poniedziałek, 13 kwietnia 2015

W erotycznym transie…

Błoga cisza, upragniony spokój. Siedziałam na tarasie sącząc popołudniową kawę i słuchając wyciszającej muzyki. Wiktor miał wrócić ze spotkania za niecałą godzinę, tak więc resztkę wolnego czasu postanowiłam wykorzystać na wspaniały relaks na świeżym powietrzu. Niespodziewanie moją ucztę muzyczną przerwał telefon od… Leny! Wyjątkowo długo jej nie słyszałam. A przecież to moja wieloletnia przyjaciółka.
„Weronika… ja mam do Ciebie ogromną prośbę. Musisz mi pomóc. Jesteś przecież spokojniejsza w tych sprawach niż Marcela i dlatego to właśnie Ciebie chciałabym prosić o tą przysługę.” – szczebiotała do telefonu przejętym głosem.
„Lena, powoli. Wytłumacz mi, o co chodzi? Na pewno Ci pomogę, jeśli tylko będę mogła.”
„Widzisz, chodzi o to, że na portalu randkowym poznałam fantastycznego doktora… Ale on nie ma żadnego zdjęcia. I do tego jest psychiatrą! Zaproponował mi spotkanie, ale obawiam się, że przypadkowo umówię się z kompletnym wariatem. Do tego niezbyt przystojnym… Bo wiesz, gdybyś poszła do niego na prywatną wizytę, dowiedziałabyś się, jaki jest i czy warto przenosić tą znajomość na realną płaszczyznę.” – recytowała niestrudzenie.
Nie ukrywałam przed Leną swojego rozbawienia i zaskoczenia.
„Kochana, oczywiście – z przyjemnością Ci pomogę! Spotkam się z nim kiedy tylko zechcesz. Może to być nawet dzisiaj.”
„To świetnie!” – wykrzyknęła uradowana – „W takim razie umówię Cię dziś na 21:00! Adres prześlę SMSem. Ciao!”
I rozłączyła się pospiesznie, jak gdyby bała się, że nagle zmienię zdanie. Cóż, prawda jest taka, że tylko zażartowałam z tym „dziś”. Ale każdej obietnicy należy dotrzymywać i tej zasady będę się kurczowo trzymać.

W recepcji przed gabinetem doktora X pojawiłam się jakieś 5 minut po umówionej godzinie. Niestety, ale zrobienie się na bóstwo zajmuje nieco czasu. Pragnąc wybadać stosunek owego Pana do obcych pacjentek założyłam na siebie wysokie, lakierowane, czerwone szpilki na platformie i obcisłą, grafitową sukienkę z wyrazistym dekoltem. Odpowiednia fryzura i makijaż również dodawały uroku mojej stylizacji. Wiedziałam, że jeśli jest on typem bezwzględnego bawidamka, to nie będzie w stanie mi się oprzeć i cała prawda o jego podstępnych, uwodzicielskich zamiarach zwyczajnie wyjdzie na jaw.
„Pani Jowska?” – grubawa recepcjonistka zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów.
„Tak, to ja.” – odparłam nieco speszona.
„Doktor X już na panią czeka. Jest pani ostatnią pacjentką, a ja już kończę pracę, więc jeśli doktor wypisze pani jakiekolwiek dokumenty medyczne, proszę zostawić ja na moim biurku. Do widzenia.”
Skinęłam twierdząco głową i udałam się za ciężkie, drewniane drzwi.

Znalazłam się w nieco zaciemnionym gabinecie, pełnym klasycznych mebli – drewnianych regałów z setkami książek, rzeźbionych ręcznie etażerek, kredensów i przeszklonych szaf z preparatami ludzkich mózgów. Pomimo tak upiornego pierwszego wrażenia pomieszczenie miało swój wyjątkowy klimat – niepowtarzalną duszę, która intrygowała i zachęcała swoją tajemniczością. Pośrodku obszernego pokoju z antresolą znajdowało się ciężkie, dębowe biurko. Tuż przed nim ustawiono stylową „leżankę”, dwa wygodne fotele oraz niewielki stolik – a na nim karafka z wyborną zapewne whisky i dwie kryształowe szklanki. Innymi słowy – poczułam się jak w amerykańskim filmie, który niewiele miał wspólnego z polską rzeczywistością. Na pokrytych ciemnoczerwoną farbą ścianach powieszone zostały prawdziwe obrazy w złotych, lekko poczerniałych ramach, wyprawiona skóra czegoś, co przypominało srebrnego wilka, do tego imponujące poroże w centrum, pod którym umieszczono pokaźną kolekcję dyplomów, certyfikatów i wyróżnień. Zapowiadało się na to, że wizyta ta nie będzie aż tak nudna i przewidywalna, jak początkowo przypuszczałam. Zdając sobie sprawę, że już od kilku minut samotnie krążę po gabinecie, otulona żółtym i ciepłym, lecz słabym światłem wolno stojącej lampy, poczułam się nieco dziwnie i niepewnie. Może doktor również opuścił swoje miejsce pracy? Rozważając możliwe scenariusze zbliżyłam się do wspaniałej repliki Venus z Milo, która jako jedyna nie pasowała do tego bardzo wydumanego stylistycznie wnętrza. Dotykałam jej gładkiego i chłodnego ciała z kamienia, fascynując się jak nigdy wcześniej.
„Jest piękna, nieprawdaż?”
Kto to powiedział? Przerażona rozejrzałam się dokoła i nie dostrzegłam żywej duszy. Wtedy uniosłam oczy ku górze…
Na ciężkim balkonie drewnianej antresoli stał Pan X. Zapewne obserwował mnie od dłuższego czasu. Dlaczego nie odezwał się wcześniej? Spodziewałam się psychologicznych zagrywek z jego strony… W mroku półpiętra nie mogłam dostrzec niczego więcej ponad jego elegancką koszulę w kolorze écru z poluzowanym guzikiem pod szyją, a także dobrze dopasowane spodnie i pasujące do nich czarne buty. Widząc, że nie mogę wydusić z siebie żadnej odpowiedzi, powoli zszedł po schodach i zbliżył się do mnie, podając mi nalaną wcześniej porcję trunku.
„Usiądź proszę.”
Posłusznie zajęłam miejsce na fotelu, dokładnie naprzeciwko i bardzo blisko. Nasze kolana praktycznie stykały się ze sobą. Doktor wciąż milczał, świdrując mnie swoimi czarnymi jak węgle oczami, uśmiechając się łagodnie i spokojnie. Czy był przystojny? Gładko ogolony, ciemne włosy ułożone na pomadzie, niczym w latach 60, mocne rysy twarzy, wydatne kości policzkowe i rumiane usta. Choć wiele kobiet widziałoby w nim ideał mężczyzny, dla mnie nie był on wymarzonym fenotypem, zwyczajnie odbiegającym od ulubionych cech męskich. Miał jednak w sobie coś, co przyciągało jak magnes, zawstydzało i krępowało, a jednocześnie sprawiało, że chciałoby mu się opowiedzieć całą historię swojego życia, z najdrobniejszymi szczegółami – nawet tymi najbardziej intymnymi.
„Ma pani wyjątkowe perfumy. Róża, frezja, piwonia i liczi. To wiele mówi o Pani. Nie wyczuwam tu nuty strachu – lubi Pani podejmować ryzyko i czerpie z życia garściami. Klasa i wdzięk. Kobiecość i łagodność…. a jednak dusza nie taka niewinna.” – wyrecytował z powagą.
Zaskoczona wzięłam głęboki łyk palącej whisky.
„Więc z jakim problemem Pani do mnie przychodzi?” – zapytał wreszcie.
„Ja… nie mam problemów. Po prostu chciałabym poznać siebie bardziej i głębiej. Zanalizować swoją osobowość i pragnienia. Dowiedzieć się, kim jestem…”
Mój monolog przerwała mi szczupła dłoń nasuwająca się na moje kolano i masująca skórę coraz wyżej i głębiej ku wnętrzu ud. Przeszyły mnie dreszcze, a kolejne słowo stanęło w gardle niczym rybia ość. Nie mogłam opanować drżenia całego ciała, co oczywiście nie uszło jego uwadze.
„Proszę nie bać się i nie denerwować. Muszę poznać rzeczywistość taką, jaka jest naprawdę. Ja znam już odpowiedzi na każde Pani pytanie. Chcę teraz wszystko wyjaśnić i pokazać, Pani Weroniko. Proszę położyć się wygodnie…
Dźwięk metronomu, rytmiczne stukanie metalu o drewno, jego oczy utkwione w moich piersiach i chłodne dłonie muskające moje drżące uda.
Odpłynęłam daleko. W nieznaną mi rzeczywistość.
(ciąg dalszy nastąpi niebawem…)

Weronika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz