piątek, 20 marca 2015

Przyjemna koncepcja antykoncepcji.

O tym, że seks powinien być przede wszystkim bezpieczny, wiedzą już dojrzewające dziewczynki w podstawówce i stale robiący im rozmaite psikusy chłopcy, przesiadujący na osiedlowym trzepaku. Rodzaje tych zabezpieczeń wielu z nich poznaje dokładnie, stojąc już u progu dorosłości, planując swój „pierwszy raz” odpowiedzialnie i z należytą uwagą. Powszechny dostęp do popularnych prezerwatyw, globulek plemnikobójczych i otoczonych ostatnio bezpodstawną falą kontrowersji tabletkami awaryjnymi, znanymi lepiej jako „pigułka dzień po” sprawił, że znacznie trudniej jest zaliczyć tak zwaną „wpadkę”. Oczywiście, obowiązkowa edukacja seksualna w szkołach także dołożyła tutaj swoje przysłowiowe 5 groszy. Wspominając czasy mojej młodości, takie nauki dopiero nieśmiało przedzierały się przez rygorystyczne kanony polskiego szkolnictwa, tak więc całą stosowną wiedzę pobierało się od starszych wiekiem i doświadczeniem koleżanek. Mając kilkanaście lat, niemal całe wakacje spędzałam u mojej babci, w małym domku na Mazurach. Miałam tam wiele znajomych, nieco starszych, niż ja – może zwyczajnie z tego powodu, że od zawsze czułam się nieco dojrzalej od moich rówieśników. Sam fakt posiadania pączkujących piersi w rozmiarze niejednej 18-latki ułatwił mi wkupienie się w łaski starszego towarzystwa i zwrócenie uwagi pokaźnej liczby chłopców. I choć każdego miesiąca powierzałam swoją dłoń w opiekę innego nastolatka, to nigdy jednak nie godziłam się na nic więcej, niż tylko niewinny pocałunek. Za to moje koleżanki… choć przechwalały się znajomością rozmaitych technik antykoncepcyjnych, ostatecznie skończyły swoją przygodę z szaleństwami młodości w roli nastoletnich matek. Widok ich emocjonalnych i życiowych tragedii był dla mnie lepszą nauczką, niż wszystkie lekcje o seksualności razem wzięte. Nawet teraz, gdy jestem już całkiem dużą dziewczynką, wiem, że antykoncepcja jest bardzo potrzebna. Jednak kto by pomyślał, że może być także… całkiem przyjemną zabawą!

„Mam coś specjalnego…” – szepnął do mojego ucha Wiktor, lubieżnie przygryzając jego płatek.
Leżeliśmy właśnie na kanapie w salonie, zażywając poobiedniej drzemki. Uśmiechnęłam się nieco w stronę ukochanego i przeciągając się z gracją młodziutkiej kotki zapytałam:
„Co to takiego, Skarbie?”
„Rozbierz się… czekaj tu nago z zamkniętymi oczami… a wtedy wszystkiego się dowiesz…” – wymruczał zadowolony.
„A nie lepiej odłożyć to na wieczór?” – zaproponowałam nieśmiało.
„Po co czekać z deserem do kolacji…” – oburzył się. „Za 3 minuty jestem z powrotem.”
Spodobała mi się jego męska stanowczość i dlatego ochoczo zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania. W momencie, gdy usłyszałam „bose” kroki, miałam ogromną ochotę jednak przypatrzeć się jego ekscytującej nagości… ale nie chciałam zepsuć sobie nachodzącej niespodzianki. Poczułam, jak jego gładkie ciało wtula się w moją talię. Za perfekcyjne dotrzymanie warunków umowy, Wiktor nagrodził mnie soczystym pocałunkiem. Jego palce powędrowały na moją wilgotną już łechtaczkę, pozwalając mi rozgrzać się odpowiednio. Wciąż jednak nie rozumiałam, co niezwykłego mogło tkwić w tej, powiedzmy szczerze, standardowej procedurze. Stosownego olśnienia doznałam, gdy do mojego wnętrza powoli wpełzło coś… włochatego… nieregularnego… prążkowanego… Moje oczy natychmiast otworzyły się szeroko ze zdziwienia, a wtedy nieznany „intruz” jeszcze mocniej zagłębił się w moje ciało. Aż jęknęłam z rozkoszy i zakłopotania. Zauważyłam że przecież nie ma przy sobie żadnego fantazyjnie zaprojektowanego dildo… Moja mina musiała wyrażać więcej, niż byłam w stanie z siebie wydusić, bowiem Wiktor zaśmiał się gardłowo i podnieconym do granic głosem wyszeptał:
„Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. A teraz, Skarbie, daj się ponieść tej fali przyjemności.”
Nie miałam powodu, aby mu nie zaufać. Tak więc odchyliłam swoją głowę do tyłu i ponownie zamknęłam oczy. To „coś”, przesuwające się w moim wnętrzu, doprowadzało mnie do prawdziwej ekstazy, wyzwalając nieznane dotąd dawki przyjemności. Niemal oszalałam na jego punkcie. Moje uda mimowolnie oplotły biodra Wiktora, zmuszając go do jeszcze głębszej penetracji mojej kobiecości. Było to również kwestią czasu, zanim moje paznokcie wbiły się w opalone plecy kochanka, zarysowując na nich czerwone łuki. Podnosząc spazmatyczne jęki, raz po raz zaciskając zęby na jego miękkiej, pachnącej olejkiem arganowym brodzie, z szybkością startującej rakiety wzbijałam się ku niebu. I choć nie mam tego w zwyczaju, wciąż błagałam go o więcej…. marzyłam, by to zbliżenie zwyczajnie nie miało końca. Po chwili jednak to przyjemność przejęła władzę na moją zdolnością samokontroli, a przez moje ciało przelała się rzeka rozkoszy. Ba – nawet cały ocean! Ciężko dysząc, opadłam na kanapę, pozwalając mojemu mężczyźnie dokończyć swojego dzieła. I kiedy wreszcie opuścił moje ciało, niedowierzającym oczom ukazał się niecodzienny widok. Na wzniesionej jeszcze męskości Wiktora spoczywała najdziwniejsza prezerwatywa, jaką kiedykolwiek w życiu widziałam! Była kolorowa i dosyć gruba, zaopatrzona w lateksowe kępki neonowych włosków, koliste wypustki i wyraźne prążki! Po raz pierwszy w życiu widziałam coś podobnego.
„Podobało się?” – jako pierwszy milczenie przerwał Wiktor.
„Czy się podobało?… Wiktor… to było magiczne! Nigdy wcześniej nie przeżyłam czegoś podobnego.” – wydusiłam przez zaciśnięte gardło.
„A może chciałabyś spróbować raz jeszcze?” – zasugerował nieśmiało.
A ja zwyczajnie nie potrafiłam mu tego odmówić…

Weronika


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz