środa, 6 maja 2015

Niespodziewana wizyta, kłótnia i rozkosz.

Dzisiejszy poranek, na szczęście, mogłam ze spokojem spędzić w zaciszu własnego domu. Wiktor znów wyjechał na kilka dni, ale dzięki temu mogłam delektować się absolutnie wyjątkową ciszą. Nim jednak odważyłam zwlec się z łóżka (a była już 9:30), włączyłam znajdujące się w zasięgu mojej ręki radio i zasłuchałam w energetyczną piosenkę jakiegoś zagranicznego zespołu. Miałam nadzieję na zapoznanie się z kolejną pozycją listy wiosennych hitów, jednakże mój organizm nieodwołalnie domagał się dużych ilości kawy. I to najlepiej z dodatkiem wanilii.

Smaczna, słodka, z puszyście kremową pianką… taka, jaką lubię najbardziej. Delektowałam się jej wyjątkowym smakiem i aromatem, jednocześnie zachwycając się niczym niezakłóconą idyllą porannej ciszy. Było mi tak błogo i przyjemnie, gdy nagle…

DING DONG!

Ostry dzwonek do drzwi. Wyrwana z utopijnego transu zerwałam się na równe nogi. Pobiegłam do przedpokoju i odruchowo otworzyłam drzwi. Nie przemyślałam tego – rozsądniej byłoby dokonać wstępnego rozeznania przez wizjer. Chyba wciąż jeszcze się nie obudziłam – nie myślałam wtedy logicznie.
„Cześć Księżniczko!” – od progu powitał mnie spontaniczny okrzyk. Jedynym, co ujrzałam w pierwszym momencie była bujna, kasztanowa czupryna oraz cudownie świeży bukiet konwalii.
„Michał? Skąd Ty do cholery masz mój adres?” – zapytałam zszokowana.
„A może… jakieś cześć? Powitalny całus? Nic?” – zignorował moje pytanie. Nie wierząc własnym oczom i zachowaniom, wpuściłam go do środka i… nawet przelotnie cmoknęłam w policzek. Potem ON wręczył mi filigranowy bukiecik, a ja ze stoickim spokojem zaciągnęłam się jego wonią…
„Daję Ci 5 minut, a potem wychodzimy.” – powiedział po chwili, rozglądając się po parterze – „I tak w ogóle, to fajnie się urządziłaś.”
Nie odpowiedziałam nic – to chyba nie wymagało żadnego komentarza z mojej strony. Przecież nie mógł się spodziewać po mnie 30-metrowej kawalerki w PRL-owskim bloku.
„W 5 minut zdążę co najwyżej wziąć ekspresowy prysznic. A i z tym może być problem.” – przyznałam szczerze.
Pogładził mnie po policzku i ucałował zaspane jeszcze powieki.
„W takim razie 10. Ale nie życzę sobie żadnych eleganckich sukienek, a tym bardziej makijażu. Bez tych wszystkich zbędnych dodatków wydajesz się być jeszcze piękniejsza.”
Wysunęłam się z jego objęć i szybko podreptałam w kierunku łazienki.

Po… z pewnością ponad 10 minutach, ubrana w proste jeansy, adidasy i luźny sweterek zeszłam do salonu. Cierpliwie czekał na mnie w salonie, przeglądając stojące na komodzie zdjęcia. Było to nadzwyczaj krępujące, gdyż na jednym z nich ja i Wiktor całowaliśmy się namiętnie na skąpanej słońcem hiszpańskiej plaży. On jednak pozostawał niewzruszony.
„Już?”
„Tak. Chyba tak.”
„No to zapraszam do mojego samochodu.”

Jechaliśmy powoli i spokojnie przez wiejskie drogi, w nieznanym mi kierunku. Przez cały czas z głośników dudniła głośna rockowa muzyka… i choć podobało mi się jej brzmienie, to moją głowę wypełniały teraz sprzeczne myśli i odczucia. Jednocześnie czułam się szczęśliwa – w końcu tyle za nim tęskniłam – a z drugiej strony – zakłopotana, niepewna i onieśmielona. Po kilku próbach zagajenia do rozmowy, wreszcie położył swoją dłoń na moim kolanie i rzeczowo zapytał.
„Co Cię trapi?”
„Nic takiego…” – odburknęłam zmieszana.
„Przecież widzę. Może i jestem prostym głupcem, ale potrafię wyczuć takie rzeczy.”
„Nie mów tak! To nie prawda” – skarciłam go natychmiastowo.
„Przecież wiem, że nijak odpowiadam Twoim oczekiwaniom. Jesteś prawdziwą księżniczką. Cholerną damą z wyższych sfer. Pasuję do Ciebie jak tępy wół do karocy, czy kwiatek do kożucha… Jak długo chcesz jeszcze udawać, że to Ci nie przeszkadza?”
Milczałam zszokowana. Zdenerwował mnie tym wyznaniem.
„Zatrzymaj samochód. Wysiadam.” – warknęłam zdenerwowana.
Posłusznie zjechał w małą zatoczkę w międzyleśnej drodze.
„I dokąd pójdziesz, Królewno?” – zapytał z przekąsem – „Czy Ty w ogóle wiesz gdzie jesteś.”
„Nie Twoja sprawa, betonowy Królu!” – wycedziłam przez zęby.
Wziął głęboki oddech, a ja nacisnęłam na klamkę. Drzwi były zablokowane.
„Wypuść mnie.”
„Dlaczego?” – droczył się z wyraźną satysfakcją. „Chyba po tym wszystkim należy mi się parę słów wyjaśnień.”
„A co tu wyjaśniać!” – wybuchłam – „To Ty masz chore wyobrażenie o mnie! Myślisz że traktuję Cię z góry, bo mam więcej pieniędzy? Czy to jest moja wina? I czy to znaczy, że jestem zepsuta do szpiku kości? Nigdy w życiu nie pomyślałam tak o Tobie! Imponujesz mi jak mało kto, a le Ty widzisz we mnie tylko zadufaną w sobie dziedziczkę fortuny rodziców. Dosyć tego.”
W milczeniu patrzył na mnie oczami smutnymi jak zbity pies. Po moich policzkach mimowolnie potoczyły się dwie perliste łzy. Dopiero ten widok przedarł się przez jego harde jak stal wnętrze. Po chwili wydusił nieśmiało:
„Weronika… Ja nie chciałem, żebyś tak to odebrała. Po prostu… czuję się jak Twój szofer, nawet gdy masz na sobie tylko zwykłe spodnie i sweter. Zobacz, ja jestem nikim. Masz wspaniałego faceta i żyjesz w sposób, jakiego ja nigdy nie mógłbym Ci zapewnić. Chciałbym dla Ciebie jak najlepiej… A już na pewno nie chciałem, żebyś teraz płakała…”
Przesunął dłonią po moim policzku i otarł łzy.
„Jestem idiotą…” – wyszeptał i spuścił wzrok.
Milczeliśmy jak zaklęci, wpatrując się w czubki swoich butów. Trwało to kilka minut. Po tym czasie przygarnął mnie ramieniem i mocno pocałował. Próbowałam się mu oprzeć, jednak był dużo silniejszy i ostatecznie poddałam się mu bez reszty. Pragnęłam go niezmiennie, jak dawniej, pomimo tylu gorzkich słów, które od niego usłyszałam. Miał trochę racji i w rzeczywistości zupełnie nie dziwiłam się jego procesom myślowym, z tym że nigdy nie wyjawiłam mu tego, jak bardzo nie obchodzą mnie jego zarobki, pochodzenie i wiek auta. To nasze wzajemne zrozumienie, przebaczenie i chęć naprawy relacji przerodziły się w zupełnie nowe pragnienie, którego nie sposób było okiełznać. Odsunął swój fotel maksymalnie do tyłu, aby zrobić miejsce dla mnie. Nie czekając ani chwili dłużej wskoczyłam pod kierownicę i zaczęłam dobierać się do jego rozporka. Ciężko dyszał, pomagając mi rozpiąć pasek, a potem rozporek. I wreszcie odsłonił przede mną całe swoje bogactwo… Olbrzymiego, apetycznego penisa, który dumnie prężył się w kierunku moich ust. Lewą dłoń skierowałam na jego dorodne klejnoty, rozpoczynając ich delikatny i subtelny masaż. Widząc, jak rozkosznie drży pod wpływem mojego dotyku, prawą ręką ujęłam jego sztywnego przyjaciela, a sam czubek zanurzyłam w swoich ciepłych i spragnionych ustach. Jego ciężkie palce powoli wplotły się pomiędzy kosmyki moich włosów, a wówczas ja pochłonęłam go jeszcze głębiej. Zamknął oczy i odchylił głowę ku tyłowi, pozwalając mi cieszyć się każdym centymetrem jego ciała. Chciałam pokazać mu, jak bardzo zakochałam się w jego cielesności i dlatego dokładałam wszelkich starań, aby ten wyjątkowy moment zapamiętał jako najbardziej ekscytujący z swoich męskich doznań. Zanurzałam go w sobie coraz głębiej i ciaśniej, oplatając sensualną grą języka. Niespodziewanie wytrysnął w głąb moich migdałków swoją potężną dawką męskiej rozkoszy, a ja przełknęłam ją ze smakiem, oblizując spracowane usta. Spojrzał na mnie w dół, rozczulony jak nigdy dotąd.
„Chyba jestem Ci coś winien…” – wyszeptał, schylając się ku mojej twarzy.
Z seksualnego transu wyrwało nas głośne stukanie w szybę?
„Zepsuł się? Może pomóc?” – zapytał podstarzały jegomość. Gdy jednak zauważył w jakiej sytuacji się znajdujemy, rozczerwienił się jak burak i szybko zmył z miejsca. Nie czekaliśmy jednak, nim pojawi się kolejny gap. Bez słowa zajęliśmy swoje miejsca i ruszyliśmy w dalszą podróż.

To jeszcze nie koniec tej historii!

Weronika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz