piątek, 30 stycznia 2015

Prawdziwy zapach spełnienia

5… 4… 3… 2… 1… Szczęśliwego Nowego Roku! Okrzyki, życzenia i słowa pełne radości płynęły tego wieczoru strumieniami, niczym średniej klasy musujące wino, proponowane jako zamiennik oryginalnego szampana. Dobrze, że prawdziwie szampański nastrój towarzyszył mi przez cały wieczór, mimo ewidentnie sztywnej atmosfery panującej w nazbyt eleganckim lokalu.

Do północy, ja i Wiktor bawiliśmy się wyśmienicie, w rytmie największych hitów lat 80 i 90. Nie przepuszczając ani jednej piosenki, podbijaliśmy parkiet wszystkimi możliwymi gatunkami tańca. Tylko ślepy los i prawdziwy pech zadecydował, że u mojego partnera, tuż po pokazie sztucznych ogni, pojawił się ostry ból kolana, doskwierający mu już od dłuższego czasu. Jako wybitnie przepracowany osobnik, cierpiący na chroniczny brak czasu, oczywiście nie pojawił się na umówionej przeze mnie wizycie u specjalisty, mimo że kilkukrotnie przekładałam ustalone wcześniej terminy. Jak się łatwo domyślić, byłam zła i czułam ogromny zawód. Oczyma wyobraźni już widziałam swoją zgarbioną sylwetkę przyklejoną do wysokiego krzesła tuż obok zawodzącego z bólu, upojonego alkoholem faceta.

Niespodziewanie, wybawienie przyszło spod antresoli, na której znajdował się nasz stolik. Był to przystojny, duży mężczyzna po trzydziestce, z nienagannie wystylizowanymi włosami i bujną brodą. Z resztą, jego ubiór wyglądał równie niecodziennie – luźna, biała koszula, obszerne spodnie na szelkach i kraciasta marynarka. Pierwsze, co bezsprzecznie należało mu przyznać, to fakt, że wyróżniał się na tle innych. Ba! Jego widok wręcz szczypał w oczy, gdyby postawić go między wszystkimi nadętymi bufonami w projektanckich garniturach. Przynależność mojego gościa przy stoliku do wyższej klasy majątkowej, zdradzał jedynie bardzo drogi szwajcarski zegarek. Jakież było moje zdziwienie, gdy ów jegomość okazał się być dobrym znajomym Wiktora! Nieznany mi dotąd przyjaciel wzniósł kilka toastów, sypnął garścią żartów, a potem zalewając mojego partnera wodospadem ubolewań nad jego nieszczęsną prawą nogą, grzecznie zaproponował dotrzymanie mi towarzystwa w tańcu. Wiktor zgodził się na ten sprawiedliwy w jego mniemaniu układ – ja przetańczę całą noc, a on otrzyma przez to upragnioną ciszę i spokój.

Czy w tej umowie handlowej miałam cokolwiek do dyskusji? Zdaje się, że nie, gdyż już po chwili sunęłam po zatłoczonym parkiecie w objęciach tajemniczego brodacza. Pech chciał, że królowały wówczas wolne kawałki i chcąc nie chcąc, trzeba było zbliżyć swoje ciało do szerokiego torsu nieznajomego. Mimo iż początkowo nie wydał się wystarczająco atrakcyjnym dla mnie kąskiem, to zapach wydzielany przez jego szyję i barki wprost otumanił moje myśli, wywołując na całym ciele łagodne drżenia. Było w nim coś uwodzicielskiego, seksualnego i odważnego. Piżmo, bergamotka, drzewo cedrowe, orzeźwiająco-słodkie liczi… reszta składników pozostawała poza zasięgiem mojego zmysłu powonienia. Tak mocno oddawałam się kontemplacji boskich aromatów, że wprost nie zauważyłam, kiedy jego ręce znalazły się na moich pośladkach. Poczułam je dopiero w momencie, gdy silne palce zacisnęły się na mojej pupie, przez cienki materiał obcisłej sukienki. Gdyby tego było mało, na moim łonie ułożyła się dobrze wyczuwalna erekcja dobierającego się do mnie adoratora. Cóż… nie miałam wiele do stracenia. Wiktor pozostawał prawie śpiący na drugim końcu ostatniej z sal, ja miałam ochotę na dziką zabawę noworoczną, a mój partner taneczny częstował mnie jednoznacznym zaproszeniem do swojego niecodziennego świata… Uległam mu niczym pierwsza lepsza nastolatka. Wszystko składało się w idealny ciąg zdarzeń – ja i on, podnieceni, spragnieni seksu, biegnący ku toalecie męskiej – tam dokoła pusto, wszystkie kabiny wolne. Warunki sprzyjały naszym lubieżnym myślom. Otumaniona słodką mgiełką perfum pozwoliłam zamknąć się w jednym z wyłożonych ciemnymi kafelkami pomieszczeń. Z wrażenia trzęsły mi się nogi, a utrzymanie równowagi w 13-centymetrowych szpilkach stało się wręcz nadludzką umiejętnością. Nabuzowana alkoholem i emocjami rzuciłam się na nieznajomego, racząc jego okolone zarostem usta szaleńczym pocałunkiem, jednocześnie szamocząc się z zapinanym na guziki rozporkiem. Nie przewidziałam jednak taktyki, którą obrał sobie mój towarzysz… a polegała ona mniej lub bardziej na doprowadzeniu mnie do obłędu, poprzez przedłużenie gry wstępnej do maksimum. Stąd jego odpychająca reakcja, na moje perwersyjne zaloty. Do rzeczy zabierał się powoli, jakby zapominając o fakcie, że właśnie znajdujemy się w publicznej toalecie! Najpierw rozebrał mnie od pasa w dół, wysuwając koronkowe stringi spod sukienki, a następnie poprosił, abym sama rozpoczęła zabawę palcem. Posłusznie wykonałam jego polecenie. „Wolniej”, powtarzał, „Wolniej”. A ja mimo to przyspieszałam, z każdym rozpiętym przez niego guziczkiem od spodni. Wreszcie sam uwolnił swoją męskość zza bielizny, abym w kilka chwil pojęła, dlaczego tak wyraźnie czułam go na moim łonie. Był olbrzymi, sztywny, pulsujący, niemal pornograficzny… a ja aż zapiszczałam z podniecenia. Wtedy właśnie pochylił się i języczkiem zaczął pieścić moją nabrzmiałą, ciepła łechtaczkę. Powoli, ze stosownym wyczuciem i dokładnością. Wzbiłam się na szczyt po kilku sekundach tej zabawy i po raz pierwszy w życiu poczułam, jak stróżka moich soczków swobodnie spływa po udzie. Widząc mój stan pełnej ekstazy, nie dając szansy na odpoczynek, powoli wsunął się we mnie szepcząc: „Jesteś taka wilgotna, że można w Tobie utonąć, skarbie”. Były też inne, bardziej obsceniczne cytaty, które wynosiły ten przygodny seks do rangi całkiem interesującej opowieści. Druga rozkosz ogarnęła mnie znów zbyt szybko, co wyraźnie rozbawiło opanowanego kochanka. Z satysfakcją wdzierał się w moje wnętrze coraz szybciej i mocniej, aż wreszcie ścisnął moją talię swoimi ciepłymi dłońmi i dał się ponieść napływającej w jego ciało fali przyjemności, napełniając mnie przy tym po brzegi. Ja w tym czasie właśnie przeżywałam swój trzeci orgazm, prawdopodobnie najintensywniejszy ze wszystkich, a z całą pewnością… najgłośniejszy.
W tym nowym roku życzę sobie, a przede wszystkim Wam, uwielbiani czytelnicy, aby każdy dzień był pełen przyjemności, delikatnie słodki i pikantny jak chilli! Oby nie zabrakło nigdy wyobraźni i okazji, by wszystkie te wyuzdane myśli, które krążą po waszych głowach, z powodzeniem przenieść do sypialni.
 Weronika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz