poniedziałek, 30 marca 2015

Przyłapana na „gorącym uczynku”…

Wolne weekendy dobrze jest spędzać aktywnie – jeszcze lepiej, robiąc to w asyście swojej najlepszej przyjaciółki. Towarzystwo Marceli wyjątkowo służyło mi bez większych zastrzeżeń, biorąc pod uwagę nawet nieustępujące gadulstwo i niegasnący entuzjazm, czyli nieodłączne elementy jej osobowości. Jakkolwiek naszym sobotnim celem pierwotnie był aquafitness, pływanie i bicze wodne, to w ostatecznym rozrachunku większość czasu spędziłyśmy w saunie lub jacuzzi, śmiejąc się, plotkując i zawieszając pożądliwe spojrzenia na pewnych swoich atutów, męskich kąskach. A trzeba przyznać, że tego dnia było ich całkiem sporo. Oczywiście, nasze wdzięki również nie uszły uwadze facetów, którzy z uwielbieniem wlepiali w nas rozmarzone oczy, od czasu do czasu zagadując lub komplementując. I choć z początku wydawało się to całkiem miłym, niezobowiązującym układem, to po dłuższym czasie odpierania takowych zalotów poczułam się potwornie zmęczona.
„Marcela, może chodźmy na jakiś masaż… mam już dość tkwienia w wodzie.” – marudziłam z miną małej, obrażonej dziewczynki.
„Daj spokój, Wera! Przecież jest świetnie! Spójrz – tamten facet, wylegujący się na leżaku przy oknie wyraźnie ma na mnie ochotę! Rób co chcesz, ja tu zostaję! To czysta kopalnia romansów.” – dodała po chwili. No tak. Priorytety życiowe Marceli są bardzo jasne i klarowne. Nie ukrywa swojego zamiłowania do dobrej zabawy i łamania męskich serc. A muszę przyznać, że jest jedyną w swoim rodzaju mistrzynią uwodzenia i często „moje sekretne podboje” to wynik jej umiejętnego podejścia do facetów. Do dziś zachodzę w głowę, jak ona to robi…
„W takim razie, ja wracam do sauny. Jeśli znudzi Ci się rola basenowej atrakcji, możesz do mnie dołączyć.” – rzuciłam w stronę koleżanki, powoli wynurzając swoje ciało z bulgoczącej, gorącej wody. Nie jestem pewna, czy w ogóle zrozumiała moje słowa, bowiem jej rozkoszne spojrzenie wciąż utkwione było na majestatycznych mięśniach pewnego przystojniaka.

Tym razem – zamiast sauny parowej – fińska. O dziwo, cała dla mnie. Mogłam wybrać sobie dowolne miejsce i dowolny poziom, rozkładając się na bielutkim i przyjemnie miękkim ręczniku. Fala gorąca od razu uderzyła w moje ciało, powodując wystąpienie na całej jego powierzchni drobnych kropelek. Taka przyjemna kąpiel temperaturowa rozpaliła nie tylko wszystkie zmysły, ale także bezpruderyjną wyobraźnię, budzącą się we mnie w najmniej oczekiwanych momentach… na przykład – takich, jak ten. Podjęłam więc żmudną próbę walki z narastającym podnieceniem i butną wyobraźnią, jednak nie przyniosły one zamierzonego skutku. Rozejrzałam się dokoła i z entuzjazmem stwierdziłam, że wciąż jestem sama w tym cudownym, relaksującym otoczeniu. Nic nie stało więc na przeszkodzie, abym wzięła sprawy w swoje ręce… i to dosłownie! Sensualną grę rozpoczęłam od zabawy ze swoimi piersiami. Już przy pierwszym dotyku moje sutki stwardniały i wystrzeliły w górę, niczym młode pędy bambusa. Drażniąc je opuszkami palców, jednocześnie przesuwałam drugą dłonią po aksamitnej skórze twarzy i szyi, wyobrażając sobie wszystkich tych mężczyzn spotkanych dzisiejszego dnia, z których każdy, jeden po drugim, zanurza się w mojej kobiecości, pozostawiając w niej cząstkę siebie… Och! To było silniejsze ode mnie. Niemal zapomniałam o otaczającym świecie oraz możliwości potencjalnego przyłapania mnie na „gorącym uczynku” przez innego użytkownika saunarium. Chciałam zatrzymać tę falę nagłego podniecenia na biuście, jednak powoli przenosiła się ona w nieco niższe rejony, pociągając za sobą jednocześnie obie dłonie. I tak przez talię, brzuch, okolice pępka, wzgórek łonowy i uda, wreszcie dotarłam do centrum mojej kobiecości. Łechtaczka, już dobrze ukrwiona i wrażliwa, na dodatek obficie wilgotna od wypływających z mojego wnętrza soczków, była gotowa na przyjęcie sowitej porcji soczystych pieszczot. Na początek nagrodziłam się jedynie delikatnymi muśnięciami dłoni, a temperatura moich wyobrażeń bardzo szybko stała się prawie tak samo gorąca, jak źródło ciepła sauny. Im bardziej perwersyjne fantazje snułam, tym mocniejsze i intensywniejsze stawały się moje ruchy, aż wreszcie bez skrępowania moje paluszki ruszyły na poszukiwanie mitycznego punktu G… i trafiły na niego bez większych problemów. Wsuwałam je i wysuwałam, uciskając pulsacyjnie tą wyjątkową strefę. Jednocześnie druga dłoń zataczała doskonałe w swej geometrii okręgi i owale, obejmując swoim zasięgiem nie tylko czuły guziczek rozkoszy, ale każdy centymetr skóry dokoła niego. Moje serce biło jak oszalałe, właściwie nie mogłam złapać tchu. Ilekroć wypuszczałam rozgrzane powietrze z płuc, z mojej krtani wydobywał się całkiem głośny jęk nadchodzącego szczytu. Kroczek po kroczku nadawałam sobie tempa i zwiększałam intensywność doznań. Marzyłam o tej cudownej chwili, która jak na złość narastała we mnie wyjątkowo leniwie i spokojnie. Wijąc się na drewnianej półce najwyższego poziomu sauny, myślałam tylko o jednym – o nadchodzącej rozkoszy. Nic nie było w stanie wyrwać mnie z tego ogromnego transu… oczywiście poza ekstazą. Wyginając całe swoje ciało w orgazmiczny łuk, wykrzyknęłam głośno całą litanię ochów i achów. A gdy erotyczny dreszcz opuścił mnie i ponownie otworzyłam zaciśnięte powieki… Chciałam zapaść się pod ziemię. Na naprzeciwległej ławeczce siedział sobie spokojnie ów przystojniak, na którego ochotę miała sama Marcela. Zarumieniony, nie tylko od gorąca, utkwił swoje oczy pomiędzy moimi jeszcze rozwartymi udami. Co więcej, jego również krępowała stercząca erekcja. Szybko zdołał ją jednak opanować i powrócić do stanu względnie normalnego. Dopiero wtedy oboje mogliśmy opuścić gorący pokój.
„Będę tu jutro. Spotkajmy się… Oszalałem na Twoim punkcie!” – szepnął mi jeszcze przy wyjściu, blokując grube drzwi z matowego szkła. Delikatnie naparł na moje pośladki swoją miednicą, powodując wystąpienie na całym ciele kolejnej porcji dreszczy.
„Chętnie zrobiłbym TO już teraz, ale to zbyt ryzykowne. Chciałbym móc cieszyć się tym, co przed chwilą widziałem bez zbytecznej ostrożności….”
Instynktownie namierzyliśmy swoje usta, które natychmiast złączyły się w szybkim i chciwym pocałunku.
„Jutro o dwudziestej, w hotelu na górze?” – zapytał odrywając się od mojej twarzy i wplatając palce pomiędzy kosmyki wilgotnych włosów. Skinęłam głową, bowiem przez zaciśnięte gardło nie było w stanie przejść ani jedno słowo. Wyplątując się z jego objęć jako pierwsza opuściłam pomieszczenie. Jeszcze długo wodził wzrokiem za moim ciałem, gdy wchodziłam pod lodowaty prysznic, ale ostatecznie zamiast niego dopadła mnie Marcela!
„Słuchaj! Ja mam dość! Ten przystojniak już prawie na pewno był mój i – nie uwierzysz – nagle zniknął! Nie natknęłaś się na niego może przypadkiem?”
„Nie mam pojęcia… Być może mignął mi tu gdzieś przed oczami…” – skłamałam, lecz tylko w dobrej wierze, nie chcąc ranić wybujałego ego przyjaciółki. I wtedy jak na zawołanie pojawił się on, w oddali, zbierając się do wyjścia z kompleksu. Uwodzicielsko spojrzał się w naszą stronę i posłał ku mojej postaci kokieteryjny uśmieszek.
„Ach!” – zapiszczała Marcela – „Widziałaś, jak on na mnie patrzył?”
Tak. Widziałam jak patrzył… jak mężczyzna głodny rozkoszy, którą ja potrafię mu dać.

Całe szczęście moje wyrzuty sumienia odeszły w niepamięć równie szybko, co zainteresowanie przyjaciółki tamtym obiektem westchnień. Nie mogło być inaczej, jeśli 15 minut później w oko wpadł jej kolejny kąsek. Oto cała Marcela :)

Weronika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz