piątek, 13 lutego 2015

Afrodyzjaki… esencjonalna moc natury!

Dzisiejszego poranka nie miałam najmniejszej ochoty na wychodzenie z łóżka. Zza okna docierały do mnie ciche postukiwania kropli spadających z dachu na parapet, a w oddali turkotały silniki samochodów, leniwie przesuwających się po rozmokłej od śniegu drodze. Dręczyła mnie jednak świadomość, że nieobecność pani prezes na dzisiejszym spotkaniu z bardzo szczodrym pod względem regularnych opłat klientem może poskutkować jego utratą, co oczywiście nie jest zjawiskiem szczególnie pożądanym. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zwlec się z łóżka i w tempie ociężałej niedźwiedzicy polarnej doprowadzić się do stanu godnego kobiety na moim stanowisku.
Spóźniona i zdenerwowana wbiegałam właśnie po schodach na górę, gdy nagle, zapatrzona we własne paznokcie wiekowa dama (posiadaczka obfitego futra, cuchnącego naftaliną) trąciła mnie swoją lakierowaną torebką. Pech chciał, że zawartość kubka z kawą wylądowała wprost na mojej śnieżnobiałej koszuli.
„Ach, złociutka, musisz bardziej uważać. I nie pędzić tak szybko…” – starsza Pani wykrzywiła swoją pomarszczoną twarz w szyderczym uśmieszku.
„A pani musi wybrać się do okulisty, koniecznie” – odburknęłam zniesmaczona jej nietaktownym unikiem odpowiedzialności za spowodowaną sytuację.
„Młode to i bez bez kultury…” – ofuknęła mnie z wyższością amatorka martwych norek i pospiesznie opuściła korytarz, pozostawiając po sobie jedynie osobliwą woń tanich perfum.
Jak dobrze, że w moim gabinecie tata urządził osobną łazienkę. Dzięki temu mogłam zdjąć z siebie pokrytą brązowymi plamami koszulę i spróbować usunąć plamy przy użyciu zwykłego mydła. Niestety, moje usilne próby naprawienia szkody spełzły na niczym i ostatecznie musiałam pozostać w samym żakiecie.
Siedząc przy biurku i gapiąc się w stertę papierów miałam ochotę naprawdę się rozpłakać. Całe szczęście, że mam przy sobie ukochaną asystentkę Alicję, która posiada naturalną umiejętność poprawy mojego wyjątkowo złego humoru. Tym razem, poza duchowym wsparciem, przynosiła mi całkiem przykre wieści:
„Weronika… nie wiem jak ci to powiedzieć…” – dukała nieskładnie.
„Najlepiej prosto. Nie wiem, czy jest coś jeszcze na tym świecie, co mogłoby mnie bardziej wyprowadzić z równowagi…” – odparłam zdegustowana.
„Owszem, jest. Firma R. rezygnuje z naszych usług. Dziś rano otrzymaliśmy pisemne wypowiedzenie. Za dwie godziny będzie tu ich prezes, żeby podpisać z tobą dokumenty.”
Niech to szlag. Wiedziałam, że trzeba było nie opuszczać łóżka. Widząc mój opłakany stan psychiczny Alicja po cichu opuściła mój gabinet, zabierając mi sprzed nosa tę tonę makulatury. Jak dobrze, że sama się tym zajmie. Zdaje się, że to przez nerwy moja głowa pulsowała bólem niczym rytmicznie uderzany bębenek afrykański. Nieudolne przeczesywanie zakamarków torebki szybko uświadomiło mnie o braku jakichkolwiek tabletek przeciwbólowych. Chwyciłam więc za płaszcz i pospiesznie udałam się do najbliższej apteki. I w tym miejscu swój początek bierze właściwa historia.

W opustoszałym lokalu, w kolejce do zakupu leków, stała przede mną kobieta w średnim wieku. Choć usilnie starała się mówić szeptem, to jednak rozumiałam każde słowo, które padało z jej ust.
„Pani magister, chciałabym kupić coś dla męża… wie pani… na potencję…” – dukała w stronę znudzonej farmaceutki. „Tylko… wie pani… on nie może brać viagry, bo… wie pani… jest uczulony.” Wyrzucenie z siebie tych informacji przyniosło owej kobiecie widoczną ulgę. Specjalistka po drugiej stronie szyby uśmiechnęła się łagodnie i położyła na stole niewielki, elegancko opakowany słoiczek.
„To coś znacznie lepszego i skuteczniejszego. Gwarantuję, że będzie pani zadowolona z efektów. Te tabletki zawierają w stu procentach naturalny wyciąg z kory Johimby lekarskiej, a zawarta w niej johimbina to jeden z najsilniej działających afrodyzjaków na rynku. Może pani próbować owoców morza, czekolady, papryczek chili i olejków eterycznych, ale to jest zdecydowany faworyt wśród moich pacjentów. I co najważniejsze – pani również może spróbować ich działania na sobie, choć przeznaczone są głównie dla mężczyzn.”
Szczerze przyznam, że po raz pierwszy w życiu usłyszałam o zbawiennych właściwościach afrykańskiej roślinki na życie erotyczne tysięcy polaków. Więc kiedy nadeszła moja kolej, poprosiłam o jeden słoiczek dla siebie. I dwa opakowania ibuprofenu.
Po powrocie do biura, w sali konferencyjnej czekał już na mnie podenerwowany mężczyzna, na oko po pięćdziesiątce. Ubrany był elegancko, stosownie do zajmowanej przez siebie pozycji. Zadbany, pachnący i bardzo profesjonalny.
„Pani Weroniko. Jak mniemam, oboje jesteśmy świadomi, jak nieudolnie toczy się między nami współpraca. Będę zupełnie szczery – konkurencyjna, zagraniczna firma złożyła nam znacznie lepszą ofertę. Tak więc jestem zmuszony dokonać natychmiastowej rezygnacji.”
„Może jednak uda mi się zasugerować panu chwilkę rozmowy, przy dobrej kawie?” – wysnułam nieśmiałe pytanie. Zwyczajnie nie spodziewał się tej propozycji, ale ostatecznie wyraził swoją zgodę skinieniem głowy. Gorący napój postanowiłam przygotować samodzielnie, gdyż miałam ku temu jeden, wyjątkowo niecny powód. Do jego świeżo zaparzonej kawy wsypałam 2 pokruszone tabletki z plastikowego słoiczka, a do swojej tylko jedną, w celu sprawdzenia ich walorów smakowych. Chciałam uniknąć zdemaskowania, wobec czego taki test wydał mi się szczególnie rozważny. Ostatecznie dodałam także nieco cynamonu (o którego pobudzających właściwościach wiedziałam już od dawna), a także słodki ekstrakt waniliowy. (Uwierzcie mi, że kawa w mojej firmie jest niczym nektar bogów i stosujemy przeróżne techniki, aby zmodyfikować jej powszedni smak – stąd tak bogate zaopatrzenie naszej kuchni.) Racząc mojego gościa podrasowanym napojem, przy okazji zamknęłam drzwi na klucz i zasłoniłam żaluzje. Tak ot, dla pewności. Ku mojemu zdziwieniu prezes R. wypił duszkiem całą filiżankę, nie zwracając szczególnej uwagi na walory smakowe. Analizowaliśmy liczne z łączących nas umów, gdy nagle zrobiło się koszmarnie gorąco. Przeprosiłam na chwilę mojego rozmówcę, aby uruchomić klimatyzator. Przechodząc obok mężczyzny spostrzegłam, że wygłodniałym wzrokiem pożera on mój głęboki dekolt żakietu (no tak, biała koszula suszy się w łazience), a jego obcisłe, eleganckie spodnie pękają w szwach z powodu monstrualnej erekcji! Teraz byłam już pewna, że wystarczy kilka słodkich, kuszących propozycji, aby podpisać z nim wiążącą umowę na kolejne dwa lata. Tego, co się jednak wydarzyło, mój scenariusz nigdy nie przewidywał. Klimatyzator włączony. I nim odwróciłam się, w celu zajęcia poprzedniego miejsca, powstrzymała mnie silna dłoń prezesa.
„Możemy zawrzeć układ…” – wysapał do ucha, wsuwając jednocześnie swoje dłonie pod mój wystający spoza marynarki biustonosz. „Ty dasz mi to, czego ja chcę i stosunki naszych firm już na zawsze nie ulegną zmianie. Wystarczy jedno słowo i rezygnacja ląduje w niszczarce…”
Mówiąc to, jego palce już przesuwały się pod satynowymi figami, które, nie wiedzieć czemu, były całkiem wilgotne. Nawet gdyby nie zaproponował mi owego seksualnego układu, to i tak poddałabym się jego władzy. Choć rozum krzyczał „nie”, to moje ciało ewidentnie pragnęło smaku tej niepoprawnej zabawy. Rzuciliśmy się na siebie z chciwością i niepohamowaną żądzą rozkoszy. Oczywiście natychmiast zrzucił ze mnie biustonosz i swoimi spragnionymi wrażeń ustami bez oporów przyssał się do moich sterczących sutków. W tym czasie moja dłoń wydobywała z jego spodni efekt działania johimbiny. Zadzierając w górę moją szarą spódniczkę, sprawnym ruchem posadził mnie na szklanym stole. I nie mogąc doczekać się mojego ciepła, tak zwyczajnie odchylił bieliznę i wbił się we mnie aż do samego końca. Z trudem powstrzymywałam krzyki rozkoszy, bowiem jeszcze nigdy sama obecność twardej jak stal męskości nie sprawiała mi tak niebotycznej przyjemności! A trzeba przyznać, że ten niepozorny elegant był mistrzem w dziedzinie doprowadzenia kobiety do spazmatycznego szału. Już samo spojrzenie, pełne napięcia i niezaspokojonych żądzy wynosiło mnie na orgazmiczną orbitę! Nie przypuszczałam jednak, że te magiczne tabletki, poza jakością stosunku, wpłyną także na jego długość! I kiedy ja doświadczyłam już szczytu swojej rozkoszy, on dopiero się rozkręcał. Wtedy zdałam sobie sprawę, że będą to wyjątkowo długie negocjacje…
Po wszystkim, odprowadziłam go do windy. Jeszcze ostatni raz uścisnął moją dłoń.
„Interesy z panią to czysta przyjemność. Do… zobaczenia!”
I w taki oto sposób zakończyła się moja pierwsza, niespodziewana przygoda z afrykańskim afrodyzjakiem w roli głównej.

Weronika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz