piątek, 20 lutego 2015

Gorące iskry drobnych czułości

Ostatnie dni przemijają mi niczym najpiękniejsza z baśni Christiana Andersena. A wszystko za sprawą Wiktora, który nawet nazywa mnie swoją „księżniczką”. Choć podczas codziennych czynności, w znoszonym dresie i bezładnie upiętych włosach przypominam raczej „Kopciuszka” niż „Śpiącą Królewnę”, to mój ukochany widzi we mnie ucieleśnienie ideału kobiecego piękna. Chyba nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo brakowało mi jego obecności w codziennym życiu… czułych powitań po powrocie z pracy, emocjonujących rozmów podczas kolacji, wspólnych seansów filmowych… i tych magicznych chwil spędzonych w sypialni. Przy Wiktorze właściwie zapominam o wszystkich problemach i zmartwieniach. Wzdrygam się na samą myśl o kolejnej rozłące, która, niestety, niebawem musi nastąpić. Tak więc jedynym moim planem wobec ostatnich dni jego pobytu w domu pragnę wykorzystać w jedyny słuszny sposób… wtulając się w jego bezpieczne i czułe ramiona!
Po całym dniu ciężkiej pracy, wracałam do domu zmęczona i śpiąca. Przez całą drogę marzyłam tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się w łóżku u boku ukochanego księcia. Moja kobieca intuicja podpowiadała mi jednak, że dzisiejszego wieczoru jeszcze przez długi czas nie będzie mi dane posmakować miękkości jedwabistej pościeli. Oczywiście, przeczucia mnie nie myliły. Od progu moje nozdrza uderzył zaskakujący zapach mleczka kokosowego, trawy cytrynowej i kurkumy…
„Kochanie, wróciłaś!” – w korytarzu powitał mnie radosny uścisk Wiktora. Po soczystym, powitalnym pocałunku odebrał mój płaszcz i polecił udać się do jadalni. Na stole już czekała na mnie ceramiczna czarka, pełna mojej ulubionej tajskiej zupy z krewetkami! Że też zechciał ją dla mnie przygotować… Oczywiście pochłonęłam ją w kilka sekund, w asyście doskonałego szejka z mango i ananasa. Do tej pory Wiktor nie ujawniał swoich talentów kulinarnych., tak więc moje zadowolenie mieszało się z ogromnym zaskoczeniem i zakłopotaniem. Pomyślałam, że z pewnością miło byłoby się odwdzięczyć, za okazaną mi troskę… W czasie, gdy mój mężczyzna układał naczynia w zmywarce, ja zrzucałam z siebie kolejne warstwy ubrań. Wreszcie, mając na sobie jedynie półprzezroczyste stringi, ruszyłam w jego kierunku. Objęłam go mono, przygryzając seksownie płatek jego prawego ucha, a moja ręka odruchowo powędrowała na jego rozporek. Przez chwilę trwał w tej pozycji, zamykając oczy i mrucząc niczym tygrys, aż wreszcie odwrócił się w moją stronę, składając na rozpalonym czole delikatny pocałunek. Uznając to za zachętę do dalszej zabawy, powoli obniżałam swoje usta do poziomu jego spodni. Powstrzymał mnie jednak swoim zdecydowanym uściskiem i wtulając swoje brodate policzki w czubek mojej głowy wyszeptał:
„Nie, nie, Kochanie. Dziś to ja chcę się zająć tobą, jak przystało na prawdziwego mężczyznę… i szczęściarza. To wielkie szczęście, że mam Cię przy sobie…”
Rozczuliło mnie jego nietypowe wyznanie. To naprawdę twardy facet, który nie boi się wyzwań, ekstremalnych sportów i dzikich zwierząt na safari, ale w mojej obecności roztapia się niczym mleczna czekoladka pozostawiona latem w pełnym słońcu. Prowadząc mnie za rękę w kierunku łazienki, odkrył przede mną kolejną niespodziankę, którą przygotował specjalnie dla mnie! Moim oczom ukazała się wanna, pełna gorącej, spienionej wody, zroszonej aromatem różanego olejku eterycznego. Dokoła porozrzucane czerwone płatki róż, w rogach zapalone białe świece. Ich złote światło odbijało się od srebrnego wiaderka z lodem, w którym właśnie chłodził się wspaniały szampan. Aż zapiszczałam z radości na samą myśl o długiej i relaksującej kąpieli. Natychmiast zrzuciłam z siebie resztki ubrań i niczym Afrodyta w morskiej pianie, zanurzyłam się ogromnej wannie. To była istna rozkosz dla zmysłów, upragniony relaks fizyczny i psychiczny. Mój ukochany mężczyzna stale pilnował, aby w moim kieliszku nie zabrakło musującego trunku, racząc mnie przy okazji wspaniałymi opowieściami o nieznanych kulturach i miastach, które zwiedził podczas swoich rozlicznych podróży po świecie. Uwielbiam słuchać jego głosu. Jest taki głęboki i szorstki, ale zarazem ciepły i łagodny… prawdziwie podniecający. Kiedy wreszcie kolejna porcja alkoholu uderzyła do mojej głowy, zaproponowałam mu przyłączenie się do kąpieli. Chyba od początku na to liczył, bowiem nie musiałam przekonywać go zbyt długo. Zadowolony i nagi wtulił się w moje rozgrzane ciało, a wtedy jego dłonie bezwiednie powędrowały w okolice moich ud. Uwielbiam, te sprawne, miękkie jak jedwab paluszki. Nawet pod wodą czyni z ich pomocą prawdziwe cuda, co w asyście jego pasjonujących pocałunków, sprawiało mi nieopisaną przyjemność. Ja również nie pozostawałam mu dłużna, meandrując dotykiem pomiędzy jego wspaniałym torsem, umięśnionymi ramionami i imponującym atrybutem męskości. Nasze upojone szampanem usta, języki splatające się w głębokich pocałunkach i wilgotne dłonie, rozpalały nasze zmysły i ciała. Powoli, namiętnie, bez pośpiechu.
W posobny sposób kochaliśmy się tej nocy. W prawdzie bardzo klasycznie, bez gadżetów, wyszukanych pozycji i przebieranek. Zupełnie nadzy, odziani tylko w blask białawych świec, otuleni miękkością pościeli, zapatrzeni w swoje oczy, zatraceni w swoich ustach. Zupełnie tak, jak gdy robiliśmy to po raz pierwszy – nieśmiali, delikatni, zawstydzeni.
Tyle piękna, jednej nocy, zwyczajnie trudno doświadczyć. Ta namiętność nie może mieć końca. Przenigdy…
Weronika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz