poniedziałek, 2 lutego 2015

Premierowy pokaz naszych uczuć!



Zdjęcia z erotycznej sesji u fotografa pojawiły się już wczoraj (oczywiście, nie licząc tych „tajemnych”…). Do dyspozycji otrzymaliśmy blisko 1000 ujęć, spośród których polecono wybrać nam 50 topowych. Zostaną one wyedytowane graficznie, podkreślone rozmaitymi filtrami i efektami, a następnie złożone w nasz wspólny, miłosny album! Warto zainwestować w taką niecodzienną pamiątkę :) Zarówno Wiktor, jak i ja, podeszliśmy do zadania wyjątkowo poważnie, analizując szczegółowo każdą zarejestrowaną pozycję. Ocenie poddawaliśmy kilka parametrów… Po pierwsze, jak mocno podniecam się patrząc na zdjęcie? Po drugie, jak bardzo jest artystyczne? Po trzecie, czy chciałabym zobaczyć je za miesiąc, rok, kilka lat? I tak z 4-cyfrowego mętliku wyłowiliśmy swoje perłopławy. Wówczas trzeba było odnaleźć wśród nich tych niezwykłych 50 pereł.


 Zadanie okazało się nadzwyczaj trudne. Jakkolwiek próbowaliśmy zmieścić się w wyznaczonym limicie, wciąż pozostawało nam 15 nadmiarowych fotografii, których nie sposób było odrzucić. Wśród nich znajdowały się pikantne ujęcia z pieszczot oralnych w moim wydaniu, głęboka zabawa z wibratorem, penetrującym moje obie dziurki, piersi okryte słodką, bitą śmietaną i elementy striptizu. Wiktor zdecydowanie obstawał za pomysłem wywołaniu ich w klasycznej wersji, poza albumem, jednak dla mnie nie miało to większego sensu. Przecież wyuzdanych aktów nie przechowuje się w zwyczajnym albumie! Postanowiłam wtedy zadzwonić do studia i zapytać fotografa o możliwość powiększenia książkowego wydania. Jednak Wiktorowi zaświtał w głowie niecodzienny pomysł…
„Skoro nie chcesz odrzucać tych zdjęć, umieśćmy je w internecie…” – zaproponował nieśmiało.
„Zwariowałeś? Przecież nie wolno wrzucać takich rzeczy na portale społecznościowe!”- odparłam zaskoczona.
„Nie, zupełnie nie to mam na myśli. Jest taka strona… popatrzna.pl… nie pytaj proszę, skąd znam…”
„Obiecuję nie dociekać, choć domyślam się, jakie treści można tam znaleźć…”
„Wiesz, ona jest nieco inna niż wszystkie. Nie tylko amatorskie wyczyny znajdują tam swoje miejsce. Wielbiciele naszej „sztuki” odnajdą nas wcześniej niż myślisz…” – kusił mój luby.
„Brzmi interesująco… i nawet podnieca mnie taka myśl. Choć wiesz, że nasze twarze nie mogą zostać opublikowane. Jeśli ktokolwiek nas rozpozna, możemy mieć poważne problemy wizerunkowe, w związku z naszą pracą.”
„Nie bój się, skarbie. Poznałem co nieco tajników prostych edytorów grafiki i z łatwością ocenzuruję nasze twarze.”
Przyznam, że nie musiał namawiać mnie zbyt długo do swojego szalonego pomysłu. Ostatecznie, jeszcze tego samego wieczora fotografie wylądowały na naszym wspólnym koncie.
Nie przypuszczałam, że czeka mnie tak dobra i podniecająca zabawa! Użytkownicy od razu zainteresowali się naszą publikacją i pod każdym zdjęciem posypały się dziesiątki lubieżnych komentarzy. Wielu zaproponowało spotkanie, prosiło o publiczny pokaz z partnerem lub solo. Komplementowali rozmiary mojego biustu, kształtną pupę, zgrabne nogi, gładką, wilgotną i baaardzo pojemną szczelinkę ;) Nawet wydatna męskość Wiktora odnalazła swoją kobiecą rzeszę fanek! Każdą wiadomość śledziliśmy z wypiekami na twarzy i nieskrywaną radością! Obiecaliśmy sobie oraz naszym rozmówcom, że rozważymy nawet pokaz na żywo, uwieczniony wysokiej jakości kamerą! Do takiego przedsięwzięcia oczywiście należałoby poćwiczyć stosowne pozycje, które mogłyby zauroczyć potencjalnych obserwatorów. Dlatego też resztę nocy spędziliśmy w łóżku….
… pod prysznicem….
… i na stole w jadalni :)

Weronika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz