce, spod której wszystkie moje kobiece atrybuty były bardzo wyraźnie widoczne. Wtedy chłopcy zabrali się do dzieła. W prawdzie oboje nie wymagali już rozgrzewki, ale czego nie robi się dla dobrych fotografii ;) Swoją inicjację rozpoczęliśmy od namiętnego seksu oralnego we troje. Chociaż dłonie mam dwie, to niestety usta tylko jedne, tak więc moi mężczyźni niecierpliwili się, kiedy nadejdzie ich kolejne pół minuty rozkoszy. Następnie konwencja nieco się zmieniła – teraz to ja byłam pieszczona przez dwa języczki naprzemiennie! A gdy Neemar dodatkowo użył swoich długich paluszków… Ach, znajdowałam już w swoim rozkosznym niebie! Teraz wszyscy byliśmy gotowi na punkt kulminacyjny naszej przygody… Jako pierwszy moim wnętrzem zawładnął Wiktor, podczas gdy ja, swoimi ciepłymi ustami obejmowałam olbrzymie dwa skarby Nemaara. Każde zdecydowane i mocne uderzenie bioder Wiktora o pośladki, zmuszało moje głębokie gardło do przyjęcia większej ilości czekoladowych centymetrów… To wspaniałe uczucie, kiedy strumień rozkoszy tak doskonale przepływa przez trzy ciała, w jednej chwili. Idealna synchronizacja, doskonała ekspozycja i rytmiczne dźwięki aparatu… Zamiana ról obu napalonych do granic możliwości panów okazała się nieco bardziej nieprzewidywalna, bowiem Neemar, choć nie było tego w umowie, postanowił posmakować mnie od drugiej strony, racząc powolnym i bardzo delikatnym (jak na jego możliwości) seksem analnym. Cóż… Taka stymulacja niemal odłączyła mój mózg od reszty ciała i nadzwyczaj szybko wyniosła na orgazmiczną orbitę. Moi mężczyźni pozwolili odpocząć mi przez chwilę, czekając na dalsze instrukcje. Nie spodziewałam się, że tak nagle zawładnie mną ta bezpruderyjna, wyjątkowo śmiała zachcianka…
„Chcę poczuć was obu… jednocześnie. Dajcie mi podwójną rozkosz… właśnie teraz.” – wyszeptałam cichutko, wypinając się zachęcająco w stronę obiektywu. Spodziewałam się raczej zaprzeczenia ze strony Wiktora, jednak – o dziwo – wykazywał on największy entuzjazm. Panowie bardzo szybko dostosowali się do swoich ról, wypełniając mnie po brzegi swoimi spragnionymi męskościami. Tak… to było cudowne uczucie. Dwaj napaleni mężczyźni, zagłębiający się swoim ciężarem w głąb mojego drżącego ciałka, pragnący jedynie zapewnić mi doskonałą rozkosz w podwójnej dawce. Nasze tempo coraz bardziej przyspieszało, podobnie jak agresywne okrzyki i pulsowanie krwi w żyłach. Nagradzając mnie kolejnym, obezwładniająco – doskonałym orgazmem, obaj kochankowie opuścili ciasne zakamarki, dopełniając swojej rozkoszy wprost na moich nabrzmiałych piersiach… Esencja cudownego seksu, niesamowitej przygody, nieziemskiej inspiracji. Od teraz, nie muszę już snuć marzeń o wcielaniu się w rolę gwiazdek filmów erotycznych. Mając przy sobie dwóch nieokiełznanych mężczyzn, gotowych na wszystko, mogę przeżyć cokolwiek zechcę w wymarzonym świecie erotycznych przygód. A nawet uwiecznić to na fotografii… Prawdziwa ze mnie szczęściara!

Weronika

niedziela, 22 marca 2015

Przyjemnie jest czasem poleniuchować :)

Było to jedno z tych nielicznych, sobotnich popołudni, kiedy znużenie i zmęczenie zwyczajnie przejmowało nade mną kontrolę. Jako kobieta aktywna zawodowo, naprawdę bardzo rzadko narzekam na brak energii. Od zawsze w biegu, stojąca na straży punktualności i trzymania się planu. Niewiele zjawisk jest w stanie powstrzymać mój upór w dążeniu do celu. Pomimo mojego młodego wieku, potrzebuję czasem chwili wytchnienia. Nieprzespane noce (ostatnio z powodu Wiktora, czasem z powodu pracy) również dają mi się we znaki. Nastał moment, w którym mogłam wreszcie ze spokojem oddać się błogiemu „nic-nie-robieniu”, choć kątem oka stale poszukiwałam jakiegoś punktu zaczepienia. Brudny kubek? Kłębek kurzu? Powinny zniknąć natychmiast. Nie miałam w zwyczaju marnować czasu na bezczynne siedzenie przed telewizorem, w przeciwieństwie do… Wiktora. Mój ukochany potrafił w magiczny sposób „wyłączyć” swoją aktywność umysłową na kilka dobrych godzin, jak gdyby za pstryknięciem palca znalazł się w stanie głębokiej medytacji, nie wykazując reakcji na bodźce zewnętrzne. Dziś jednak to on królował pod względem aktywności, bowiem cały wieczór miał spędzić w towarzystwie swoich kumpli. Chyba rozumiecie – męskie spotkanie, piwo, bilard i rozmowy o panienkach. Zero krawatów, pagerów i dzwoniących telefonów. Tylko oni i ich niezrozumiały świat (z mojego punktu widzenia, oczywiście). Tak prawdziwie cieszył się na tą mini imprezkę, że w istocie byłabym okrutną partnerkę, zmuszając go do pozostania w domu. Z resztą, jaki jest sens nakładania na siebie wzajemnych ograniczeń? Dla mnie najważniejszym jest, aby Wiktor był szczęśliwy – i kropka. Tylko że wizja samotnie spędzonego wieczoru jakoś nie napawała mnie optymizmem.

„Dziś jest Twój dzień lenistwa” – w mojej głowie rozbrzmiewał gardłowy głos ukochanego. „Obiecaj mi że nie kiwniesz nawet palcem.” Skinęłam głową, złożyłam obietnicę, a danego słowa dotrzymuję nawet bardziej niż dyskrecji. Tak więc jedynym moim planem zdawało się leżenie na kanapie i delektowanie specjałami polskich i zagranicznych stacji telewizyjnych. Niestety – ramówka o takich godzinach jest wyjątkowo nieciekawa, dlatego wyłączyłam telewizor w sypialni i nakryłam swoją głowę poduszką. Relaksujący sen ogarnął mnie wyjątkowo szybko.

Nerwowe szczekanie psa i przeraźliwie głośne pukanie do drzwi wyrwało moje myśli z przyjemnego transu. Ogarnęło mnie zdenerwowanie, gdyż była to godzina 23, a ja nie spodziewałam się odwiedzin żadnego gościa. Postanowiłam więc nie otwierać drzwi. Ktokolwiek niepokoił mnie o tej porze powinien wiedzieć, że było to wysoce niestosowne zachowanie. Poza tym, mój dzień lenistwa trwał jeszcze przez godzinę. Miałam więc oficjalnie nadane sobie prawo, zezwalające na brak reakcji wobec niezidentyfikowanego przybysza. Zestresowana i spięta wróciłam do zacisznego azylu mojej pościeli. Wtedy również zdałam sobie sprawę co jest główną przyczyną mojej narastającej frustracji – to brak seksu, do którego obecności (nawet kilka razy dziennie) zdążyłam się już przyzwyczaić. Co prawda, mogłabym sama zadowolić siebie przy użyciu własnych rąk, lecz potworne zmęczenie zdecydowanie odwodziło mnie od tego pomysłu. Postanowiłam więc skorzystać z małej pomocy… od czego w końcu są intymne zabawki. Przez ostatnie miesiące, moja kolekcja wibratorów powiększyła się o kilka, niewypróbowanych jeszcze egzemplarzy. Przeglądając swoje wyjątkowe zbiory doszłam do wniosku, że w roli dzisiejszego towarzysza przygód najlepiej sprawdzi się żelowy, wibrujący motylek. Zgodnie z dołączoną instrukcją, założyłam go podobnie jak figi, wprowadzając niewielki masażer wprost do mojego wnętrza. Kliknęłam malutki przycisk „ON” na pilocie… I wtedy się zaczęło. Intensywna fala wibracji rozpłynęła się pomiędzy moimi udami, pieszcząc jednocześnie obie dziurki, a także nabrzmiałą już z podniecenia łechtaczkę. Było dla mnie kompletnym zaskoczeniem, że tak pokaźną dawkę rozkoszy można dostarczyć swojemu ciału bez angażowania ani jednego mięśnia. Wystarczy leżeć, delektować się rozkoszą i puszczać wodze fantazji… Och, ileż rzeczy mogłam wyobrazić sobie w tamtym momencie. Byłam już tancerką w klubie Go-Go, wyuzdaną pracownicą agencji towarzyskiej… a tym razem myśli lekkie jak motylek uniosły mnie na plan filmowy. Taką niewinną, wstydliwą, drobną dziewczynkę, w towarzystwie postawnych, dużych mężczyzn, łypiących na mnie podnieconym wzrokiem. Musicie wiedzieć, że nic tak nie działa na moje zmysły, jak pojęcie dominacji i uległości. Potrafię doskonale wcielić się w każdą z tych ról, choć w obecnej sytuacji mogłam wykazać wyłącznie podporządkowanie wobec zniewalającej mnie rozkoszy. Im bardziej wyuzdane były moje myśli, tym intensywniejsze drżenia wyzwalał we mnie ciepły i wilgotny motylek. Aż wreszcie dopełnił swojej roli, doprowadzając mnie do głośnego i bardzo esencjonalnego orgazmu, który zdaje się, że trwał… i trwał… bez końca. Obezwładniające mnie uczucie przyjemności zaowocowało jedynie krótką przerwą na złapanie oddechu i wyrównanie rytmu serca. A potem przystąpiłam do kolejnej rundy… póki motylek na moim łonie jeszcze nie odleciał :)

Jak widać, przyjemność swojej kobiecie można sprawić nie tylko forsownymi pieszczotami i seksem. Wystarczy zaopatrzyć ją w taką bardzo dyskretną i zarazem skuteczną zabawkę! Oto, jak leniwi panowie mogą zapewnić swoim partnerkom prawdziwy odlot, bez skinienia palcem! Ciekawe, czy jest także wersja dla mężczyzn…?

Weronika

sobota, 21 marca 2015

Spróbujmy czegoś nowego!

Tak cudownie upływają mi kolejne dni z Wiktorem, iż nawet przejściowe problemy w firmie nie są w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Jestem oazą spokoju – promienieję przyjazną aurą – a całą swoją wewnętrzną harmonię zawdzięczam udanemu życiu seksualnemu. I choć z moim partnerem tworzę szczęśliwy, bardzo otwarty związek od wielu lat, to jednak wciąż potrafimy siebie zaskakiwać wzajemnymi inicjatywami…

„Dzisiejszą noc spędzimy w hotelu.” – oznajmił podczas obiadu. Szczerze mówiąc jego pomysł wydał mi się nieco dziwny, ale postanowiłam dać mu szansę na wyjaśnienia.
„Najwyższe piętro, cudowny widok na całe miasto i tylko my, ogromne jacuzzi, schłodzony szampan. Co o tym myślisz?”
„Myślę, że jesteś najwspanialszym mężczyzną pod słońcem!” – wykrzyknęłam uradowana, rzucając mu się na szyję. Chyba nikt nie może zaprzeczyć, że mój ukochany po prostu jest… uroczy ;)

Nasz luksusowy apartament rzeczywiście prezentował się w sposób godny obecności arabskiego potentata naftowego. Pełno było w nim udogodnień, słodkich owoców, zapachów i ozdób. Zaopatrzenie prywatnego barku również zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie. Ta jedna noc musiała go z pewnością słono kosztować. Tego wieczoru pieniądze nie grały dla niego większej roli, bowiem nawet wystawną kolację zjedliśmy w najdroższej jak dotąd restauracji hotelowej. Tak więc po obowiązkowej kąpieli w ogromnej wannie z hydromasażem, a także opróżnieniu butelki szampana, wreszcie znaleźliśmy się w wygodnym łóżku z baldachimem i niczym niezmąconym widokiem na nocne miasto. Objęta mocnym ramieniem, wtulona w muskularny tors, rozpływałam się wraz z kostkami lodu w moim drinku. Teraz czekał nas już tylko namiętny seks w blasku połyskujących płomieni zapachowych świec. Czule pieszcząc dotykiem swoje nagie ramiona, rozpoczęliśmy tą upojną przygodę, w towarzystwie bardzo odważnych, głębokich pocałunków. Moje ręce przez jakiś czas błądziły w okolicach bioder, aby wreszcie dorwać się do jego męskich skarbów. Uwielbiam pieścić go i masować, zwłaszcza że przyjemność, którą mu sprawiam, odbieram w sposób podwójny. Dzisiejszej nocy Wiktor pragnął zaskoczyć mnie jednak swoją niecodzienną propozycją:
„Kochanie… Chciałbym, abyśmy oboje wypróbowali nowego sposobu na osiąganie przyjemności…” – wymruczał mi do ucha. „Musisz mi obiecać, że bezwzględnie zaufasz moim umiejętnościom.”
To chyba oczywiste, że darzę go większym zaufaniem, niż kogokolwiek na świecie. Zwłaszcza w sprawach seksualnych nowinek i technik, jest prawdziwym mistrzem świata. Moim mistrzem. Bez wahania obiecałam mu, że przystanę na jakąkolwiek złożoną mi propozycję. Poprosił więc, bym odwróciła się w przeciwną do niego stronę i przyjmując pozycję „na pieska” mocno wygięła pupę. I już oczekiwałam na twardy jak skała, męski atrybut władzy, lecz zamiast niego pojawił się ciepły i zwinny języczek. Świdrował nim moją wilgotną i ciasną szczelinkę, wyzwalając we mnie rozkoszne drżenia. Tak dalece zatraciłam się w delektowaniu swoich zmysłów doskonałą pieszczotą, iż nawet nie zanotowałam momentu, w którym znalazł się dokładnie między moimi pośladkami. Jego usta po raz pierwszy zawędrowały do tej wyjątkowo wstydliwej okolicy, choć – pomimo pierwotnych obaw – było to bardzo przyjemne doznanie. Mój lubieżny kochanek raczył mnie subtelnymi pocałunkami, delikatnymi, niczym podmuch wiosennego wiatru opuszkami palców, zakreślającymi wokół mojej niezbadanej szczelinki tysiące fantazyjnych kształtów. Raz po raz, jego niestrudzony język próbował wślizgnąć się w wyjątkowo ciasny otworek, wyzwalając tym we mnie zaskakujące pragnienie dalszych perwersji! Nie spodziewał się, że ja również zapragnę posmakować tej nieznanej sztuki. Wiktor wykazywał początkowo lekkie opory, jednakże seks oralny w moim wykonaniu potrafi przekonać go do absolutnie każdej decyzji. Tak więc podniecony do granic możliwości, wreszcie udostępnił mi swoją intymną sferę. Wystarczyło kilka śmiałych pocałunków, a potem odważny taniec mojego śliskiego języczka po gładkiej i pachnącej skórze, aby doprowadzić mojego kochanka do prawdziwej ostateczności. Zdaje się, że na mężczyzn rimming działa jeszcze intensywniej. W ostatniej sekundzie poderwał się z przybranej wcześniej pozycji, wyłącznie po to, by wypełnić moje usta po brzegi swoim słodkim niczym miód nektarem rozkoszy. Uwielbiam, kiedy to robi. Po prostu kocham smakować każdego aspektu jego męskiej przyjemności. Po dzisiejszym dniu, do swojej gamy wrażeń będę mogła dołączyć jeszcze inną pieszczotę, która – w naszym przypadku – egzamin z przyjemności zdała na piątkę z plusem!

Weronika

piątek, 20 marca 2015

Przyjemna koncepcja antykoncepcji.

O tym, że seks powinien być przede wszystkim bezpieczny, wiedzą już dojrzewające dziewczynki w podstawówce i stale robiący im rozmaite psikusy chłopcy, przesiadujący na osiedlowym trzepaku. Rodzaje tych zabezpieczeń wielu z nich poznaje dokładnie, stojąc już u progu dorosłości, planując swój „pierwszy raz” odpowiedzialnie i z należytą uwagą. Powszechny dostęp do popularnych prezerwatyw, globulek plemnikobójczych i otoczonych ostatnio bezpodstawną falą kontrowersji tabletkami awaryjnymi, znanymi lepiej jako „pigułka dzień po” sprawił, że znacznie trudniej jest zaliczyć tak zwaną „wpadkę”. Oczywiście, obowiązkowa edukacja seksualna w szkołach także dołożyła tutaj swoje przysłowiowe 5 groszy. Wspominając czasy mojej młodości, takie nauki dopiero nieśmiało przedzierały się przez rygorystyczne kanony polskiego szkolnictwa, tak więc całą stosowną wiedzę pobierało się od starszych wiekiem i doświadczeniem koleżanek. Mając kilkanaście lat, niemal całe wakacje spędzałam u mojej babci, w małym domku na Mazurach. Miałam tam wiele znajomych, nieco starszych, niż ja – może zwyczajnie z tego powodu, że od zawsze czułam się nieco dojrzalej od moich rówieśników. Sam fakt posiadania pączkujących piersi w rozmiarze niejednej 18-latki ułatwił mi wkupienie się w łaski starszego towarzystwa i zwrócenie uwagi pokaźnej liczby chłopców. I choć każdego miesiąca powierzałam swoją dłoń w opiekę innego nastolatka, to nigdy jednak nie godziłam się na nic więcej, niż tylko niewinny pocałunek. Za to moje koleżanki… choć przechwalały się znajomością rozmaitych technik antykoncepcyjnych, ostatecznie skończyły swoją przygodę z szaleństwami młodości w roli nastoletnich matek. Widok ich emocjonalnych i życiowych tragedii był dla mnie lepszą nauczką, niż wszystkie lekcje o seksualności razem wzięte. Nawet teraz, gdy jestem już całkiem dużą dziewczynką, wiem, że antykoncepcja jest bardzo potrzebna. Jednak kto by pomyślał, że może być także… całkiem przyjemną zabawą!

„Mam coś specjalnego…” – szepnął do mojego ucha Wiktor, lubieżnie przygryzając jego płatek.
Leżeliśmy właśnie na kanapie w salonie, zażywając poobiedniej drzemki. Uśmiechnęłam się nieco w stronę ukochanego i przeciągając się z gracją młodziutkiej kotki zapytałam:
„Co to takiego, Skarbie?”
„Rozbierz się… czekaj tu nago z zamkniętymi oczami… a wtedy wszystkiego się dowiesz…” – wymruczał zadowolony.
„A nie lepiej odłożyć to na wieczór?” – zaproponowałam nieśmiało.
„Po co czekać z deserem do kolacji…” – oburzył się. „Za 3 minuty jestem z powrotem.”
Spodobała mi się jego męska stanowczość i dlatego ochoczo zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania. W momencie, gdy usłyszałam „bose” kroki, miałam ogromną ochotę jednak przypatrzeć się jego ekscytującej nagości… ale nie chciałam zepsuć sobie nachodzącej niespodzianki. Poczułam, jak jego gładkie ciało wtula się w moją talię. Za perfekcyjne dotrzymanie warunków umowy, Wiktor nagrodził mnie soczystym pocałunkiem. Jego palce powędrowały na moją wilgotną już łechtaczkę, pozwalając mi rozgrzać się odpowiednio. Wciąż jednak nie rozumiałam, co niezwykłego mogło tkwić w tej, powiedzmy szczerze, standardowej procedurze. Stosownego olśnienia doznałam, gdy do mojego wnętrza powoli wpełzło coś… włochatego… nieregularnego… prążkowanego… Moje oczy natychmiast otworzyły się szeroko ze zdziwienia, a wtedy nieznany „intruz” jeszcze mocniej zagłębił się w moje ciało. Aż jęknęłam z rozkoszy i zakłopotania. Zauważyłam że przecież nie ma przy sobie żadnego fantazyjnie zaprojektowanego dildo… Moja mina musiała wyrażać więcej, niż byłam w stanie z siebie wydusić, bowiem Wiktor zaśmiał się gardłowo i podnieconym do granic głosem wyszeptał:
„Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. A teraz, Skarbie, daj się ponieść tej fali przyjemności.”
Nie miałam powodu, aby mu nie zaufać. Tak więc odchyliłam swoją głowę do tyłu i ponownie zamknęłam oczy. To „coś”, przesuwające się w moim wnętrzu, doprowadzało mnie do prawdziwej ekstazy, wyzwalając nieznane dotąd dawki przyjemności. Niemal oszalałam na jego punkcie. Moje uda mimowolnie oplotły biodra Wiktora, zmuszając go do jeszcze głębszej penetracji mojej kobiecości. Było to również kwestią czasu, zanim moje paznokcie wbiły się w opalone plecy kochanka, zarysowując na nich czerwone łuki. Podnosząc spazmatyczne jęki, raz po raz zaciskając zęby na jego miękkiej, pachnącej olejkiem arganowym brodzie, z szybkością startującej rakiety wzbijałam się ku niebu. I choć nie mam tego w zwyczaju, wciąż błagałam go o więcej…. marzyłam, by to zbliżenie zwyczajnie nie miało końca. Po chwili jednak to przyjemność przejęła władzę na moją zdolnością samokontroli, a przez moje ciało przelała się rzeka rozkoszy. Ba – nawet cały ocean! Ciężko dysząc, opadłam na kanapę, pozwalając mojemu mężczyźnie dokończyć swojego dzieła. I kiedy wreszcie opuścił moje ciało, niedowierzającym oczom ukazał się niecodzienny widok. Na wzniesionej jeszcze męskości Wiktora spoczywała najdziwniejsza prezerwatywa, jaką kiedykolwiek w życiu widziałam! Była kolorowa i dosyć gruba, zaopatrzona w lateksowe kępki neonowych włosków, koliste wypustki i wyraźne prążki! Po raz pierwszy w życiu widziałam coś podobnego.
„Podobało się?” – jako pierwszy milczenie przerwał Wiktor.
„Czy się podobało?… Wiktor… to było magiczne! Nigdy wcześniej nie przeżyłam czegoś podobnego.” – wydusiłam przez zaciśnięte gardło.
„A może chciałabyś spróbować raz jeszcze?” – zasugerował nieśmiało.
A ja zwyczajnie nie potrafiłam mu tego odmówić…

Weronika