niedziela, 25 stycznia 2015

Niedwuznaczna intryga

Pomimo braku śniegu, a może tylko z tego powodu, Święty Mikołaj – Wiktor przybył na czas.
Zastukał energicznie w drzwi wejściowe, a kiedy lekko je uchyliłam uraczył mnie zawadiackim uśmiechem, a potem rzucił się na szyję i obcałował każdy milimetr kwadratowy moich ust. Wręczył mi przy tym elegancko zapakowany, ręcznie wykonany kuferek na biżuterię z ciemnego drewna, w którego wnętrzu sprytnie ukrył spory flakon prawdziwych paryskich perfum oraz luksusową czerwoną szminkę. Lecz to nie prezent zaskoczył mnie tego dnia, a nerwowe i dziwne zachowane Wiktora. Praktycznie, odkąd wrócił z lotniska, nie wypuszczał mnie z objęć i niemal 3x na godzinę powtarzał, jak bardzo go kręcę. To spowodowało, że od razu w myślach ułożyłam sobie dopracowany co do szczegółu plan na wieczór. Nie wszystko jednak potoczyło się zgodnie z planem.
Scenariusz jest dość prosty, może nawet banalny, z niemałą nutką hollywood’zkiego kiczu. Otóż, gdy zapadł zmrok, postanowiłam zbliżyć się do Wiktora, aby nie zmarnować tego „potencjału”, o którym mówił mi od samego południa. Jakież było moje zdziwienie, gdy ten wyślizgnął się z moich objęć, przewrócił na drugi bok, i symulując olbrzymie zmęczenie wymamrotał coś o przełożeniu „tych rzeczy” na jutro… To zdecydowanie nie w jego stylu i dlatego zaniepokoiło mnie. W mojej głowie zaświtała tylko jedna myśl – on kogoś ma. Potrzebowałam tylko poparcia mojej teorii namacalnymi dowodami. Punkt pierwszy: oględziny koszuli, które w dniu jutrzejszym miały wylądować w pralni wykazały wyczuwalne ilości damskich perfum. Punkt drugi: bielizna – czyż czerwona szminka na białych bokserkach nie jest wystarczającym argumentem? I punkt trzeci: laptop. Zdarzało się, że korzystałam z jego komputera w chwilach, kiedy mój odmawiał posłuszeństwa. Tej nocy sprzęt działał należycie, natomiast miałam inne powody użycia cudzego laptopa w celu ostatecznej weryfikacji podejrzeń. I nie myślcie sobie, że wszystko to robiłam miotając się w rozpaczy zdradzonej kobiety. Sama nie należałam do świętych, więc nie oczekiwałam od Wiktora dochowania mi wierności. Szczerze mówiąc, nawet nakręcała mnie myśl o nowej kobiecie w jego życiu i w łóżku. Cokolwiek by się nie działo miałam pewność, że zawsze wróci do mnie, tak jak i ja do niego. Dlatego wiadomość o kochance zniosłam wyjątkowo spokojnie. Wreszcie komputer powitał mnie kolorowym logo i automatycznie wyświetlił niezamknięte karty przeglądarki internetowej. Pośród tysiąca ekonomicznych wiadomości znajdowały się prawdziwe perełki – strona z wyjątkowo ostrymi filmikami porno, potwierdzenie przelotu w terminie wcześniejszym o dwa dni (ciekawe, gdzie był i co wtedy robił), a także witryna horhe.pl, która najbardziej zwróciła moją uwagę. Jak ustaliłam, za pomocą tej strony można wyszukać najbardziej atrakcyjne kobiety ze swojego regionu, poznać ich preferencje seksualne, obejrzeć gorące filmiki i pikantne fotografie, a potem umówić się na kolację, zapewne ze śniadaniem w pakiecie… Cóż, z otwartej karty profilowej dowiedziałam się, że ma na imię Ola, mieszka gdzieś pod Warszawą i ma niebagatelnie piękne piersi. Mój Wiktor jednak ma gust! Mimo wszystko, gdzieś głęboko poczułam ukłucie zazdrości, że to jej ciałem fascynował się poprzedniej nocy, zamiast wrócić do naszego łóżka. W tym samym momencie, w mojej głowie zrodził się przebiegły plan…
Potrzebna była długa, relaksująca kąpiel przy świecach, następnie perfekcyjny makijaż, który stanowił tło dla wyzywająco podkreślonych czerwoną szminką ust. Pończoszki z kokardkami, koronkowy pas, mała czarna mini i szpilki na platformie… to był jeden z nielicznych momentów, kiedy podniecałam się na swój widok w lustrze. Zamknięta w gościnnej sypialni z lustrzanką i kilkoma gadżetami, rozpoczęłam swoją perwersyjną zabawę… Aparat wykonywał 1 zdjęcie co 10 sekund, a moja Twarz zasłonięta była karnawałową maską, dla zachowania pełnej anonimowości. Rozpoczęłam od solidnego łyku szkockiej. Zwinnym ruchem wydobyłam z kryształowej szklanki sporą kostkę lodu i zaczęłam sunąć ją wzdłuż linii mostka, dokoła piersi. Pstryk. Schładzając mroźnym kryształkiem okolice pępka rozchyliłam nieco nogi i wsunęłam pod spódniczkę drżącą z podniecenia dłoń. Byłam wyjątkowo wilgotna. Cyk. Jeszcze kilka gorących pstryczków podczas samotnej zabawy z moją clitoris, z bliska daleka, z każdej strony. Przyszła także chwila dla ulubionego przeze mnie syntetycznego przyjaciela w rozmiarze super plus size. Obecność aparatu działała na mnie tak bardzo, że wystarczyła chwila zabawy, aby eksplodowała we mnie fuzja rozkoszy, chyba najsilniejsza, jaką kiedykolwiek udało mi się przeżyć w samotności. Wyłączyłam aparat, wskoczyłam pod prysznic, a 15 minut później już zakładałam profil na portalu Horhe. Okazało się to dziecinnie proste – kilka formularzy, opcja dodaj zdjęcia i w kilka chwil stałam się posiadaczką wyjątkowo wyuzdanego profilu… oczywiście przy zachowaniu pełnej anonimowości. Jeszcze tylko wiadomość mms z obcego numeru telefonu do Wiktora:
„Hey przystojniaczku! Moja przyjaciółka Ola, podczas gorącej gry wstępnej, opowiadała mi o Tobie i z chęcią podzieli się ze mną Twoją męskością. Jestem taka nienasycona! Spraw, abym błagała o więcej… spotkaj się ze mną. Twoja (tu wpisałam swój nick z Horhe).”
W załączniku jedna z niedwuznacznych fotek. Buziaczki, uśmieszki, serduszka. Znam Wiktora na tyle dobrze, żeby wiedzieć, czemu nie będzie w stanie się oprzeć.
Jak okazało się nad ranem, miałam więcej niż 100-procentową rację ;)
Ciąg dalszy z pewnością nastąpi…
Weronika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz