poniedziałek, 11 maja 2015

Przygoda na łące.

Jechaliśmy w milczeniu, obarczając się po cichu wyrzutami sumienia za poprzednie słowa. Dopiero gdy oddaliliśmy się dostatecznie od miejsca, w którym przyłapano nas na „gorącym uczynku”, Michał włączył muzykę i zaczął nucić pod nosem znaną mi piosenkę. Przyłączyłam się do niego… i muszę przyznać, że razem tworzymy jeden z najbardziej zgranych duetów. Rzecz jasna – nie tylko w kwestii muzycznej :)
„Do tej pory nie jestem w stanie pojąć, jak mogliśmy oboje nie usłyszeć i nie zobaczyć innego samochodu, który przecież zaparkował tak blisko nas…” – zastanawiał się głośno.
„Nie mam pojęcia. Po prostu… byliśmy za bardzo zaaferowani godzeniem się.” – wyraziłam swoje przypuszczenia, wciąż nie przestając gapić się w zniewalające widoki za szybą. Niespodziewanie położył rękę na moim kolanie.
„Weronika… przepraszam Cię. Zachowałem się jak głupiec, wiesz?”
Nic nie odpowiedziałam, jednak natychmiastowo utkwiłam w nim zaciekawione spojrzenie. Pewnie wyczytał z niego polecenie „kontynuuj”, bowiem w następstwie uraczył mnie całą lawiną przyjemnych słów:
„Nie chcę Cię stracić. Nie chcę nawet wiedzieć, jak wygląda rzeczywistość bez Ciebie. Jesteś dla mnie ważna… ba! Najważniejsza! I wbrew racjonalnym faktom wiem, że to może być „coś”. Mniejsze lub większe – to zależy od Ciebie…”
A po chwili dodał.
„Po porostu nigdy więcej nie chcę już widzieć Twoich załzawionych oczu i żalu. Nie zniósłbym tego, bo…”
„Nic już nie mów…” – uciszyłam go, zaciskając swoją dłoń na jego dłoni.
Ze spokojem prowadził dalej.

Dojechaliśmy na miejsce w porze późnego lunchu. Trochę nawet marudziłam, że nie zatrzymał się w żadnej z mijanych po drodze knajp czy zajazdów, a teraz głodowe burczenie mojego brzucha wypełniało praktycznie całą przestrzeń dokoła mnie. Jak się później okazało, Michał celowo stronił od przydrożnych barów, bowiem sam przygotował dla mnie… Wspaniały piknik. I wiecie co? Było jak w filmie… na odludnej polance rozłożył koc, poduszki i kieliszki, a z wiklinowego koszyka wydobył owoce, przekąski i wyborne wino, które przez cały czas chłodziło się w lodówce w bagażniku. Byłam wprost zachwycona – szczególnie kanapkami z grillowanym kurczakiem, które sam przygotował! Jeśli drobne przystawki w formie fingerfood wychodzą mu tak dobrze i tak smacznie, to aż strach pomyśleć, jakie specjały przygotowuje na pełne obiady! Myślałam, że oszaleję ze szczęścia, gdy zanurzając stopy w trawie, na skąpanej w słońcu łące, oddawałam się tak prostej i przyjemnej idei bycia, z kieliszkiem doskonałego trunku w dłoni. Michał również wyglądał na zadowolonego. Nie mam pojęcia, jak bardzo musi być zdeterminowany na zdobycie moich względów, skoro włożył tak wiele wysiłku w przygotowanie znakomitego pikniku. Do tej pory żaden z moich adoratorów nie wpadł nawet na pomysł spaceru – zazwyczaj miejscami spotkań były szalenie kosztowne restauracje, hotele lub ostatecznie modne kawiarnie. Było to dla mnie zupełnie nowe przeżycie i dlatego z przyjemnością otworzyłam się na dalsze etapy tej znajomości… I w przenośni, i dosłownie…

„To jeszcze nie wszystko, Kochana…” – wymruczał mi do ucha, gdy pochłaniałam ostatni kęs znakomitych koreczków śródziemnomorskich. „Zostaw jeszcze miejsce na deser.”
Zniecierpliwił mnie tym… Miałam nadzieję, że będzie tak słodki i delikatny… jak on. I nie pomyliłam się! Truskawki z bitą śmietaną! Oczywiście, śmietana z puszki pod ciśnieniem. Skąd wiedział, że uwielbiam to zestawienie? Ekscytując się moim zachwytem nad deserem, tak mocno uruchomił dozownik, że większa część lepkiej pianki, zamiast na owocach, wylądowała na moim dekolcie i twarzy.
„Cóż… chciałbym Cię za to przeprosić, ale… wiesz, jestem trochę z tego dumny. Wyglądasz bosko!” – przyznał z rozbrajającą szczerością.
„Wcale nie jestem zła… tylko lepka. Muszę to usunąć z siebie. Masz może chusteczkę?” – zapytałam, oblizując słodką śmietankę z kącików ust.
„Ośmielę się zasugerować, że nie będzie nam potrzebna.” – wymruczał tuż przy moich piersiach. Swoimi silnymi rękoma ujął mnie za ramiona, a potem z lubością zanurzył się w moim dekolcie, dokładnie zlizując z ciepłej skóry każdą białą kropelkę słodkiej śmietanki. Nie omieszkał przy tym przenieść swoich dłoni pod sweterek i… rozpiąć mojego biustonosza!
„Hej! Nie zapominaj, że plenerowe pieszczoty zawsze wiążą się z możliwością przyłapania. Przecież dokoła mieszkają ludzie…” – skarciłam go.
„Skarbie… przecież pod kocykiem nikt nas nie zauważy…”
I rzeczywiście. Zabrał ze sobą również drugą, polarową narzutkę. Odsunął papierowe talerzyki, usiadł za mną i otulił całe moje ciało delikatnym i miłym materiałem. Teraz nie mogłam już sprzeciwiać się, gdy powoli rozpinał moje spodnie. Ze stoickim spokojem wsunął pewnie obie dłonie pod materiał mojej bielizny… Jęknęłam zawstydzona i zarumieniłam się jak kwiat dzikiej róży. Nie umknęło to jego uwadze.
„Nie wstydź się…” – szeptał mi do ucha.- „Przecież wiem, że baaardzo, ale to bardzo pragniesz rozkoszy. I nie ma nic przyjemniejszego od dotykania Twoich kobiecych zakamarków.”
Po tych słowach, jego lewa dłoń powędrowała na nagie piersi, drażniąc sterczące sutki i masując cały ich obfity owal, a prawa rozpoczęła delikatny masaż nabrzmiałej już łechtaczki.
„Jeszcze nie zacząłem, a Ty jesteś już taka wilgotna?” – zaśmiał się cichutko, a ja przechyliłam głowę i pozwoliłam pocałować mu swoje usta. W czasie, gdy jego język wpełzał w głąb moich warg, jednocześnie silny paluszek wślizgiwał się do mojego wnętrza. Już po niedługim czasie odnalazł ten najczulszy z punkcików, którego delikatne uciskanie i kolisty masaż doprowadzały mnie do szaleństwa. Był tak precyzyjny, łagodny i opanowany, a każdy jego podniecony oddech muskał moją szyję, niczym seksowna mgiełka drogocennych perfum.
„Wspinaj się do góry, moja Księżniczko… Ku tym chmurkom, ku słoneczku… Jesteś taka doskonała.”
Krzyknęłam, a moje ciało wygięło się w seksowny łuk. Przytrzymywał mnie mocno rękami, nie pozwalając mi się wyrwać się się z jego silnych objęć, a potem zaczął pieścić jeszcze intensywniej i dogłębnej. Dochodziłam raz za razem, nie pamiętam ilekroć. Jak przez mgłę przypominam sobie, jak szeptał wtedy do mojego ucha, że jestem najpiękniejsza… i chce, bym była tylko jego. Że marzy o mnie każdego dnia i każdej nocy. Że zrobi wszystko, by mnie zadowolić…

Nie wiem, co konkretnie czuję do niego, ale jest to silniejsze, nic cokolwiek innego. Fascynuje mnie i podnieca. Wciąż kusi słodkim smakiem zakazanego owocu.

Weronika

tryskawki-smietana

środa, 6 maja 2015

Niespodziewana wizyta, kłótnia i rozkosz.

Dzisiejszy poranek, na szczęście, mogłam ze spokojem spędzić w zaciszu własnego domu. Wiktor znów wyjechał na kilka dni, ale dzięki temu mogłam delektować się absolutnie wyjątkową ciszą. Nim jednak odważyłam zwlec się z łóżka (a była już 9:30), włączyłam znajdujące się w zasięgu mojej ręki radio i zasłuchałam w energetyczną piosenkę jakiegoś zagranicznego zespołu. Miałam nadzieję na zapoznanie się z kolejną pozycją listy wiosennych hitów, jednakże mój organizm nieodwołalnie domagał się dużych ilości kawy. I to najlepiej z dodatkiem wanilii.

Smaczna, słodka, z puszyście kremową pianką… taka, jaką lubię najbardziej. Delektowałam się jej wyjątkowym smakiem i aromatem, jednocześnie zachwycając się niczym niezakłóconą idyllą porannej ciszy. Było mi tak błogo i przyjemnie, gdy nagle…

DING DONG!

Ostry dzwonek do drzwi. Wyrwana z utopijnego transu zerwałam się na równe nogi. Pobiegłam do przedpokoju i odruchowo otworzyłam drzwi. Nie przemyślałam tego – rozsądniej byłoby dokonać wstępnego rozeznania przez wizjer. Chyba wciąż jeszcze się nie obudziłam – nie myślałam wtedy logicznie.
„Cześć Księżniczko!” – od progu powitał mnie spontaniczny okrzyk. Jedynym, co ujrzałam w pierwszym momencie była bujna, kasztanowa czupryna oraz cudownie świeży bukiet konwalii.
„Michał? Skąd Ty do cholery masz mój adres?” – zapytałam zszokowana.
„A może… jakieś cześć? Powitalny całus? Nic?” – zignorował moje pytanie. Nie wierząc własnym oczom i zachowaniom, wpuściłam go do środka i… nawet przelotnie cmoknęłam w policzek. Potem ON wręczył mi filigranowy bukiecik, a ja ze stoickim spokojem zaciągnęłam się jego wonią…
„Daję Ci 5 minut, a potem wychodzimy.” – powiedział po chwili, rozglądając się po parterze – „I tak w ogóle, to fajnie się urządziłaś.”
Nie odpowiedziałam nic – to chyba nie wymagało żadnego komentarza z mojej strony. Przecież nie mógł się spodziewać po mnie 30-metrowej kawalerki w PRL-owskim bloku.
„W 5 minut zdążę co najwyżej wziąć ekspresowy prysznic. A i z tym może być problem.” – przyznałam szczerze.
Pogładził mnie po policzku i ucałował zaspane jeszcze powieki.
„W takim razie 10. Ale nie życzę sobie żadnych eleganckich sukienek, a tym bardziej makijażu. Bez tych wszystkich zbędnych dodatków wydajesz się być jeszcze piękniejsza.”
Wysunęłam się z jego objęć i szybko podreptałam w kierunku łazienki.

Po… z pewnością ponad 10 minutach, ubrana w proste jeansy, adidasy i luźny sweterek zeszłam do salonu. Cierpliwie czekał na mnie w salonie, przeglądając stojące na komodzie zdjęcia. Było to nadzwyczaj krępujące, gdyż na jednym z nich ja i Wiktor całowaliśmy się namiętnie na skąpanej słońcem hiszpańskiej plaży. On jednak pozostawał niewzruszony.
„Już?”
„Tak. Chyba tak.”
„No to zapraszam do mojego samochodu.”

Jechaliśmy powoli i spokojnie przez wiejskie drogi, w nieznanym mi kierunku. Przez cały czas z głośników dudniła głośna rockowa muzyka… i choć podobało mi się jej brzmienie, to moją głowę wypełniały teraz sprzeczne myśli i odczucia. Jednocześnie czułam się szczęśliwa – w końcu tyle za nim tęskniłam – a z drugiej strony – zakłopotana, niepewna i onieśmielona. Po kilku próbach zagajenia do rozmowy, wreszcie położył swoją dłoń na moim kolanie i rzeczowo zapytał.
„Co Cię trapi?”
„Nic takiego…” – odburknęłam zmieszana.
„Przecież widzę. Może i jestem prostym głupcem, ale potrafię wyczuć takie rzeczy.”
„Nie mów tak! To nie prawda” – skarciłam go natychmiastowo.
„Przecież wiem, że nijak odpowiadam Twoim oczekiwaniom. Jesteś prawdziwą księżniczką. Cholerną damą z wyższych sfer. Pasuję do Ciebie jak tępy wół do karocy, czy kwiatek do kożucha… Jak długo chcesz jeszcze udawać, że to Ci nie przeszkadza?”
Milczałam zszokowana. Zdenerwował mnie tym wyznaniem.
„Zatrzymaj samochód. Wysiadam.” – warknęłam zdenerwowana.
Posłusznie zjechał w małą zatoczkę w międzyleśnej drodze.
„I dokąd pójdziesz, Królewno?” – zapytał z przekąsem – „Czy Ty w ogóle wiesz gdzie jesteś.”
„Nie Twoja sprawa, betonowy Królu!” – wycedziłam przez zęby.
Wziął głęboki oddech, a ja nacisnęłam na klamkę. Drzwi były zablokowane.
„Wypuść mnie.”
„Dlaczego?” – droczył się z wyraźną satysfakcją. „Chyba po tym wszystkim należy mi się parę słów wyjaśnień.”
„A co tu wyjaśniać!” – wybuchłam – „To Ty masz chore wyobrażenie o mnie! Myślisz że traktuję Cię z góry, bo mam więcej pieniędzy? Czy to jest moja wina? I czy to znaczy, że jestem zepsuta do szpiku kości? Nigdy w życiu nie pomyślałam tak o Tobie! Imponujesz mi jak mało kto, a le Ty widzisz we mnie tylko zadufaną w sobie dziedziczkę fortuny rodziców. Dosyć tego.”
W milczeniu patrzył na mnie oczami smutnymi jak zbity pies. Po moich policzkach mimowolnie potoczyły się dwie perliste łzy. Dopiero ten widok przedarł się przez jego harde jak stal wnętrze. Po chwili wydusił nieśmiało:
„Weronika… Ja nie chciałem, żebyś tak to odebrała. Po prostu… czuję się jak Twój szofer, nawet gdy masz na sobie tylko zwykłe spodnie i sweter. Zobacz, ja jestem nikim. Masz wspaniałego faceta i żyjesz w sposób, jakiego ja nigdy nie mógłbym Ci zapewnić. Chciałbym dla Ciebie jak najlepiej… A już na pewno nie chciałem, żebyś teraz płakała…”
Przesunął dłonią po moim policzku i otarł łzy.
„Jestem idiotą…” – wyszeptał i spuścił wzrok.
Milczeliśmy jak zaklęci, wpatrując się w czubki swoich butów. Trwało to kilka minut. Po tym czasie przygarnął mnie ramieniem i mocno pocałował. Próbowałam się mu oprzeć, jednak był dużo silniejszy i ostatecznie poddałam się mu bez reszty. Pragnęłam go niezmiennie, jak dawniej, pomimo tylu gorzkich słów, które od niego usłyszałam. Miał trochę racji i w rzeczywistości zupełnie nie dziwiłam się jego procesom myślowym, z tym że nigdy nie wyjawiłam mu tego, jak bardzo nie obchodzą mnie jego zarobki, pochodzenie i wiek auta. To nasze wzajemne zrozumienie, przebaczenie i chęć naprawy relacji przerodziły się w zupełnie nowe pragnienie, którego nie sposób było okiełznać. Odsunął swój fotel maksymalnie do tyłu, aby zrobić miejsce dla mnie. Nie czekając ani chwili dłużej wskoczyłam pod kierownicę i zaczęłam dobierać się do jego rozporka. Ciężko dyszał, pomagając mi rozpiąć pasek, a potem rozporek. I wreszcie odsłonił przede mną całe swoje bogactwo… Olbrzymiego, apetycznego penisa, który dumnie prężył się w kierunku moich ust. Lewą dłoń skierowałam na jego dorodne klejnoty, rozpoczynając ich delikatny i subtelny masaż. Widząc, jak rozkosznie drży pod wpływem mojego dotyku, prawą ręką ujęłam jego sztywnego przyjaciela, a sam czubek zanurzyłam w swoich ciepłych i spragnionych ustach. Jego ciężkie palce powoli wplotły się pomiędzy kosmyki moich włosów, a wówczas ja pochłonęłam go jeszcze głębiej. Zamknął oczy i odchylił głowę ku tyłowi, pozwalając mi cieszyć się każdym centymetrem jego ciała. Chciałam pokazać mu, jak bardzo zakochałam się w jego cielesności i dlatego dokładałam wszelkich starań, aby ten wyjątkowy moment zapamiętał jako najbardziej ekscytujący z swoich męskich doznań. Zanurzałam go w sobie coraz głębiej i ciaśniej, oplatając sensualną grą języka. Niespodziewanie wytrysnął w głąb moich migdałków swoją potężną dawką męskiej rozkoszy, a ja przełknęłam ją ze smakiem, oblizując spracowane usta. Spojrzał na mnie w dół, rozczulony jak nigdy dotąd.
„Chyba jestem Ci coś winien…” – wyszeptał, schylając się ku mojej twarzy.
Z seksualnego transu wyrwało nas głośne stukanie w szybę?
„Zepsuł się? Może pomóc?” – zapytał podstarzały jegomość. Gdy jednak zauważył w jakiej sytuacji się znajdujemy, rozczerwienił się jak burak i szybko zmył z miejsca. Nie czekaliśmy jednak, nim pojawi się kolejny gap. Bez słowa zajęliśmy swoje miejsca i ruszyliśmy w dalszą podróż.

To jeszcze nie koniec tej historii!

Weronika

poniedziałek, 4 maja 2015

Było ich więcej niż troje…

Od dawna nie miałam z nim kontaktu. Zerkam na telefon w nadziei na pojawienie się wiadomości, w której mój kochanek z przyjemnością zaprasza mnie na kawę, herbatę, drinka… cokolwiek. Byleby tylko go zobaczyć. Niestety, jak na złość, już od kilku dni nie pojawił się na rusztowaniu sąsiedniego budynku, za to jego gwiżdżący lubieżnie koledzy – jak najbardziej. Już nie pierwszy raz zastanawiam się, co człowiek tak inteligentny i czuły jak on robi pośród tej intelektualnej hołoty? Czyż nie stać go było na skończenie dobrych studiów i zajęcie się czymś innym, niż praca fizyczna? Absolutnie nie dyskryminuję tutaj ludzi zarabiających siłą własnych rąk – potrzeba nam bowiem zarówno murarzy, mechaników, rolników, jak i magistrów, inżynierów i profesorów od najróżniejszych specjalizacji naukowych – jednak Michał, w całej swojej prostocie bycia, jest wprost… niesamowity. Interesuje się architekturą, sztuką nowoczesnego projektowania, śpiewa w zespole rockowym, hobbystycznie rzeźbi, zaczytuje się w literaturze akademickiej z dziedziny astrofizyki i mechaniki kwantowej. Na każdy temat ma coś mądrego do powiedzenia – typowy analityczny umysł, ze skłonnością do matematyzowania otaczającego go wszechświata. Naprawdę, czasami oceniając człowieka wyłącznie po jego tak zwanym „społecznym statusie”, wyglądzie i zasobności portfela można popełnić spory błąd. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak wielu wspaniałych facetów mogło umknąć mojej uwadze, tylko dlatego, że uznałam ich za „gorszych” i „niegodnych”. Kiedy o tym wspomnę, zwyczajnie jest mi wstyd…

Leżałam w łóżku próbując przypomnieć sobie te wszystkie cudowne momenty spędzone w jego ramionach. Wiktor o tej porze zapewne balował z koleżkami w jakimś pierwszorzędnym klubie go go, podczas gdy ja samotnie zwijałam się w kłębek pod puszystą, choć chłodną kołderką. Marzyłam, by jakieś męskie i ciepłe dłonie objęły mnie całą, rozgrzewając do czerwoności myśli wijące się w mojej głowie, niczym węże w gnieździe… Zmęczyła mnie ta tęsknota. Postanowiłam jak najszybciej zapaść w sen, który nadchodził powoli i z wielkim trudem. Po raz ostatni zerknęłam na ekran telefonu – cisza. Brak połączeń, brak nowych wiadomości. Zrozpaczona skuliłam się jeszcze bardziej… a wtedy ogarnęła mnie zupełna błogość…

W kilka chwil znalazłam się ciemnym pokoju. Dokoła wprawdzie paliły się czerwone kinkiety, jednak dawały one jedynie nikłą poświatę, zamiast relatywnie jasnego światła. Leżałam na chłodnym stole… mógł być to stół bilardowy w podrzędnej knajpce, a może zwykły stół? Nie pamiętam dokładnie. Faktem jest, że sceneria przypominała mi ten przydrożny bar, do którego udałam się tuż przed spotkaniem z Michałem – powietrze, zapach był zupełnie identyczny – piwa, wódki i tanich papierosów. Wtedy odrzucił mnie już od progu. Teraz? Był całkiem znośny. I przedzierała się przez niego nuta dobrze znanej mi kompozycji zapachowej męskich perfum… Tak, to on! Jak z podziemi wyrósł przede mną Michał i wyglądał… jak milion dolarów! Drogi garnitur, perfekcyjnie skrojona koszula, błyszczący, złoty zegarek na nadgarstku, designerskie okulary. Nigdy nie przypuszczałabym, że kiedykolwiek ujrzę go w takim wydaniu. Rozchylił usta, wydając z siebie pomruk zadowolenia, a ja zorientowałam się, że jestem kompletnie naga. Wyciągnął ku mnie swoją silną dłoń i zamykając powieki przeciągnął nią po napiętej skórze moich piersi… Sutki mimowolnie wystrzeliły w górę, jak gdyby domagały się od niego skupienia większej uwagi na ich pieszczotach. On jednak skierował swój wzrok ku dolnym partiom mojego ciała, delikatnie wsuwając swój paluszek pomiędzy moje dwie pełne i nabrzmiałe wargi… Widząc, jak silnie reaguję na każdy, nawet najmniejszy jego dotyk, ustawił się na wprost mnie i przyciągnął całe ciało tak, by pośladki spoczywały dokładnie na krawędzi stołu. Korzystając z chwili mojej dezorientacji rozchylił drżące uda i zagłębił pomiędzy nie swoje ciepłe i miękkie usta. Krzyknęłam, czując jak jego zwinny języczek penetruje moją ciasną szczelinkę, od czasu do czasu przenosząc feerię swoich wyuzdanych zabaw na spragnioną tego łechtaczkę i towarzyszące jej okolice erogenne. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu, pozwalając mu na uczynienie mojej kobiecości najsłodszym i najbardziej soczystym ze wszystkich owoców, jakich kosztował w swoim życiu… Lecz kiedy otworzyłam je ponownie, ogarnęło mnie nieopisane przerażenie. Nade mną stało 3 niezbyt eleganckich mężczyzn, w których z trudem rozpoznałam podrywających mnie (na balkonie) robotników. Ich spodnie były opuszczone, podobnie jak bielizna… w moim kierunku piętrzyły się 3 dorodne atrybuty męskości, gotowe zrobić ze mnie swoją niewolnicę seksualną. Najsilniejszy i najwyższy z nich szybko złapał moje biodra, a potem nieczule wbił się w niewinne kobiece ciało. Krzyknęłam. Był zbyt mocny i nachalny, więc początkowo nie sprawiał mi żadnej przyjemności. Dopiero po chwili stał się nieco bardziej łagodny, dzięki czemu silne podniecenie wezbrało we mnie jak burzowa chmura, z której za chwilę da się słyszeć głośny grzmot pioruna. Odwróciłam swoją głowę na bok, w oczekiwaniu na nadchodzący orgazm… i wtedy go zobaczyłam. Siedział na krzesełku pod ścianą, przy stoliku i właśnie odpalał papierosa. Zaciągnął się dymem i wypuścił go w moim kierunku, patrząc się głęboko w moje oczy… Świdrował mnie tym spojrzeniem, docierając nim głębiej, niż zagłębiający się we mnie właśnie kolejny z nieznanych kochanków. Owy mężczyzna był już na tyle podniecony, że jego przysłowiowe „5minut” trwało nie dłużej niż minutę, po czym rozlał na moim brzuchu całą swoją rozkosz. Zbliżył się trzeci z nich, nieco bardziej figlarny i czuły w swoich poczynaniach. Wsuwał się we mnie powoli i delikatnie, jak gdybym była dla niego najdroższym skarbem i najpiękniejszą księżniczką. I choć ze wszystkich sił starał się zwrócić na siebie moją uwagę, to moje oczy wciąż utkwione były w swobodnie wypuszczających dym ustach Michała. Niemniej jednak wreszcie i moje ciało zaczęło domagać się zwieńczenia tej rozkoszy, co zamanifestowało gardłowym krzykiem, który wydobył się z moich ust. Widząc to, wstał, zgasił tlącą się resztkę papierosa i podszedł w moim kierunku. Posiadający mnie wcześniej mężczyźni, jakby w kilka chwil rozpłynęli się w powietrzu. Wtedy ON sam zagłębił się w moim łonie, wypełniając je całkowicie i z doskonałą precyzją. Pochwycił obie piersi w dłonie i zaciskał na nich palce coraz mocniej, z każdym wyraźnym przesunięciem się w moim wnętrzu. Był bliski tej rozkoszy podobnie, jak ja. Doskonale odczytywał z mowy mojego ciała, co sprawia mi przyjemność, dostosowując tempo do naszych wspólnych wymagań. Aż wreszcie synchroniczne pulsacje orgazmu przepłynęły przez nasze ciała falą nieopisanych doznań. Wygięłam się w seksowy łuczek czując, jak jego olbrzymia męskość wypełnia moje wnętrze wilgotną i ciepłą rozkoszą. Nim jednak rozłączył nasze ciała, opadł głową pomiędzy moje piersi i przyłożył ucho do serca. A ono dudniło niczym oszalałe ze szczęścia i spełnienia.
„Jesteś moja” – powtarzał. „Już na zawsze będziesz tylko moją księżniczką…”

Kompletnie pijany Wiktor miał szczęście, że położył się na kanapie, nie przerywając mi tego pięknego snu. Chociaż następnym razem, tak dla pewności, zamknę drzwi sypialni na klucz.

Weronika