środa, 25 marca 2015

Trójkątna wyobraźnia ;)

Leniwe, słoneczne popołudnie… Czyż może istnieć wówczas coś przyjemniejszego od waniliowego latte sączonego na balkonie? Już od kilku dobrych minut, otulona milutkim kocem, łapałam ostatnie promienie zachodzącego słońca. Chyba stęskniłam się za wiosną – za jej zielenią, cudowną, życiodajną siłą i delikatnością. Na drzewach pojawiają się pierwsze liście, spośród odradzającej się murawy wyglądają niewinne główki narcyzów, przebiśniegów i krokusów. Leciutki, pachnący wiatr niesie ze sobą co raz to donośniejsze ptasie arie, splatając się poprzez wiry złocistych, słonecznych promieni. To proste! Odradza się świat, a wraz z nim rodzi się we mnie ochota na posmakowanie nowych interesujących uroków kobiecej sfery przyjemności.

Tej okazji na spełnienie nie musiałam szukać specjalnie długo. Nieskromnie przyznam, że nieobecność Wiktora w jakiś magiczny sposób przyciąga do mnie tak wyjątkowe sytuacje, jak ta, która przydarzyła mi się właśnie wczorajszego wieczoru. Tak jak zaplanowałam to sobie już znacznie wcześniej, wzięłam kąpiel – bardzo długą, gorącą i aromatyczną – aby jeszcze przed godziną 19 usadowić się wygodnie na kanapie przed telewizorem i rozpocząć wspaniały maraton filmowy! Ku ścisłości – tylko liczyłam, że będzie wspaniały. Ta komedia romantyczna polskiej produkcji (której tytułu nie będę zdradzać, aby uniknąć robienia niepotrzebnej antyreklamy) okazała porządną dawką prawdziwego reżyserskiego i aktorskiego chłamu. Trzeba mieć prawdziwy tupet, żeby tworzyć takie niskobudżetowe produkcje i jeszcze kazać ludziom płacić za ich oglądanie… Zdenerwowałam się. Bo niby jak inaczej mogłam zareagować na zniweczenie mojego planu nietrafionym wyborem filmu? Przełączyłam się szybko pomiędzy DVD a telewizją i rozpoczęłam poszukiwania czegoś bardziej odpowiedniego pomiędzy polsko- i anglojęzycznymi kanałami. Niespodziewanie dotarłam jednak w strefę kanałów przeznaczoną dla wąskiego grona odbiorców. Zdaje się, że na jednym z kanałów o jednoznacznie kojarzącej się nazwie właśnie rozpoczynał się film wiadomej treści. Pomyślałam, że skoro nie znalazłam czegoś lepszego, warto spróbować swoich sił z filmem erotycznym, który liczył więcej niż 15-20 minut! Oczywiście, jak się spodziewałam, fabuła filmu była jeszcze gorsza niż wyżej wspomnianej komedii, ale ta gra aktorska… uch. Na samo wspomnienie tych scen robi mi się gorąco! Niech no tylko wróci do mnie Wiktor! Mam teraz miliony niespotykanych dotąd pomysłów na aranżację naszych zbliżeń! Największe wrażenie wywarła na mnie finałowa scena seksu, pomiędzy filigranową brunetką, a dwoma umięśnionymi, szalenie przystojnymi mężczyznami. Moje znaczące podobieństwo do głównej bohaterki pozwoliło mi przez moment wczuć się w jej rolę…

Byłam wówczas studentką. Bardzo seksowną studentką pierwszego roku medycyny. Właśnie rozpoczął się mój egzamin usty z anatomii. Po wejściu do pustej sali seminaryjnej bardzo szybko zorientowałam się, że sytuacja jest nietypowa. Przy dębowym biurku, zamiast korpulentnego, łysiejącego prodziekana i jego wysuszonej starością asystentki, znajdowało się dwóch, całkiem młodych doktorów – dr Wilson i dr Specter. Od razu poczułam na sobie ich chciwe spojrzenia. Za pewne znudził się im widok zakrytych od kostek aż po czubek głowy okularnic i kujonek. Ja natomiast miałam na sobie króciutką czarną spódniczkę, lakierowane, czarne szpilki… oczywiście pończoszki, i starannie wyprasowana biała koszula z kołnierzykiem. Było bardzo gorąco, dlatego już na wstępie poluzowałam kilka górnych guziczków, ukazując przed komisją egzaminacyjną swój okazały, młody biust. Wyraźnie cieszyła ich obecność mojej osoby.
„Veronica Nixon” – przedstawiłam się, zajmując wskazane mi miejsce.
„Tak więc, pani Weroniko, bardzo proszę omówić mi budowę serca ….
…. świetnie! A gdyby pani jeszcze opisała mi drogę nerwową….
… Rewelacyjnie! Jeszcze tylko coś z układu kostnego…
… Jest pani wspaniale przygotowana, to widać”
Poczułam ogromną ulgę, widząc zadowolenie na ich twarzach. Wciąż wpatrywali się we mnie, a w ich spojrzeniach odnajdywałam coś więcej, poza zwyczajnym zainteresowaniem moją bogatą wiedzą. Nie przeczuwałam jednak, że zdecydują się na jakiś odważniejszy krok. W końcu znajdowaliśmy się na uniwersytecie, a za drzwiami zgromadziła się rzesza studentów, czekająca na swoją kolej egzaminu. Obaj mężczyźni z zastanowieniem wpatrywali się w mój indeks, jednak wiedziałam już, że moja ocena z pewnością nie będzie niższa niż 4. Rozluźniłam nieco swoje ściśnięte uda, rozchylając je na kilka centymetrów. I dopiero, gdy dr Wilson podniósł oczy, a potem uśmiechnął się lubieżnie, zorientowałam się, że przecież nie mam na sobie bielizny! Nieelegancko przebijałaby się ona przez materiał spódniczki, która na nagich pośladkach wyglądała zdecydowanie korzystniej. Natychmiast złączyłam nogi, a moje policzki oblały się szkarłatnym rumieńcem.
„Pani Weroniko, proszę podejść.” – rzucił dr Specter – „Proszę nam powiedzieć, do jakiej noty pani aspiruje?”
„Oczywiście do bardzo dobrej, Sir…” – odpowiedziałam, pochylając się nad stertą notatek na ich stole.
„W takim razie będziemy musieli jeszcze panią dopytać… mały test praktyczny… anatomiczny. Chcemy przecież ocenić panią jak najlepiej i przede wszystkim sprawiedliwie. Dlatego przeanalizujemy… bardzo dogłębnie… panią… to znaczy, pani odpowiedź…”
Mówiąc to, delikatnie wsunął swoją dłoń pod spódniczkę i mocno zacisnął na nagim pośladku. Przyznam, że spodziewałam się po osobach na tym stanowisku większej delikatności i finezji. Przyjęłam jednak ich zaproszenie do zabawy, natychmiast wpijając się w usta doktora Wilsona. Rozochocona wskoczyłam na stół, zrzucając z niego większość długopisów i kartek. Nie przejęli się tym zupełnie. Najważniejsze, że mogłam teraz bezkarnie zająć się naprzemiennymi pocałunkami obu mężczyzn. Na samo wyobrażenie przyjemności, której za chwilę przyjdzie mi dostąpić, bardzo szybko zrobiłam się wilgotna. Rozporki rozpięte, spodnie opuszczone. Obaj wstali ze swoich dostojnych miejsc, aby uraczyć moje wymagające kubki smakowe ich wspaniałymi, twardymi jak skała męskościami. Moje małe usta niestety mogły pomieścić jedynie jednego z nich, dlatego naprzemiennie pieściłam każdego z nich języczkiem, wargami, ciepłymi, gładkimi dłońmi. Wreszcie dr Wilson zbliżył się do tylnego krańca biurka i z uwielbieniem zanurzył się w moich kobiecych rozkoszach. Chciałam jęknąć, gdy wtargnął we mnie tak szybko i tak głęboko, jednak moje gardło wciąż jeszcze ograniczała pulsująca męskość drugiego mężczyzny. W jednej chwili pochwycili moje włosy, głowę i biodra, aby oddać się tej niepoprawnej do granic rozpuście… „Chcę więcej!” – myślałam w duchu, choć i tak dostawałam od nich całkiem sporą dawkę rozkoszy. I po tej miłej rozgrzewce wreszcie nastąpił punkt kulminacyjny.
„Skarbie… – wymruczał mi do ucha jeden z moich seksualnych mentorów – „Może masz ochotę na piątkę z plusem?…” Na moich pośladkach odbił się solidny klaps. Skinęłam tylko głową, bowiem usta i policzki wciąż miałam zajęte drugim asystentem. Specter przez chwilę pieścił moje pośladki swoimi chciwymi dłońmi miękkimi wargami, raz po raz zapuszczając swój język w coraz to bardziej intymne rejony mojego ciała. Nim minęło kilka minut, obaj rzucili się na mnie, niczym wygłodniałe tygrysy, obdzierając z udawanej niewinności, uwalniając we mnie to, o czym marzy każda prawdziwa kobieta. Dobierając się do mnie ze wszystkich stron, wreszcie stali się posiadaczami obu moich sekretnych zakamarków, tak ciepłych i ciasnych, stworzonych do podwójnie przyjemnej stymulacji. Zwolnili nieco tempa, pragnąc delektować się widokiem połączonych 3 idealnych ciał, spragnionych perwersyjnego seksu i niewyobrażalnych doznań. Rozkosz, którą przeżywałam wtedy, była wprost nie do opisania. Trudno było zachować ciszę, choć musiałam panować nad krzykiem wyrywającym się z mojego gardła. Coraz szybciej i coraz intensywniej wbijali się w moje młodziutkie i jędrne ciało, a ja szybowałam wyżej w górę… i wyżej… i wyżej… Aaaaach….

Tę rozkosz przeżywałyśmy wspólnie – ja i mój sobowtór na ekranie telewizora. Ona, zespolona pomiędzy doskonałymi ciałami dwóch przystojniaków – ja, z najczulszą uwagą pieszcząca swój wilgotny wzgórek rozkoszy. A kiedy emocje już opadły, a mój oddech ponownie przybrał miarowe tempo, nagle przypomniałam sobie Adama i jego przyjaciela… Jestem sama, spragniona, rozpalona… i chyba za nim tęsknię. Zadzwonić, nie zadzwonić? Oto jest pytanie!

Weronika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz